This is Us trzyma się mocno w tym sezonie, uwodzi swoim urokiem, pokrzepiając serca ciepłem i mądrością płynącą z serialu. Emocji nie brakuje, choć nie są one wywindowane tak wysoko, jak w poprzednich latach. Gra aktorska wciąż robi wrażenie, ale to scenariusz najbardziej imponuje, dzięki niemu żaden odcinek nie nudzi. Wielowątkowość i retrospekcje sprawiają, że epizody ogląda się z tak dużą uwagą. Poza tym jesteśmy już w takiej fazie opowieści o rodzinie Pearsonów, że nie potrzeba zbyt wielu wyjaśnień, aby wczuwać się w emocje bohaterów. Dobrze to widać w najnowszym odcinku napakowanym wydarzeniami, które nie są przełomowe dla postaci i nie wywracają ich życia do góry nogami, ale są pełne treści. I o to właśnie chodzi. Weźmy dla przykładu obiad u Rebecki w retrospekcjach, gdzie, na dobrą sprawę, niewiele się wydarzyło. Ale nie umknie uwadze gest Beth, która przyniosła jako prezent ostry sos. W pierwszej chwili odbieramy to, jako niezręczną wpadkę, ponieważ ten dodatek do potraw w bolesny sposób przypomniał rodzinie o śmierci Jacka. Jednak gdy bohaterka wyjaśniła, że postanowiła podtrzymać tradycję zmarłego ojca, który obdarowywał ludzi sosem, cała napięta atmosfera zmieniła się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Taką odmianę zawdzięczamy uśmiechowi Beth oraz podnoszącemu na duch przesłaniu płynącemu z tego gestu. Poza tym uświadamia, że wspomnienia o zmarłej osobie mogą też nieść pozytywne uczucia. Dlatego, gdy w końcówce Rebecca po kłótni ze swoimi dziećmi opowiada o pierwszym posiłku z Jackiem w nowym domu, wywołuje tyle ciepła i optymizmu. A do tego sama scena „walki” z gołębiem wyglądała prześmiesznie. Humor w tym sezonie też szczerze rozbawia. Nie raz twórcy w serialu podejmowali temat radzenia sobie z żałobą i cierpieniem po stracie najbliższej osoby. W najnowszym odcinku scena Miguela z Rebeccą przekazuje pewne mądrości w tej kwestii. Twórcy robią to nie nachalnie i… ze smakiem. To jak Miguel opowiadał o produkcji najlepszego wina, do którego potrzeba czasu i cierpliwości, jednocześnie odnosząc się do życia, było nie tylko podbudowujące, ale wręcz czarujące, a nawet romantyczne. Dzięki temu też powoli rozumiemy, skąd wzięło się uczucie, którym Rebecca obdarzyła tego bohatera w późniejszych latach. Również nastoletnie rodzeństwo nie radzi sobie z żałobą, choć mniej wyraźnie to po nich widać. Pochopnie zawarte małżeństwo Kevina z Sophie w młodym wieku jest tego efektem, choć nie jest to wprost powiedziane. Twórców zapewne zgłębią ten, jak na razie, średnio prezentujący się wątek. Z drugiej strony mamy Kate, która objada się pod wpływem smutku. Ale żeby tak prosto nie było, to wprowadzono nowego bohatera, który porządnie namieszał w jej życiu. Możemy tak sądzić po zatroskanej reakcji Kate i Rebecki na widok zdjęcia Marca w teraźniejszości. Coraz rzadziej serialowi udaje się zaintrygować widzów, ale tym razem pobudzili ciekawość, jaką to szkodę wyrządził tej postaci w przeszłości. W najnowszym odcinku wątek Kate tylko statystował całej fabule i ograniczał się do krótkich wizyt u tej bohaterki. Ale prezent w postaci pianina oczywiście był przemiłym gestem rodziny. Do tego Rebecka, która obdarowała nowożeńców piosenką przy akompaniamencie tego instrumentu ładnie ocieplała sytuację. Jednak po rozwoju wydarzeń dość łatwo można było przewidzieć, czym okaże się ów prezent, na który Kate tak niecierpliwie czekała. Ważne, że dobrze wpasował się do całej historii w tym odcinku. Również interesująco rozwija się wątek Kevina, który uparcie stara się nawiązać dobry kontakt z wujkiem. I rzeczywiście udało mu się, nomen omen, przełamać kolejne lody. Zaczęło się niewinnie, bo od zdawkowej odpowiedzi Nicky’ego na temat Jacka, a zakończyło się w bardzo sympatyczny sposób. Mała historia, a przyniosła tyle pozytywnej energii. Z kolei w wątku Cassidy nie wydarzyło się nic przełomowego, ale też krok po kroku idzie do przodu. Jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że Kevin dość naiwnie wierzy w zejście się Sharpów. Szczególnie, że Ryan jest wrogo nastawiony do aktora i sam mocno przeżywa swoją sytuację małżeńską. Ale dzięki temu ta historia staje się coraz bardziej interesująca, choć na początku nie zapowiadała się na taką. W czwartym sezonie widzieliśmy już jeden atak paniki Randalla w retrospekcjach, ale twórcy wykazują dużą chęć rozszerzenia tego tematu. Okazuje się, że Tess odziedziczyła po ojcu tę przypadłość. Szkoda, że nie zobaczyliśmy tej bohaterki, jak dopadła ją ta chwila słabości, co na pewno dodałoby emocji wydarzeniom. Za to powrócił William, który również zmagał się z atakami paniki, co w jakiś sposób zrekompensowało brak tych trudnych momentów Tess. W każdym razie Beth odegrała ważną rolę w podniesieniu na duchu męża i córki, dzięki metodzie Williama na opanowanie nerwów. Świetnie skupiła na sobie uwagę swoją stanowczością, dlatego wspólna scena tych postaci odznaczała się taką siłą wyrazu. Ponadto odmowa Randalla, aby skorzystać z terapii zapowiada ciekawy obrót wydarzeń i nowe problemy tego bohatera, który jest narażony na silny stres w pracy radnego. Najnowszy odcinek This is Us należy pochwalić za przemyślany scenariusz i wielowymiarowość fabuły. Twórcy dostarczają nam mądre i życiowe historie, które przynoszą prawdziwe emocje. Również nie spieszą się w opowiadaniu ich, ale co zaskakujące, działa to na korzyść serialu. Oby ta dobra passa utrzymała się jak najdłużej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj