The 100 stał się troszkę dziwnym serialem, bo nie da się nie zauważyć, że postacie do tej pory w centrum fabuły, zostały z niej praktycznie całkowicie wycięte. Twórcy lawirują, jak mogą, byle Clarke pozostała epizodystką, a Bellamy wspomnieniem. Trudno w takim momencie nie zastanowić się, czy te wszelkie plotki o ich życiu prywatnym nie zawierają ziarna prawdy. Szkoda, bo jednak to były główne postacie, które w finałowym sezonie praktycznie nie istnieją i to czuć, bo - nawet jeśli nie byli to doskonale rozpisani bohaterowie - po latach przyzwyczailiśmy się, że są w centrum. Dlatego ten brak mimo wszystko jest odczuwalny.
Dlatego twórcy ponownie cofają się w czasie, by pokazać, co działo się dalej z Octavią, Hope, Echo i Diyozą podczas tych trzech miesięcy przed przybyciem Clarke i spółki. Jest to na pewno interesująca część odcinka, bo pozwala znów poznawać kulturę Bardo, ich zasady i pewien proces prania mózgu, który następuje podczas tego szkolenia. Jest on o tyle ciekawy, że polega na zlikwidowaniu pojęcia jednostki na rzecz ogółu, co przy tych indywidualnościach jest wielkim wyzwaniem. Nawet gdy obserwujemy ich sprawdziany, choć jest ciekawie, to jednak przewidywalnie. Wszystkie oznaki wskazywały, że buntownicza natura Hope nie pozwoli jej zdać tego testu. Twórcy więc operują prostymi środkami, aby osiągnąć oczekiwane cel. Trudno ich za to ganić, gdy poszczególne etapy opowieści dobrze się zazębiają.
Oczywiście jest w tym trochę naciągania i skrajności. Choćby w przemianie Echo czy romansie Octavii z kolegą, który jest formalnością. Niestety sam wątek, poza wypełnieniem pewnej luki, wydaje się zbyteczny, wymuszony i naciągany. Przecież to, co ten odcinek pokazał, nic wnosi - można było to opowiedzieć w dwóch czy trzech scenach, w dialogach, i wyszłoby na to samo.
Zasadniczo z Sanktuarium jest problem taki sam, jak dotychczas w tym wątku: wszystko jest sztampowe. Każdy kolejny etap prowadzi do najprostszego rozwiązania. Nowy Russell wykorzystuje wszystkie sztuczki, które są dostrzegalne na pierwszy rzut oka, ale bohaterowie - wbrew temu kim są i jaki mają charakter - zauważają to z opóźnieniem. Dlatego też problemy tej historii i zdobycie władzy przez złoczyńcę to zabiegi dość nudne i kompletnie nieekscytujące. Pomysł wyjściowy na ten wątek jest nieudany, bo twórcy nawet nie starają się wyciągnąć z tych schematów czegoś ponad przeciętność.
The 100 w finałowym sezonie to bardzo nierówny serial. Dobre, ciekawe odcinki są przemieszane z przeciętnymi, przekombinowanymi. Szkoda. Widać, że ta seria została zmieniona przez zakulisowe sytuacje, które sprawiają, że cały ten pazur zniknął.