W nowym odcinku Superman i Lois było wszystko. Emocje, kryzysy rodzinne, starcia z silnym przeciwnikiem i scena przesłuchania. Dlaczego więc nie ma powodów do optymizmu?
Solidnie. Tak może krótko skomentować najnowszy odcinek Superman i Lois. Tym razem szczególnie mocno widać nierówny poziom na przestrzeni całego odcinka, a wynika to głównie z większego nacisku na komiksowe motywy i starcia Supermana z kolejnym wrogiem, posiadającym moc zbliżoną do Człowieka ze stali. Z jednej strony widzów może cieszyć fakt, że jest więcej akcji i mocno zarysowano stawkę jako poważne zagrożenie, które sprowadza się do widma powstania armii mocarnych ludzi. Jednak póki co nie wypada to w sposób pełni satysfakcjonujący.
Przede wszystkim sam fakt, że z łatwością "produkowani" są kolejni nadludzie, trochę ujmuje nie tylko powstającemu dla Ziemi zagrożeniu, ale też Supermanowi, którego potęgę trudno w tym odcinku poczuć. Są wszystkie te momenty, kiedy Clark rozpędza się do ogromnych prędkości i z hukiem pokonuje wszelkie długości, co zawsze robi dobre wrażenie. Jednak w momencie starcia na pięści twórcy musieli znowu sięgnąć po najłatwiejszy ze sposobów, aby zbytnio nie nadwyrężać budżetu. Pojawia się więc rozpylony Kryptonit, co ma swoje uzasadnienie. Wiadomo, że jak chcesz pokonać Supermana i dysponujesz Kryptonitem, to tylko głupiec go nie użyje, ale to samo działo się w poprzednim tygodniu. Ta powtarzalność i brak kreatywności tym razem zwyczajnie razi w oczy.
Ciekawie, bo mimochodem rzucony został motyw multiwersum, którego świadomość mamy od pierwszego odcinka, kiedy to myśleliśmy o Luthorze z innego świata, który oczywiście okazał się być Johnem Ironsem. Koncepcja wieloświatów niedługo zawładnie kinem superbohaterskim, ale w telewizji, za sprawą poprzednich produkcji The CW, nie jest to już wielka niespodzianka. Twórcy słusznie przyjęli, że widzowie są gotowi przyjąć to bez zbędnych tłumaczeń. To jednak nie oznacza, że łatwo przychodzi to bohaterom i szczególnie dla Jonathana szokujące wydaje się istnienie innej wersji jego mamy, która została zamordowana przez swojego ojca. Nie jest to specjalnie wyszukany koncept, ale działa na poziomie tego serialu. Zmienia dynamikę w relacjach i znowu daje okazję rodzinie do próby zmierzenia się z nowym wyzwaniem.
Scenarzyści dosyć pomysłowo rozłożyli wszystkie pionki na planszy, prowadząc do momentu, w którym Generał Lane przestanie ufać Supermanowi i nasz protagonista będzie zmagał się nie tylko z Morganem Edge'em, ale także ze swoim teściem. Nie można zarzucić twórcom braku zarysowania motywacji postaci, bo Irons faktycznie namieszał i mógł zmienić perspektywę osób z otoczenia Clarka. Nie do końca mam przekonanie, że będzie to atrakcyjne dla widzów, ale z pewnością wszystko idzie w kierunku niezwykle trudnego zadania dla Supermana, który w pojedynkę może nie dać rady z wojskiem i armią nadludzi. Czy fałszywy Luthor przyjdzie z odsieczą? Wszystko na ten trop wskazuje.
Osobnym, ale wciąż spinającym całość wątkiem jest ten z udziałem Lois Lane. Odcinek szczególnie skupia się na tej postaci, odkrywając jej trudną sytuację z przeszłości. Oglądamy bohaterkę tracącą kontrolę nad całą sytuacją. Powraca motyw jej dużych ambicji - nie chce być tylko żoną Supermana, pragnie też mieć realny wpływ na ratowanie świata. Sekwencje rozmowy z terapeutką były ważne, ale niekoniecznie dobrze napisane. Dialogi były lekko pompatyczne, ale całość wystarczająco ciekawie kreuje nam postać Lois i dość istotny problem przez lata widoczny w słynnym komiksowym duecie. Wciąż oczywiście bohaterowie muszą naciskać guzik i prosić Supermana o pomoc, bo już takie jest życie, że bez supermocy pewnych rzeczy nie da się załatwić.
Superman i Lois tym razem obniża loty, odsłaniając prawdziwe intencje twórców i sprawiając, że można powoli zastanawiać się nad finalnymi rozstrzygnięciami i poziomem ich realizacji. To wciąż solidna produkcja, w której jest dużo serca, ale nacisk na komiksowe aspekty nie został w tym tygodniu wystarczająco dobrze dopisany do pozostałych wątków, które wcześniej prowadzone były znacznie lepiej.