Nawet jeśli Tacy jesteśmy nie wywołują wielkich emocji, to zawsze można liczyć na głębię treści oraz ciepło płynące z tego serialu. Tak było też w piętnastym odcinku, który dobrze zbudował grunt pod finał sezonu. Oceniam.
W rodzinie Pearsonów zbliża się wielki dzień, czyli ślub Kevina i Madison. Dlatego nie mogło zabraknąć wieczoru panieńskiego i kawalerskiego. Odbyły się one w rodzinnym gronie, czyli w kręgu postaci z serialu. Było to nienaturalne, szczególnie jeśli chodzi o Kevina, który przecież jest słynnym aktorem i ma mnóstwo znajomych i przyjaciół, a spędził ten czas z Tobym, Nickym, Randallem i Miguelem. Ale skoro w fabule jest uwzględniona pandemia koronawirusa i ograniczenia z nią związane, to twórcy zagrali tą kartą, aby wytłumaczyć te skromne wieczory. Ma to sens. A poza tym to jest
This is Us, a nie
Kac Vegas, więc i tak na szalone historie nie było szans. Widzowie dostali to, na co można było liczyć, czyli głębokie rozważania o uczuciach oraz przemyślenia o miłości głównych bohaterów.
Wieczór kawalerski Kevina odbywał się w chatce i był on trochę nudnawy. Panowie obejrzeli film
Jerry Maguire, który przyszły pan młody bardzo cenił. Wieczór rozruszał Nicky'ego, którego zirytowała ta produkcja, przez co wyładował się na bratanku. Porównał go do głównego bohatera, co wzburzyło Kevina, który nie zgadzał się z tą opinią. Zaczął kwestionować swoje uczucia do Madison, na co wpłynął również telefon od Sophie. Może te sceny nie były nadmiernie emocjonalne, ale popchnęły historię w interesującym kierunku.
Ostatecznie mężczyźni usiedli przy ognisku, aby szczerze opowiedzieć, co im leży na sercu. Skończyło się na tym, że rozmawiali o miłości, która miała różne oblicza. Związek Randalla i Beth był od początku idealny, bo pasowali do siebie perfekcyjnie. Z kolei Nicky przyznał, że sam zawalił sprawę z Sally, dlatego przez tyle lat był sam. Natomiast najwięcej ciekawości wzbudzała wypowiedź Miguela o rodzącym się uczuciu do Rebecki. W tym temacie nie znamy prawie żadnych szczegółów, bo twórcy skąpią widzom retrospekcji. Opowieść była intrygująca, ale ta historia najbardziej dotykała prawdziwego życia, które nie jest idealne i usłane różami. Niekiedy potrzeba czasu, aby miłość rozkwitła. Jon Huertas jak zwykle zagrał z wyczuciem. Znakomicie pasuje do tego serialu, bo przynosi dużo ciepła i zrozumienia.
Ponadto retrospekcje dobrze uchwyciły moment, jak Miguel rozmawiał z Rebeccą, gdy wciąż byli na etapie przyjaźni. Podkreśliły to, o czym mówił w teraźniejszości. A do tego tym wątkiem pobudził chęć do poznania kulis ich zejścia się. Natomiast twórcy we flashbackach najbardziej skupili się na Kevinie, dla którego rozłąka z Sophie nie stanowi problemu. Ale jak to on udowodnił swoim listem, że zależy mu na żonie i wspólnej przyszłości. To były ładne chwile i bardzo w stylu serialu. Podobnie zresztą jak w wątku Beth i Rebecki, które się wspierały zarówno w retrospekcjach, jak i w teraźniejszości. Nawet lepiej wyszły sceny w obecnym czasie, gdy dowiedzieliśmy się, że Rebecca czuje się odizolowana od rodziny, bo wszyscy tak się o nią martwią w związku z jej chorobą. To było ważne, aby pokazać też jej perspektywę i to, co przeżywa. Twórcy w tym sezonie rzadko podejmują ten temat, ale na szczęście całkowicie o nim nie zapomnieli.
Z kolei wieczór panieński przebiegał jeszcze bardziej monotonnie. Trochę humor dostarczył model, którego panie malowały dla rozrywki. Smaczku dodawał fakt, że Madison się z nim kiedyś spotykała, po czym ją ignorował. Dzięki temu bohaterka opowiedziała, jak to było z Kevinem. Kobieta twardo stąpa po ziemi, bo zdaje sobie sprawę, że gdyby nie zaszła z nim w ciążę, to nigdy nie zwróciłby na nią uwagi. Ale jest pewna swoich uczuć, co wyraźnie oznajmiła Kate, która się o nią martwi. Natomiast w końcówce odcinka zobaczyliśmy, jak Madison jeszcze raz oglądała filmik z odpowiedziami Kevina o wspólnej przyszłości. Wyraźnie ją to zaniepokoiło. Pozostawiło to widzów w niepewności czy w ostatnim epizodzie piątej serii dojdzie do ślubu. Ich związek nie ma solidnych podstaw, więc wszystko się może zdarzyć. Wzbudziło to spore emocje.
Przedostatni odcinek tego sezonu był prowadzony w spokojnym tempie. Scenariusz jak zwykle zaimponował, mimo że w epizodzie nie wydarzyło się nic szokującego. Głęboka i życiowa treść oraz wszystkie niuanse sprawiały, że oglądało się go z dużą uwagą. Pokrzepiał i ciekawił. Nie wywołał wielkich emocji, ale przyniósł dużo ciepła. To był dobry odcinek, który odpowiednio zbudował grunt pod finał sezonu. Dzięki intrygującej końcówce z niecierpliwością będziemy czekać na dalszy ciąg historii rodziny Pearsonów!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h