Star Trek: Lower Decks zaczyna się inaczej, bo cała dynamika grupy została rozbita poprzez wycięcie z niej Boimlera. Ten zalicza jedynie zabawny epizod, który śmieszne puentuje naukowy język uniwersum. Dzięki temu możemy też spojrzeć na Mariner jako samodzielną bohaterkę, która nie działa jedynie w duecie z fajtłapowatym kolegą. W tym przypadku czuć progres pod kątem rozwoju charakteru (przestała torpedować samą siebie, co było męczące w 1. sezonie i stała się ciekawszą postacią). Nadal ma ten swój pazur, a jej relacja z mamą nawet wypada zabawnie. Jest w niej dużo świadomości, chęci i niechęci do wspólnych przygód, więc jak tym razem Marine ląduje w celi, nie ma tu negatywnych emocji. Dobrze jednak, że w tym wszystkim specyficzność Mariner została zachowana. Kapitalnie wypada jej trening na holodecku z ucieczką z kardasiańskiego więzienia. Czuć w tym cały niedorzeczny charakter Star Trek: Lower Decks, który, choć jest osadzony w kanonie i wiele z niego czerpie, podkreśla też czasem jego absurdy.
fot. materiały prasowe
+5 więcej
Zresztą cała główna historia premiery 2. sezonu jest takim podkreśleniem absurdu. Zrobienie z Jacka Ransoma postaci, która obdarzona boską mocą zaczynać szaleć, to coś, co ten serial robi dobrze. W tym przypadku jednak trudno nie poczuć przekroczenia granic pomiędzy wesołym szaleństwem a przekombinowanym kiczem. Boskość Ransoma i walka z jego gigantyczną głową przestała bawić dość szybko. Ma to przynajmniej znaczenie dla relacji pomiędzy postaciami, więc w tym aspekcie twórcy dobrze wykorzystują ten motyw. To plus, bo choć operują przesadą i czasem nawet kiczem, to przynajmniej fabularnie jest to robione po coś. Nieporozumieniem jest wątek Tendi, która nagle zachowuje się jak zazdrosna psychopatka chcąca "naprawić" Rutherforda. Nie ma tutaj za grosz humoru, a zachowanie postaci zostało tak kiepsko umotywowane, że aż irytuje. Jest to zarazem otwarta sugestia, że Tendi i Rutherford mogą zostać parą, bo jeśli bohaterka naprawdę robi to dla przyjaźni, to cały wątek jest jeszcze większym nieporozumieniem. Dawno nie było w tym serialu czegoś, co tak zapychało ekran... męcząc, zamiast bawić. Twórcy udowadniali, że stać ich na więcej. Star Trek: Lower Decks zaczyna się poprawnie. Cały motyw Ransoma jest uroczo przegięty i dobrze osadzony w konwencji, ale Tendi obniża jakość odcinka. Zdecydowanie po dobrej drugiej połowie pierwszego sezonu można było oczekiwać więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj