Widzowie skaczą z radości, media pieją z zachwytu, a ja? Cóż, ja to ja... i uczucia mam trochę mieszane. Ale po kolei.

The Following przedstawia historię Ryana Hardy’ego (Bacon), byłego agenta FBI, który zostaje wezwany przez Biuro do pomocy w schwytaniu zbiegłego seryjnego mordercy, Joe Carrolla (Purefoy). Schwytaniu po raz kolejny, należy dodać, ponieważ raz to już uczynił. Szybko okazuje się, że nasz antagonista nie próżnował podczas pobytu w więzieniu i stworzył wokół siebie swego rodzaju kult, nieokreślone grono popleczników czy nawet wyznawców.

[image-browser playlist="595510" suggest=""]
©2013 FOX

Williamson nie ukrywał chęci stworzenia serialu krwistego, intensywnego, może wręcz kontrowersyjnego – i wyszło mu to całkiem nieźle. Ton produkcji nadają już pierwsze sceny, w których niewzruszony Carroll po prostu wychodzi z zakładu karnego, zostawiając po sobie krwawą łaźnię.

Swego rodzaju mroku bez wątpienia trudno The Following odmówić i nie chodzi tu tylko o ilość czerwonego barwnika na ekranie, czym – za przeproszeniem – podniecano się na długo przed premierą. Mamy 2013 rok, wszyscy widzieli już wszystko i wydłubane oczy czy sztuczna krew na ścianie to za mało, żeby poruszyć kogokolwiek poza pieniaczami szukającymi pretekstu do pokrzyczenia sobie o rzekomym "promowaniu brutalności". A że chodzi tutaj akurat o serial, a nie film? Litości, co za różnica... Nie, nie na tym polega mroczność tej produkcji – za tą odpowiedzialne są postacie głównych bohaterów.

[image-browser playlist="595511" suggest=""]
©2013 FOX

Carroll, czyste zło, artysta zbrodni inspirowany twórczością Edgara Allana Poe. Hannibal Lecter tego serialu, który bez względu na swoją pozycję wszystko ma pod kontrolą. Były wykładowca, który zajęcia z literatury wymienił na szkolenie morderców. Chce zabijać. Chce, by inni zabijali. Wszystko w imię sztuki i poszukiwania piękna, jakie jego spaczona świadomość widzi w aktach przemyślanych zbrodni.

Po drugiej stronie barykady – Hardy, jedyny człowiek, który naprawdę rozumie motywy działania i procesy myślowe mordercy. Nieustannie przytulony do butelki, zniszczony pierwszym starciem z Carrollem, ale jednocześnie niejako trzymany przez niego przy życiu. Ponowna pogoń za starym wrogiem przywraca sens jego egzystencji. To ich umysły, ich skrzywione relacje są rdzeniem The Following.

Para ta zapowiada się na jedną z najlepszych, jakie widziała telewizja. Bacon, który już od lat szukał jakiegoś serialu, dał z siebie wszystko, a Purefoy nie ustępuje mu nawet na krok. Ich aktorski majstersztyk przyćmiewa wszystkich innych bohaterów i sprawia, że po obejrzeniu pilota niezbyt pamięta się o pozostałych postaciach - nawet tak istotnych, jak Claire Matthews (Natalie Zea), była żona Carrolla.

[image-browser playlist="595512" suggest=""]
©2013 FOX

Gdzie w tym wszystkim znalazłem miejsce na sceptyczność? W tym, w czym nasz czarny charakter jest najlepszy – jego absolutnej kontroli nad sytuacją. Cały pierwszy odcinek wręcz usłany jest osobami, którymi zawładnął – moim zdaniem aż do przesady. Oby twórcy przyhamowali i nie posunęli się za daleko, ponieważ granica między "Wow, on też?!" a "No tak, następny..." jest bardzo cienka.

Nie jestem też pewien, jak historia zostanie poprowadzona w dalszych odcinkach. Pilota ogląda się w zasadzie jak film, a te mają to do siebie, że choćby nie wiem jak wspaniałe, po dłuższym czasie męczą. Z drugiej strony naprawdę szkoda marnować możliwości The Following na kolejny procedural z głównym wątkiem schowanym gdzieś daleko w tle. Szczerze liczę na zachowanie odpowiedniej równowagi, ponieważ potencjał serialu jest naprawdę spory.

No i przecież gra w nim Kevin Bacon.

Ocena: 8/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj