Step Up: High Water to serial, który zdecydowanie jest skierowany do osób lubiących taneczne produkcje. Plusem jest brak powielania schematu z kinowych filmów (jedna główna bohaterka, romans, turniej, który muszą wygrać, konflikt z inną ekipą) i pójście bardziej drogą wyznaczoną przez takie Glee. Mamy więc w centrum tytułową szkołę dla uzdolnionych tanecznie dzieciaków, których nie stać na dostanie się do normalnych szkół. Tutaj bogata gwiazda muzyki daje szansę tym, którzy w normalnych warunkach by jej nie mieli. Twórcy korzystają z tego motywu, by opowiedzieć historię bohaterów z różnych grup społecznych, których łączy wspólna pasja. Początkowo może się wydawać, że rodzeństwo jest w centrum fabuły, ale to mylne wrażenie: są oni częścią większej obsady. W przypadku tej produkcji trzeba do tego podejść ze świadomością, że nie mamy do czynienia z aktorami. Podobnie, jak w przypadku kinowej serii podstawą przy castingu nie jest talent aktorski, ale umiejętności taneczne. Podobna sytuacja jak w przypadku musicali, gdzie wokal jest priorytetowy. To wymaga od widza podejścia do całości z dystansem, bo wyraźnie widzimy, że osoby w tym serialu to co najwyżej aktorzy przeciętni, którzy mają przekazywać swoje emocje tańcem,  a resztę przedstawiać w sposób poprawny lub przyzwoity. Taki, który można zaakceptować, mając świadomość, że trudno połączyć umiejętności aktorskie z tanecznymi na poziomie oczekiwanym przez producentów. Bynajmniej nie jest to jakaś wada, bo ten serial nie ma zachwycać dialogami, rozwojem bohaterów czy interakcjami a tańcem. To jest podstawa i widać, że twórcy czują to w pełni, wykorzystując budowany potencjał. Obok tego mamy scenariuszowe koszmarki, drewniane dialogi, głupie konflikty oraz osobiste dramaty, które nie są w stanie wybrzmieć w pełni. I nie muszą, bo sceny taneczne mają te emocje, których w takim serialu szukamy. Taniec to serce tego serialu, które realizacyjnie może się podobać. Czasem jednak miałem wrażenie, że widowiskowo nie jest to poziom, który oferowały kinowe filmy. Zwłaszcza ostatnie, które pod względem pracy kamery i choreografii budziły podziw. W Step Up: High Water wygląda to dobrze, efektownie, ale bez taniego efekciarstwa. Z emocjami, sercem i w odpowiednim momencie, ale bez wymuszenia i przesadnego epatowania tańcem w nie tych chwilach, gdy trzeba. Jest parę scen, gdzie w innym serialu dostalibyśmy rozmowy o uczuciach, a tutaj twórcy z tego rezygnują, pozwalając, by taniec przemawiał za aktorów. Takie sekwencje dają nam pokaz siły tego serialu, nawet jeśli nigdy nic nie wchodzi na realizacyjne wyżyny. Patrząc na rozkład rozwoju fabuły, prezentacji bohaterów oraz komponowania tego w jedną całość, czuć, że twórcy korzystają ze stereotypów i gatunkowych klisz. Większość postaci na pierwszy rzut oka nie jest niczym innym, niż oklepanym schematem w jakiś sposób wywodzącym się z kultury hip-hopu. Czasem to irytuje. Plusem można uznać to, że wraz z kolejnymi odcinkami troszkę to ulega zmianie i bohaterowie są poddani ewolucji. Nawet, jeśli jest to robione przez banalne wątki romantyczne (hetero i homoseksualne), czy gangsterskie, tworzy to całość, którą ogląda się z zainteresowaniem. To chyba jest cały sukces Step Up: High Water - pomimo klisz, banałów, schematów, przeciętnego aktorstwa i wątpliwej jakości scenariusza, tworzy to całość dającą niezłą rozrywkę. Są w tym emocje, lekkość i pewien urok, jaki towarzyszy tej serii od samego początku. Step Up: High Water nie dokonuje drastycznej zmiany oblicza serii Step Up. Czerpie ze schematów, dając to, czego oczekujemy po tego typu serialu: solidnej historii, sympatycznych bohaterów i dużo emocji w tańcu w dobrym wydaniu. Jeśli ktoś lubił kinowe filmy lub po prostu taneczne fabuły, jest to coś, co może być całkiem niezłą wciągającą rozrywką.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj