Rebelianci czują, że nadchodzi moment ostatecznego uderzenia. Pytanie tylko, czy są odpowiednio silni.
Nadszedł moment, by pod osłoną nocy ewakuować króla Georga i z pomocą Amerykanów wywieźć go z Wielkiej Brytanii, dając Anglikom nadzieję na odzyskanie niepodległości. Co ciekawe, rebeliantom pomagają w tym również sami naziści, a dokładnie jedna z frakcji, która chce upadku Hitlera. Plan jest dość prosty, a przez to narażony na niepowodzenie. Czy dołączenie do niego Archera może to zmienić na korzyść aliantów?
W finale nareszcie oglądamy nazistów takich, jacy są na kartach historii. Zrywają maski dyplomatów i panów z wyższych sfer. Zaczynają delektować się brutalnymi przesłuchaniami i wymyślaniem coraz bardziej nowatorskich form pozyskiwania informacji od aresztowanych osób poprzez zadawanie im bólu i cierpienia. Nie oszczędzają nawet własnych. Karą za zdradę jest bowiem śmierć. O ile w poprzednich odcinkach na przykład Kellermann (
„Rainer) wydawał się być nostalgicznym idiotą, który swoją wysoką pozycję uzyskał przez przypadek, tak w finale możemy zobaczyć, że postawiony w niewygodnej sytuacji zamienia się w bestię. Krwawą bestię.
Strasznie przewidywalny jest wątek Amerykanów wydostających swoją obywatelkę Barbarę Bargę (
Kate Bosworth) ze szponów nazistów, którzy lada chwila mają ją torturować. Szybki montaż i dramatyczna muzyka ma niby podkręcić atmosferę zagrożenia. Niemcy mogą ich przecież z placówki nie wypuścić. Widać jednak, że twórcy nie mają pomysłu, jak ową ucieczkę ograć w ciekawy dla widzów sposób, więc sprowadzili ją do zwykłego biegania po korytarzach i wrzaskach Niemców by zatrzymać uciekinierów. Straszna sztampa.
Na plus trzeba zaliczyć wykorzystanie przez ruch oporu Archera (
Sam Riley). Facet, który myślał, że nagle odkupi swoje wszystkie winny, zostaje użyty jako narzędzie. Jako przynęta. Ciekawie ogląda się finał, w którym bohater nie jest gloryfikowany. W którym musi z przerażeniem w oczach uciekać. Nie ma wiwatów na jego cześć. Nikt nie klepie go radośnie po plecach. Wprost przeciwnie. Wszyscy nagle o nim zapominają.
Finał pierwszego sezonu
SS-GB jest w dużej mierze przewidywalny, ale też nie nudzi. Jest na takim samym przeciętnym poziomie jak cały serial. Raz się go obejrzy i raczej wracać do niego nie będziemy. Jednak uczucia straconego czasu też nie będzie. Taka ciekawa alternatywa dla zabicia wolnego czasu, jeśli macie go za dużo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h