Już od pierwszych minut jesteśmy wrzuceni w wir akcji po cliffhangerze z poprzedniego odcinka, kiedy to rzymianie oficjalnie rozpoczęli szturm na Lacjum, aby odbyć je z rąk Spartacusa. Operacja, trzeba przyznać, przebiegła jak w szwajcarskim zegarku i praktycznie po 10-15 minutach miasto wraca do "prawowitych" właścicieli. Ukazanie zdobywania miasta to po prostu coś pięknego. Spora dawka krwi, dynamicznych walk, sytuacji zmieniającej się co chwila, końcowej ucieczki oraz zmiany pozycji na korzyść rzymskim legionów - to zaiste wspaniała sprawa. Do tego jeszcze świetne wykorzystanie dobrze znanego slow motion oraz brak green screenu, tak rażącego w poprzednich odcinkach, sprawił, że początek "Spoils of War" oglądało się z zapartym tchem. No i wreszcie wielki gladiator, chyba po raz pierwszy od bardzo dawna, musiał ugiąć kolano i uciec, a to zwiastuje jeszcze ciekawszy rozwój wydarzeń.
Początek odcinka, jak i jego dalsza część, miał jeszcze jeden ważny element – narodził się nowy lider! Tak, mowa tu o Gannicusie, który - po zdziczeniu i zobojętnieniu w poprzednim sezonie i na początku obecnego - wreszcie służy sprawie nie tylko mieczem, ale i sercem oraz rozumem. Tym efektowniejsza jest ta przemiana na tle jeszcze niedawno jednego z trzech przywódców, a obecnie złamanego psychicznie Kriksossa. Gannicus pokazuje, czym się powinien odznaczać prawdziwy lider – mądrością, inteligencją, bystrością umysłu, oddaniem sprawie oraz pokorą wobec głównego przywódcy, a te cechy można mu bez wahania przypisać po obecnym odcinku. Jego wątek śledziłem z nieskrywaną przyjemnością, choć zabrakło mu elementu zaskoczenia. Liczyłem bowiem, że wreszcie armia Spartacusa zostanie osłabiona śmiercią pierwszego z dawnych braci, których po heroicznym czynie został w mieście okupowanym przez rzymian. Tak się jednak nie stało – czy dobrze? Czas pokaże. Jednak jedna rzecz jest warta uwagi, skoro już mowa o Gannicusie. Ten swoją rolą w obecnym odcinku przyćmił zacnego traka, który wyszedł nieco na tchórza, choć wciąż nie można zarzucić mu głupoty czy nonszalancji. Ostatnia scena pokazuje jednak, że jego pełne podniosłości słowa powoli zakrawają o szaleństwo.
[image-browser playlist="593502" suggest=""]
©2013 STARZ Entertainment, LLC
Równie dobrze, jeśli nawet nie lepiej, jest w legionach rzymskich. Widać, że pierwsze od bardzo dawna zwycięstwo dodało otuchy rzymianom, którzy wreszcie mają powód do świętowania. Naprawdę dobrze ogląda się ich rozweselonych i urządzających mini igrzyska z walkami w stylu gladiatorów. Na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się wśród nich Cezar, który z odcinka na odcinek jest coraz ciekawszą postacią i zdaje się dopiero rozwijać skrzydła. Wydawać się mogło, że robił wrażenie, kiedy był umorusany i zarośnięty wśród kompani Spartacusa, jednak to dopiero jako ogolony, umyty oraz w należnym mu stroju rzymianin budzi podziw i strach. Nie straszna bowiem mu wojenka, obycie polityczne oraz intrygi, co czyni z niego bardzo niebezpiecznego człowieka. Bez wątpienia pisane mu jest bycie kimś wielkim – tym, kogo dobrze znamy z kart historii. Z pewnością z dużym zainteresowaniem będę śledził, co ma nam do zaoferowania Todd Lasance jako Cezar – ten Cezar!
Tuż za nim, dosłownie pół kroku, w tym odcinku jest Mark Krassus, który jak na razie wciąż imponuje inteligencją poczynań swojej armii, kolejnymi trafnymi decyzjami oraz brakiem strachu wobec trudnych wyborów. Co ważniejsze, słowa z premiery konsekwentnie przekuwa w czyn i realizuje plan zgładzenia Spartacusa. Czy to mu się uda? Trudno powiedzieć, jednak wygląda to bardzo obiecująco. Jest to w końcu pierwszy rzymianin, który docenia swego wroga w dosłownym znaczeniu tego słowa.
[image-browser playlist="593503" suggest=""]
©2013 STARZ Entertainment, LLC
Na tle tak dobrze dobranej i zorganizowanej armii rzymskiej widnieje jedna widoczna skaza. Mianowicie Tyberiusz, którego szczeniackie zagrywki budzą spory niesmak. Daleko mu bowiem do intryg z klasą, jakie oglądaliśmy w poprzednich sezonach, chociażby w wykonaniu Ashura. Chłopak chce szybko dojść z powrotem do władzy, jednak sposób, w jaki to czyni, woła o pomstę do nieba i przywołuje na twarz bardziej wyraz politowania niż podziwu. Cóż, na tę chwilę młody jest jedynie zwadą w armii i może uczynić więcej złego niż dobrego, a sceny z jego udziałem, jaki i wątek z nim związany, raczej drażnią, a nie śmieszą. Z dwojga złego powinny robić to drugie, ale tak niestety nie jest.
Nie będę również ukrywał, że w "Spoils of War" bardzo podobał mi się sposób, w jaki poprowadzono fabułę i wątek główny. Został intensywnie eksploatowany i rozwijany, a na nudę nie było raczej miejsca. Bardzo dobrze wypadł motyw zdobycia miasta i wypędzenia buntowników w góry. Jest on zrealizowany o tyle lepiej niż akcja pod Wezuwiuszem w zeszłym sezonie, że tym razem rebelianci są w prawdziwych opałach. Jeśli nie wykończą ich rzymianie, to zrobi to matka natura, co było dobitnie pokazane w tym odcinku. Tym bardziej słowa Spartacusa, że rzymian czeka śmierć, brzmią irracjonalnie i nielogicznie. Jak więc widać partia, jaką rozgrywają bohaterowie, powoli zaczyna wchodzić w decydującą fazę i tym razem obejrzymy śmierć traka - zgodnie z tym, co przewidziała historia. Mam tylko nadzieję, że twórcy dobrze to zrealizują.
Równie ciekawie były prowadzone wątki poboczne: awansu Krasussa w razie ewentualnego zwycięstwa, Cezara czy też Gannicusa. Praktycznie nie ma się do czego przyczepić – poza Tyberiuszem oczywiście.
[image-browser playlist="593504" suggest=""]
©2013 STARZ Entertainment, LLC
Wreszcie, po kilku słabszych odcinkach, dostaliśmy ten dobry - okraszony wartką akcją, solidnie poprowadzoną fabułą oraz intrygującą końcówką, zwiastującą interesujący ciąg dalszy. Oby twórcy potrafili utrzymać ten poziom i przykuli widza do szklanego ekranu, tak jak uczynili to tym razem, bo ostatni sezon Spartacusa bez wątpienia na to zasługuje.
Ocena: 7+/10