W poprzednim odcinku This Is Us smuciliśmy się, oglądając śmierć Jacka, a teraz przyszedł czas żałoby. Twórcy skupili się tym razem wyłącznie na przeszłości, bez zaglądania w teraźniejszość lub przyszłość, którą wprowadzili w ostatnim epizodzie. Trudno zignorować podobieństwo do Lost pod tym względem, ale na szczęście seriale są tak różne, że w ogóle nie przeszkadza to, że taki pomysł na opowiadanie historii został już wcześniej wykorzystany. W każdym razie sam odcinek też został w oryginalny sposób przedstawiony, ponieważ większość wydarzeń kręciło się w wokół auta, które stało się niemal jego cichym bohaterem. Oglądaliśmy wiele wspomnień z nim związanych, ale Jeep Wagoneer był tylko punktem wyjścia i pretekstem, żeby z innej strony pokazać jak dobrym, wyrozumiałym, troskliwym i przewidującym ojcem oraz mężem był Jack. Szczególnie końcówka mogła się podobać, gdy przekonywał sprzedawcę, jak ważny jest dla jego rodziny właśnie ten solidny samochód, który faktycznie stał się częścią Pearsonów i źródłem wielu wspomnień. To było bardzo w stylu Tacy jesteśmy, gdzie smutek mieszał się z otuchą, dzięki czemu widzowie na kolejny odcinek będą czekać w pozytywnych nastrojach. Same wspominki z różnych wydarzeń z życia Pearsonów nie stanowiły przełomowych momentów dla bohaterów, ale odegrały istotą rolę w umacnianiu więzi rodzinnych. Sympatyczne sceny oglądaliśmy z Kate, która nie poszła do szkoły, aby zdobyć autograf Alanis Morissette. Z kolei Randall i Kevin dowiedzieli się kilku informacji o nieprzyjemnej przeszłości ojca, które zrobiły na nich wrażenie, a chwile napięcia przeżywaliśmy z chorą Rebeccą. Natomiast te wspomnienia raczej miały za zadanie rozrzedzić tę ponurą atmosferę związaną z pogrzebem Jacka. Dzięki nim widzowie mogli skupić myśli na przyziemnych wydarzeniach, które dawały chwilę uspokojenia i emocjonalnego rozluźnienia. Oglądało się je z ciekawością, ale bez większego zaangażowania w porównaniu z pozostałymi retrospekcjami. Jednak najbardziej wzruszały sceny związane z pogrzebem, które wyjątkowo zostały pozbawione muzyki, dając jeszcze bardziej przytłaczający efekt. Powrócił również doktor Katowski, który tym razem nie wykazał się żadnym trafnym cytatem, jak to było z cytryną i lemoniadą, choć zostało to wspomniane. Ale i bez tych mądrych słów podniósł na duchu Rebeccę, a aktorzy sprawili, że ta rozmowa z jednej strony była bardzo filmowa, a z drugiej naturalna i szczera. Z kolei sceny, gdy cała rodzina zebrała się przy drzewie Jacka, też wywołały wiele emocji i chwytały za serce. To było dobre i uczuciowe zamknięcie wątku związanego ze śmiercią głównego bohatera. Właśnie na takie zakończenie widzowie zasługiwali po tylu miesiącach oczekiwania na rozwiązanie całej tajemnicy. Najnowszy odcinek Tacy jesteśmy znowu przyniósł wiele wzruszeń i zapadających w pamięć momentów. Dobrze też, że twórcy mieli zupełnie inny pomysł na pożegnanie i oddanie hołdu postaci Jacka niż to było w przypadku śmierci Williama, która miała wręcz artystyczny charakter. Tutaj nie brakowało prawdziwe rozdzierających emocji, ze względu na bardzo życiowe wydarzenia, co jest największą zaletą serialu. Co ciekawe, po poznaniu okoliczności śmierci Jacka, wciąż chce się oglądać Tacy jesteśmy, ponieważ produkcja wciąż stoi na wysokim poziomie, szanując swoich widzów. Na pewno twórcy mają jeszcze w zanadrzu wiele niespodziewanych zwrotów akcji, które będą wzbudzać nasze zainteresowanie, ponieważ dobrze wiemy, że emocje w tym serialu są gwarantowane!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj