Scenarzyści The 100 nie bawią się już w rozdzielanie i przeciąganie wątków. Cel jest jeden i tylko jeden – pokonać ALIE. To będzie jednak walka, która nie rozstrzygnie się bez strat. Bohaterowie to wiedzą i my to wiemy. Dzięki temu przez cały odcinek ma się wrażenie, że zginąć może każdy – i to w kilka sekund. Nie ma czasu na grę pozorów, na dyskusje o moralności i przeciągłe dialogi wypełniające pustki w skrypcie. Twórcy dynamicznie i z odpowiednią wyrazistością przedstawiają nam, jak drużyna stawia wszystko na jedną kartę i realizuje ostatni plan. Poranieni, zmęczeni, brudni i rozgoryczeni, ale wciąż mający nadzieję i siły na ten finalny zryw. Oczywiście nie wszystko idzie tak jak powinno, co pewnie nikogo nie zaskakuje. Najważniejsze, że właściwie każdy zwrot akcji w tym odcinku jest uzasadniony i nie czuć, że czyjaś śmierć / domniemana śmierć nie wpisuje się naturalnie w rytm i charakter epizodu. Jasper dźgający Monty’ego, mama Clarke, która się wiesza, bezceremonialne połamanie czaszki Ontari – dla takich momentów warto oglądać The 100. Nikt nie jest bezpieczny, a choć twórcy raczej nie mogą sobie pozwalać na uśmiercanie zbyt wielu kluczowych postaci, to zdecydowanie mogą zmienić ich serialowe życie w koszmar. W końcu dostaliśmy też parę świetnych momentów pokazujących, jak bohaterowie radzą sobie w trudnych sytuacjach. To, jak Clarke z bólem powstrzymuje się od podania hasła aktywującego Płomień, kiedy jej matka umiera, pokazuje, z jakim szacunkiem scenarzyści traktują swoje postacie. Budują je konsekwentnie. Zamiast mazgajowatej dziewczyny, dla której „życie rodziny jest najważniejsze”, dostajemy kobietę, która przeszła już wiele i wie, o co toczy się gra. Jest rozsądna, oddana ważniejszym sprawom niż imperatyw, który kieruje innymi produkcjami dla starszych nastolatków. Choć porównanie, którym się zaraz posłużę, może być nietrafione ze względu na inny charter obu seriali, to zaryzykuję – wyobraźcie sobie, jak postąpiłby inny bohater goszczący w stacji CW, czyli Flash. Jest różnica, prawda? Podobnie sprawa ma się z Montym, który po śmierci matki odnalazł chwilę szczęścia, a teraz to szczęście wisi na włosku. Jestem przekonany, że następny odcinek, przynosząc rozwiązanie tej sytuacji, pokaże, iż Montym kieruje urealniona motywacja, a nie sztuczne czy irracjonalne impulsy zrodzone potrzebą dopasowania decyzji do toru fabuły. Tutaj jest ważne, że to bohaterowie ją prowadzą i zmieniając się, zmieniają to, w jakim kierunku rozwija się historia. No url Oczywiście ostatnie minuty odcinka przynoszą cliffhangery – na szczęście odpowiedź na pytanie "Co dalej?" dostaniemy już za tydzień. Mam jednak wrażenie, że następny odcinek będzie musiał trochę zwolnić. Ten opisywany przeze mnie pędził (jak na mój gust) nieco za szybko, przez co czasem brakowało głębszych emocji towarzyszących działaniom bohaterów i trudno się było wczuć w ważniejsze momenty. Nie dostaliśmy też żadnego ciekawego rozwinięcia wątków innych niż realizacja planu pokonania ALIE, ale jak wspomniałem – to teraz jedyny wątek, który się liczy. Niemniej miło byłoby się w kilku momentach zatrzymać, szczególnie że twórcy mają jeszcze jednej odcinek na dokończenie swojej historii, więc chyba nie musieli się tak spieszyć. Pierwsza część Perverse Instantiation jest na pewno jednym z lepszych odcinków tego, momentami nierównego, sezonu. Oglądało się go z zainteresowaniem i napięciem, choć to, na co czekamy, a więc satysfakcjonujące rozstrzygnięcie, nastąpi dopiero za kilka dni. Jest na co czekać, choć osobiście mam nadzieję, że wątek sztucznej inteligencji jeszcze się kiedyś pojawi… o ile oczywiście bohaterom uda się pokonać ALIE.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj