Superman i Lois kolejny raz wkraczają na mały ekran, tym razem za sprawą Grega Berlantiego i Todda Helbinga, którzy zapragnęli opowiedzieć nieco inną historię o kultowym duecie z komiksów DC. Dlatego też nadali serialowi zupełnie inny kierunek i wyróżnili tę kreację Człowieka ze Stali od licznych innych jego przedstawień. Clark i Lois nie będą zmagać się z Generałem Zodem czy z najeźdźcami z kosmosu, ale z rodzicielstwem i trudami wychowania niesfornych bliźniaków. Do tego dojdą jeszcze fobie społeczne, małomiasteczkowe zażyłości i szereg innych niebezpieczeństw, które narosły w Smallville od czasu śmierci Jonathana Kenta. Czas najwyższy zatem, żeby jego syn wrócił w rodzinne strony i zrobił porządek z niegodziwcami czyhającymi na pieniądze biednych ludzi. Zaznaczmy dla jasności, że jest to ciekawy pomysł na uziemienie najsilniejszego człowieka na świecie, który potrzebuje kilku chwil na spędzenie czasu z rodziną, naprawienie traktora i po prostu bycie obecnym w życiu najważniejszych mu osób. Oczywiście obecne są klisze związane z tajemnicami wewnątrz rodziny - w końcu ojciec lata po mieście z peleryną i wielkim "S" na piersi. Belranti i Helbing dadzą nam w pierwszym odcinku także znane motywy z akceptacją siebie i dążeniem do zrozumienia, że z wielką mocą wiąże się... oj, sami wiecie.  Nikogo nie powinno zatem dziwić, że twórcy unikają na razie motywów charakterystycznych dla superbohaterszczyzny, więc widowiskowe starcia i robienie pożytku ze sowich mocy w efektownym stylu nie zabiera czasu antenowego postaciom. Wersje bohaterów portretowane przez Tylera Hoechlina i Elizabeth Tulloch widzieliśmy już w poprzednich serialach The CW, ale tym razem mają dla siebie zdecydowanie więcej czasu, nawet pomimo synów lubiących pakować się w tarapaty. Trudno o zaskoczenia w całym pierwszym odcinku, ale w tak obranej konwencji serial zyskuje przede wszystkim na relacjach, a te między bohaterami są napisane na tyle dobrze, że operowanie utartymi schematami nie odwraca naszej uwagi i sprawia, że dobrze ogląda się rodzinę Kentów. Wyobrażam sobie, że dla wielu widzów ta proporcja nie będzie odpowiednia, ale trzeba dać twórcom szansę na opowiadanie wydarzeń w skali mikro, by później mocniej zależało nam na znacznie większych w skali zagrożeniach, które niewątpliwie nadejdą. Obserwowanie najsilniejszego człowieka na świecie, który nie radzi sobie z wychowaniem dzieci, to dobry i ważny motyw, który może mieć swoje ciekawe rozwinięcie. Na tym etapie ekranowych występów Człowieka ze Stali wypada wręcz dodać do jego historii nieco więcej człowieczeństwa. Ciekawie zostało to zobrazowane za pomocą dwuminutowego wprowadzenia, streszczającego genezę Supermana. Widzimy go przez chwilę na początku drogi w uszytym przez mamę kostiumie, częstującego uratowanego chłopca szerokim uśmiechem. I takiego właśnie Supermana chce się oglądać. Co było obiecujące na początku, później stało się problemem związanym z tożsamością i ostatecznym kierunkiem. Pierwszy odcinek wyraźnie stoi w rozkroku między komiksową pretekstowością a nieco poważniejszym ujęciem. Stylistyka przypomina bardziej filmy Zacka Snydera i na razie mało jest momentów, które przełamują poważny ton. Jasne, wymagamy od twórców dojrzalszego ujęcia i więcej filmowego rozmachu, ale należy umiejętnie lawirować miedzy istotnymi tematami a komiksowym rodowodem. Wciąż nie udało się chociażby zabawnie ograć motywu ze zdjęciem okularów przez Clarka, bo moment ten przypada akurat na wzniosłą scenę w samej końcówce odcinka.
fot. materiały prasowe
+13 więcej
Tyler Hoechlin wypada przekonująco jako Superman i jako Clark, więc akurat o charyzmę aktora nie musimy się martwić. Świetnie jako Lois prezentuje się także Elizabeth Tulloch, więc fani tych postaci z komiksów powinni być zadowoleni. Fabuła zmusza Clarka i Lois do powrotu do Smallville, więc tutaj także znajdzie się wiele charakterystycznych motywów ze spotkaniem starej miłości Clarka, Laną Lang (Emmanuelle Chriqui) i farmą Kentów na czele. Efekty wizualne w serialach Arrowverse nigdy nie były przełomowe i może w tym przypadku prezentują się nieco lepiej, ale w Supergirl, Flashu lub Legends of Tommorow kicz przełamywany był zawsze odpowiednim humorem i samoświadomością. W pierwszym odcinku trudno o to również ze względu na dziejące się wydarzenia, więc z oceną tego elementu należy się wstrzymać. W Superman i Lois na każdym kroku czuć inne podejście do historii. Mamy nawet scenę, w której Lois prosi Clarka o pozostanie w domu, żeby odpuścił choć raz ratowanie innych i skupił się na rodzinie. Być może wielu fanów będzie tym faktem oburzona, ale to zdecydowanie dobry odcinek, jeśli chodzi o relacje rodzinne i motywy odnajdywania siebie nie tylko w kontekście dzieci, Jonathana i Jordana, ale też samego Clarka. Gorzej, kiedy Superman rusza w końcu do akcji. Tutaj nie udało się wprowadzić niczego ciekawego i same starcie herosa z tajemniczym wrogiem, było raczej obojętne. Ale jest w tym może pewna celowość, aby jeszcze mocniej nas zainteresować przyziemnymi sprawami Lois i Clarka? Odpowiedź na to dadzą kolejne odcinki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj