Snafu to chiński film akcji z Johnem Ceną i Jackiem Chanem w rolach głównych. Produkcja trafiła w Polsce na Netflixa. Czy warto ją obejrzeć?
Snafu przeleżał na półce kilka lat z różnych przyczyn. Po seansie dziwi mnie, że ten produkt filmopodobny w ogóle ujrzał światło dzienne, bo brak jakości wizualnej strasznie rzuca się w oczy. Choć historia rozgrywa się podczas podróży pustynią, można odnieść wrażenie, że calutki film był nakręcony w studiu. Wszelkie lokacje rażą sztucznością. Tak złych efektów komputerowych dawno nie widzieliście. Poza tym moment, gdy aż nadto wyraźnie widzimy aktorów na tle zielonego ekranu, wybija z jakiejkolwiek immersji. Taniość, niedopracowanie i brak jakości pod każdym względem – to wszystko psuje odbiór.
Jeśli zastanawialiście się, czy
Scott Waugh (
Akt odwagi) umie kręcić filmy akcji i czy warto czekać na jego
Niezniszczalnych 4, ten film rozwieje wszelkie nadzieje.
Snafu pokazuje, że temu twórcy daleko nawet do solidnego wyrobnika, bo nie potrafi on rzetelnie opowiadać historii. Tempo jest rwane, a wizualne rozwiązania są wątpliwej jakości. Często można odnieść wrażenie, że reżyser kompletnie nie wie, jak prowadzić opowieść, by zaangażować widzów – dużo w tym nudy, głupich pomysłów i zaledwie przeciętnie zrealizowanych scen akcji. Mając takich ludzi jak
Jackie Chan czy
Tim Man, nie był w stanie nakręcić walki na poziomie choćby przyzwoitym. Finałowa walka to pasmo głupot i absurdalnych decyzji, co we współczesnym kinie akcji jest wręcz karygodne. Teoretycznie finał jest bardzo w stylu Chana, ale granica smaku została wielokrotnie przekroczona. Zamiast emocjonować, pozostawia w totalnej obojętności. Jak zresztą cały ten film. Nie ma tu nawet jednej sceny akcji, która zachwyciłaby pomysłem i wykonaniem. Wszystko jest festiwalem okrutnej przeciętności.
Jedyna rzecz, która się tutaj sprawdza, to chemia pomiędzy
Johnem Ceną i Jackiem Chanem. To wręcz pozytywnie zaskakuje, bo gdy bohaterowie zaczynają w pewnym momencie współpracować,
Snafu zyskuje rozrywkowy charakter, humor i jakość. Świetnie się ogląda, jak w typowy dla gatunku sposób dogryzają sobie i nie mogą się dogadać. To momentami potrafi szczerze rozbawić – z lepszym scenariuszem (tego tutaj brak) i dobrą reżyserią mogliśmy dostać wielki hit. Niestety nie znajdziemy w tym filmie interesującej historii, która byłaby godna tej obsady.
Po seansie
Snafu pozostaje jeden wniosek: trzeba omijać filmy w reżyserii Scotta Waugha, bo twórca ten potrafi zmarnować wszelki potencjał, który w zasadzie powinien być samograjem. Nuda, fatalnie niedopracowany styl wizualny i w większości kiepskie sceny akcji nie pozwalają z czystym sumieniem tego polecić. Nie jest przypadkiem, że produkcja ta przeleżała kilka lat na półce... Szkoda czasu! Poczujecie jedynie rozczarowanie i zdziwienie, że coś tak niedopracowanego mogło ujrzeć światło dzienne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h