Oczywiście zamysł na film był inny. Piosenkarka wielkiego formatu, której bliżej do ogłoszenia upadku kariery niż światowych tras koncertowych, miała przeżyć świąteczny cud i otworzyć serce dla owdowiałego nauczyciela muzyki. W rzeczy samej fabuła do tego dąży. Przecież w końcu mówimy o najbardziej uczuciowym gatunku, w którym zbłąkane serca zawsze się łączą. Szkoda jedynie, że Święta z tobą nie oddały prawdziwej magii uczucia, przyklejając filmowi łatkę bezosobowej, świątecznej rozrywki. I raczej nie jest to wina gry aktorskiej, a na pewno nie pierwszej twarzy komedii, gdyż Aimee Garcia dała jak zawsze elektryzujący popis. Wcielając się w rolę upadającej gwiazdy popu, odnalazła się zarówno w komediowych wątkach, jak i tych zaczerpniętych z melodramatu. Jej postać poznajemy w momencie poprzedzającym upadek kariery. Aby temu zapobiec, grana przez nią Angelina musi stworzyć świąteczną piosenkę, która stanie się prawdziwym hitem i przywróci przyćmioną gwiazdę na właściwe tory. W końcu w tak diabolicznie szybkim świecie show-biznesu nie ma miejsca dla osób, których dotyka zawodowe wypalenie. I rzeczywiście ten wątek został dopracowany. Presja, jaką wywiera na piosenkarkę wytwórnia, stawiając ją w cieniu tak naprawdę jej młodzieżowej wersji – świeżej celebrytki, która wypchnęła Angelinę z pozycji liderki – jest przytłaczająca. Co jest sporym atutem i poniekąd nowością, gdyż komedie romantyczne z założenia nie prowadzą do poważnych refleksji. A tu jednak, wśród rodzącego się romansu, mamy tłamszący świat show-biznesu. Oczywiście omówiony z pobieżnością i bez ciężkiego klimatu, ale z akcentem na ulotność sławy. To wywołuje myśl, iż żaden człowiek, nawet ten u szczytu popularności, nie ma gwarancji, że kiedyś nie zostanie zastąpiony. Pretensje można mieć do Freddiego Prinze Jr., który nie porwał. Jego bohater rozmył się w blasku żywiołowej Angeliny. Owdowiały ojciec nastoletniej Cristiny to wzór samotnego rodzica, z którego serdeczność wręcz się wylewa. Nauczyciel muzyki zdążył pogodzić się z przyziemnym życiem, kiedy to nagle zostaje odnaleziony przez wysłanników mrocznego show-biznesu i wepchnięty do świata, przed którym tak bardzo uciekał. Niby wszystko w porządku (pomysł na fabułę był!), ale coś tutaj nie zadziałało – zwłaszcza w najważniejszym wątku gatunku, czyli miłosnej historii. Kreowane uczucie między bohaterami po prostu nie powala. Nie ma momentów, w których moglibyśmy zachwycić się ich miłością, a chwilami sztuczne dialogi i reakcje bohaterów jeszcze bardziej to komplikują. Paradoksem Świąt z tobą jest fakt, że od początku znane jest zakończenie, ale przez ledwo tlącą się chemię między postaciami można być zaskoczonym, że jednak doszło do finału. Fajnie starają się to wynagrodzić wysunięte poza miłosną scenerię postacie. Oczywiście mowa o córce Miguela (Deja Monique Cruz) oraz agentce Monique, którą Zenzi Williams wybiła na pierwszy plan. Znakomity występ aktorki, w każdej chwili urozmaicał lekko przygaszoną akcję.
fot. Netflix
+6 więcej
Zarzut można mieć również do świątecznego wystroju. Co prawda twórcy postarali się, by z przepychem udekorować dom, w którym wiara w magię miała zostać odzyskana. I rzeczywiście dom Migeula to ostoja rodzinnych więzi, pielęgnująca latynoskie zwyczaje. Jednak żółte światełka zwisające w tle wypadają dosyć płasko i niestety nie zachwycają swoim wyglądem. Czasami wręcz stają się rozmyte, przez co upiększenie traci na wartości. Poważnym błędem jest wątek o absurdalnej diecie, na którą decyduje się piosenkarka. Jeśli twórcom tak bardzo zależało na tym aspekcie, powinni dołączyć do tego wyjaśnienia, jak szkodliwe dla zdrowia człowieka są restrykcyjne diety. W końcu wzorce z filmu mogą czerpać zupełnie nieświadome osoby, zwłaszcza dojrzewające nastolatki. Nawet tak lekki gatunek nie powinien w żaden sposób przyczyniać się do rozprzestrzeniania szkodliwych treści. Święta z tobą to film łączący dobre pomysły z nieco gorszym wykonaniem. Nie można powiedzieć, że jest to zła produkcja, jednak z pewnością nie znajdzie miejsca na liście najlepszych świątecznych komedii romantycznych. Gdyby postawić na większe emocje i inny rodzaj humoru, prawdopodobnie spełniłaby swoje funkcje. Miłym akcentem są latynoskie zwyczaje i wybrzmiewający język. Jednak wytrzeszczone oczy Prinze śnić mi się będą po nocach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj