Ssaki to nowa propozycja platformy Amazon Prime Video. Fabuła skupia się na Amandine (Melia Kreiling) i Jaimem (James Corden) – małżeństwie z kilkuletnim stażem, które poznajemy w bajkowej scenerii, podczas jednej z romantycznych podróży we dwoje. Szybko jednak okazuje się, że bańka wspaniałości pęka, a ta dwójka, jeszcze przed chwilą zakochana w sobie na zabój, staje przed poważnym kryzysem w związku. Im bardziej usiłują go przepracować, tym więcej przykrych faktów wychodzi na światło dzienne, ostatecznie prowokując ich do przemyśleń i podważając sens wszystkiego – nie tylko ich małżeństwa, ale również idei monogamicznych związków we współczesnym świecie. Nowa produkcja została zamknięta w spójną formę sześcioodcinkowego miniserialu – w dodatku bardzo krótkiego, ponieważ każdy z epizodów trwa niecałe pół godziny. Seans upływa naprawdę szybko i  można go wciągnąć w zasadzie na raz. Choć wątki są raczej obyczajowe, twórcy umiejętnie utrzymują napięcie i zainteresowanie widza na stałym poziomie – relację bohaterów śledzimy stopniowo, kroczek po kroczku. Kolejne fakty z życia tej pary podawane są nam jeden po drugim. I gdy już wydaje nam się, że mamy pewien spójny obraz na horyzoncie, okazuje się, że pod podszewką jest jeszcze więcej. I choć relacja z rozpadu związku raczej nie jest niczym zabawnym, za sprawą lekkiej, momentami żartobliwej formy, w jakiej nam tę opowieść zaserwowano, seans upływa naprawdę bardzo przyjemnie. Jestem pod wrażeniem, że to wszystko się ze sobą zazębia w tak krótkim materiale. Mamy tu bowiem do dyspozycji zaledwie trzy godziny zegarowe, a mimo to ta historia jest kompletna. Intryguje, prowokuje do refleksji i budzi autentyczne emocje. Wątek Jamiego i Amandine to najważniejsza część fabuły, jednak tuż obok rozwija się równolegle historia drugiej pary – Lue (Sally Hawkins), czyli siostry głównego bohatera, i jej partnera Jeffa (Colin Morgan). I tutaj pojawia się delikatny zgrzyt – w tak krótkiej formule nie ma bowiem na tyle miejsca, by historie te wybrzmiały równie mocno. Siłą rzeczy kierujemy większą uwagę na pierwszą parę, a wówczas wątek Lue i Jeffa staje się pewnego rodzaju zapychaczem, nie do końca temu serialowi potrzebnym – już nie tak barwnym i odczuwalnie słabiej przyciągającym do ekranu. Owszem, finalnie obydwie płaszczyzny łączą się w jednym wspólnym punkcie, ale wrażenie braku równowagi i tak pozostaje po seansie. Być może twórcy porwali się na zbyt wiele, próbując zaprezentować jakąś ogólną analizę współczesnych związków i ich kondycji – na to wskazywać może częste metaforyzowanie (z samym tytułem produkcji na czele) i pytania bez odpowiedzi. Jeśli taki faktycznie był cel, trochę chybiono tu z wyborem formatu – miniserial powinien wówczas trwać zdecydowanie dłużej. Jeżeli jednak filozofowanie to tylko dodatek, a głównym celem miało być po prostu krótkie studium związku pewnej brytyjsko-francuskiej pary, ja to kupuję – ostatecznie historia, którą nam zaprezentowano, jest satysfakcjonująca. Trzeba tylko przyjąć ją na lekko, z dystansem. I bez doszukiwania się w niej głębi większej niż ta płynąca z obserwacji bieżących wątków (które naprawdę są tutaj dość czytelne – mimo symbolicznej otoczki). Do samej gry aktorskiej nie można mieć zarzutów – cała czwórka głównych bohaterów radzi sobie bardzo dobrze, a największe pole do popisu ma tu wbrew pozorom nie Corden, a Sally Hawkins. Wątek Lue, choć w świetle Jamiego i Amandine nieco odsunięty na dalszy plan, ma bardzo duży potencjał i pozwala ciekawą interpretację aktorską. Warto też wspomnieć, że Ssaki to także uczta dla oka. Serial jest przepięknie zrealizowany – od londyńskich scenerii, poprzez bogatą ścieżkę dźwiękową i kolory, aż do detali scenografii w mieszkaniach głównych bohaterów. Wszystko jest bardzo dobrze dopracowane i patrzy się na to z autentyczną przyjemnością. Ssaki to fajna propozycja na luźny wieczór. Mimo tego, że twórcy usilnie próbują przemycić tu głębszy przekaz podprogowy, raczej nie nazwałabym tego tytułu szczególnie ambitnym czy psychologicznym – tę produkcję należy traktować raczej jako słodko-gorzką tragikomedię na raz. To krótka, wizualnie urocza opowieść, zostawiająca optymalną przestrzeń do wysnuwania własnych wniosków i zaskakująca widza kilkoma niespodziewanymi twistami. Choć forma miniserialu może sprawiać pewien niedosyt, a część wątków na pewno zasługiwała na lepsze zgłębienie, całość i tak okazuje się kompletna i wystarczająco dobrze podsumowana. Twórcy przynajmniej uniknęli przekombinowania. Wszystko jest utrzymane na bardzo przyzwoitym poziomie, a surrealistyczny finał daje dodatkowe pole do samodzielnej interpretacji. To miłe zaskoczenie – w porównaniu do innych "typowych" produkcji obyczajowych – ciekawe, przykuwające oko i naprawdę dobrze zrealizowane. Ode mnie 7/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj