Stargirl w tym odcinku trochę przypomina serial z pierwszego sezonu, bo bardziej skupiamy się na superbohaterskich perypetiach. Mamy więc genezę córki Zielonej Latarnii, która ma dobrze rozłożone akcenty, a sama postać wykazuje się charakterem. Szkoda tylko, że raz dwa i najwyraźniej znika z serialu. Pozostaje pytanie: po cóż wprowadzać ją, skoro nie zostaje na dłużej? Formalnie jest to solidny wątek, pozwalający utrzymać dobrze znany styl serialu, ale jednocześnie czuć w tym ograniczenia budżetowe, których w pierwszym sezonie nie było. Pomysły na obrazowanie treningu używania pierścienia Zielonej Latarnii wyglądają przeciętnie i najczęstszym efektem są świecące oczy bohaterki. Czuć, że to właśnie tutaj ani nie ma zbytnio kreatywnych pomysłów, ani wykonania, bo choćby scena, gdy bohaterka unosi się nad ziemią, wygląda smutno tanio. Trochę to rozczarowujące pod wieloma względami. Tak samo jak niesmak wywołuje jeden z głównych czarnych charakterów sezonu. Eclipso wydaje się kwintesencją utraty budżetu przez ten serial, bo złoczyńca to na razie kawałek kryształu i nikczemny głos. Ten odcinek nie buduje obrazu charyzmatycznego antagonisty, który miałby stanowić zagrożenie. Manipuluje, kusi, a potem pożera duszę. Niby brzmi to ok, ale gdy dochodzi do sedna, nie wygląda to najlepiej. Ten moment, gdy przejmuje ciało Cindy, by zabić jej matkę, to kolejny pokaz taniości; charakteryzacja aktorki w tej scenie wygląda szkaradnie i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Lepiej wygląda Shade, który przynajmniej wypada charyzmatyczne i interesująco. Wprowadzenie tej postaci w tym odcinku wiąże się z przyjemnie dostrzegalnym potencjałem.
fot. The CW
+2 więcej
Najgorsze jest jednak to, że w 2. odcinku twórcy popadają w skrajności w kwestii Courtney. Jej absurdalne zachowanie nie ma mocnych fundamentów, przez co chwieje się to w posadach. Court jest strasznie irytująca, podejmuje absurdalne decyzje, a jej stosunek do córki Zielonej Latarnii przypomina zazdrosne dziecko. Najgorsze w tym, że to wszystko jest typową zagrywką w stylu Arrowverse, czyli skierujmy zachowanie bohaterki w totalną skrajność, aby udowodnić tezę i pozwolić jej dojrzeć. Efekt jednak jest odwrotny od zamierzonego, bo po dwóch odcinkach można mieć serdecznie dość głównej bohaterki. To coś, co jednak w pierwszym sezonie było nie do pomyślenia, gdy była ona mocnym punktem programu. Stargirl notuje lekką poprawę, ale nadal nie jest dobrze. Najmocniejsze atuty pierwszego sezonu zniknęły, nie dzieje się wiele, a akcenty nadal są rozłożone niezbyt atrakcyjnie. Szkoda.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj