W szóstym odcinku Teda Lasso akcja działa się w Amsterdamie, gdzie drużyna AFC Richmond rozegrała mecz towarzyski z Ajaxem. Nie miało to za bardzo sensu, ale tylko tak twórcy byli w stanie wyjaśnić, dlaczego przenieśli fabułę do Holandii. Wykorzystali to w kreatywny sposób, dając sobie możliwość na opowiedzenie odrębnych historii poszczególnych bohaterów. Każdy ruszył w swoją stronę. Wątek Teda nie był zajmujący. Większość czasu nudził, ponieważ niewiele się w nim działo. Niechęć bohatera do herbaty dawno przestała bawić, ale przynajmniej wycieczka do muzeum, aby podziwiać obrazy Vincenta van Gogha, okazała się inspirująca. Ostatecznie Ted trafił do amerykańskiej restauracji, w której doznał objawienia, co zostało pokazane w pomysłowy i humorystyczny sposób. Można było pomyśleć, że to efekt używek – w końcu ich motyw obowiązkowo musiał się pojawić, skoro akcja rozgrywała się w Amsterdamie – ale tak nie było. Może Ted w końcu powróci do trenowania piłkarzy z wykorzystaniem taktyki totalnego futbolu. Bo jak na razie w tym sezonie jest całkowicie bezużyteczny. Z kolei Trent Crimm poniekąd przejął serialowe obowiązki Teda w podnoszeniu na duchu dobrym słowem. Przeprowadził z Colinem ważną i szczerą rozmowę o tym, jak trudno był homoseksualistą w sporcie. Ta scena została bardzo dobrze napisana, bo wyczerpująco opisała sytuację piłkarza, a Billy Harris zagrał w niej znakomicie. Nie było tu łez, ale poczucie rozczarowania i smutku, że świat nie jest bardziej otwarty na związki jednopłciowe. Wszystko zagrało tu idealnie wraz z ciepłem i wsparciem, jakim emanowała postać Trenta grana przez Jamesa Lance’a.
fot. Apple TV+
Wątek Colina był prowadzony w nieco poważniejszym tonie, ale więcej humoru znalazło się we wspólnym treningu Jamiego i Roya. Twórców serialu kusiło trend, aby wyoutować jak najwięcej postaci, ale w tym wypadku skończyło się tylko na męskiej przyjaźni. Ich wspólne rowerowe sceny wywoływały uśmiech, ale to wszystko. Ważne, że ich relacja się rozwija i są wobec siebie coraz bardziej otwarci. Trzeba jednak przyznać, że konflikt między nimi był znacznie ciekawszy pod względem fabularnym niż to, co teraz oglądamy. Zupełnie osobna historia dotyczyła Rebecki, która wpadając do kanału wodnego, wpadła również w ramiona wysokiego Holendra. Ich romantyczny wątek nudził  w tym odcinku najbardziej, ale trzeba pochwalić Hannah Waddingham i Mattea van der Grijna. Aktorzy sprawili, że ta historia była nie tylko znośna, ale też urocza. Przy okazji najprawdopodobniej wyjaśniło się, z kim w ciąży będzie Rebecka, mimo że taka możliwość została odrzucona w poprzednim tygodniu. Na razie trudno oceniać kierunek jej wątku, ale chyba nie tego się spodziewaliśmy.
fot. Apple TV+
Najmniej angażował wątek Lesliego i Willa, którzy wybrali się na koncert jazzowy. Dobrze jednak, że poznaliśmy kilka ciekawostek muzycznych, a także tych związanych z dzielnicą Czerwonych Latarni. Ich historia spoiła w teledyskowy sposób wszystkie wątki bohaterów dzięki występowi Lesliego. Nawet bitwa na poduszki pasowała do muzyki, choć twórcom zabrakło pomysłów, jak rozwiązać wątek piłkarzy, którzy nie potrafili się zdecydować, co robić podczas wolnego wieczoru. To rozczarowywało, ponieważ zabrakło dobrego humoru. Największym wygranym najnowszego odcinka Teda Lasso okazało się miasto Amsterdam. Można było się poczuć jak na wycieczce krajoznawczej, poznając najważniejsze atrakcje stolicy Holandii. W każdym wątku dowiadywaliśmy się czegoś nowego o tym mieście, kulturze i zabytkach. Natomiast sam epizod, który trwał wyjątkowo ponad godzinę, trochę nużył, bo nie wywoływał dużych emocji, do jakich serial nas przyzwyczaił. To był dobry odcinek. Czuć, że scenariusz napisano z sercem. Tylko mało angażujący kierunek historii w niektórych wątkach wzbudza spore wątpliwości co do drugiej połowy sezonu. Może faktycznie wszystko będzie dobrze, jak obiecano nam w końcowej piosence?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj