The Gifted coraz bardziej zaczyna przypominać serial pozbawiony jakichkolwiek ambicji. Nawet pod względem realizacyjnym wszystko prezentuje się barwach przeciętności, a scenariuszowo zbyt wiele rzeczy to sztampa polana sosem absurdu. Na początku ten serial miał sens - pokazywał codzienną walką mutantów o lepsze jutro. A teraz? Gdzieś to wszystko wyparowało i jesteśmy raczeni scenami o niczym, albo dylematami, które stoją poniżej jakości przeciętnych seriali młodzieżowych o Flashu czy Zielonej strzale. To wszystko schodzi na rejony, gdzie trudno przymykać oko, bo serial staje się opowieścią pozbawioną celu. Jednym z głównych wątków jest sen Andy'ego i Lauren. W pierwszym odcinku miała go dziewczyna, teraz ma go chłopak i on wpływa na jego skupienie podczas treningów. Twórcy nie wysilają się, budując całość po linii najmniejszego oporu. Dylemat Andy'ego jest pusty, a wszystko jest wpisane we wtórne i ograne rozwiązania. Do tego pokazane w mało strawnej formie z uwagi na brak choćby odrobiny emocji na ekranie w wykonaniu młodego aktora. Sztampa oparta na przewidywalnościach, oczywistościach i nudnych zabiegach fabularnych. Najgorzej wypada scena rozmowy Reevy z Andym, która razi tragicznym rozpisaniem. Klisza i to pokazane w sposób słaby i pozbawiony wiarygodności. W skrócie - nuda i obojętność, bo trudno taką formę przedstawienie czegoś, co na papierze ma sens, przyjąć z akceptacją. Cały motyw tego, że Andy i Lorna nie są wśród złych na stałe dalej jest boleśnie nieprzemyślany. Twórcy w sposób łopatologiczny podkreślają, jaka to Reeva jest zła, totalnie lekceważąc sensowne podkreślenie jej motywacji. A fakt, że bez żadnego sensownego usprawiedliwienia, nagle Lorna jest świadoma zagrożenia ze strony Reevy jest chyba najbardziej bolesne. Wprowadzanie takich skrótów myślowych nie pozwala za bardzo czerpać przyjemności z wątku, gdy w dużej mierze, całość razi niedopracowaniami na każdym polu. Do tego ten cliffhanger z problemami zdrowotnymi córki Polaris. To powinno być nacechowane emocjami, a jest puste. Cała historia Thunderbirda jest najciekawszym wątkiem odcinka. Przynajmniej wiemy, co robił i jak się znalazł w tym miejscu, w którym jest. Niestety, ale rozwój wątku w teraźniejszości pozostawia za dużo do życzenia. Cały motyw z panią prawnik to popis nieumiejętności scenarzystów, którzy raczą nas po raz kolejnym sztampowymi rozwiązaniami (nie pomogę wam, ale usłyszę o czymś ważnym i jednak pomogę, szok!) oraz irytującym absurdami w dialogach. Fakt, że owa pani w bezsensowny sposób obarcza Thuderbirda winą za to, co się stało w Atlancie to nieporozumienie. Takie głupoty nie pozwalają czerpać przyjemności z opowiadanej historii. Zresztą pozostałe wątki także trzymają poziom telenoweli bez krzty ambicji, pomysłu czy emocji. Kłótnia Lauren z ojcem jest chyba najgorszym tego dowodem, gdzie argumenty są sensowne, a wykonanie marne. Takie pozbawione pazura, jak wszystko w tym serialu. To coś powinno mieć znaczenie, a wygląda jak z najgorszego odcinka Arrow, gdzie jakość może wywołać śmiech, nie emocje. Dyskusja państwa Struckerów oferuje to samo. Zaczynam tracić nadzieję, że ten serial może jeszcze wznieść się na jakiś sensowny poziom. Przypomina bardziej o tym, że za sterami są osoby, które nie tylko nie mają pomysłu na tę historię, ale jeszcze tworzą ją w oparciu o kiepskie rozwiązania, słabe decyzje i oklepane motywy. Wszystko wydaje się oczywiste, ograne i po prostu nudne. A to chyba największy zarzut, jaki można postawić serialowi opartemu na komiksach. The Gifted stracił swój sens w połowie poprzedniego sezonu. Serial wciąż oglądam z wielka nadzieją na poprawę, ale utwierdzam się jedynie w przekonaniu, że osoby odpowiedzialne za tę produkcję, kompletnie nie czują tematu. Zbyt dużo tutaj słabej realizacji i fatalnych rozwiązań scenariuszowych, które dają jedynie sztampę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj