Pierwszym sygnałem tego, że znów powrócimy do schematów znanych od początku, była pobudka wraz z Shaunem. Już dawno się to nie zdarzyło, dlatego ten fakt od razu rzucił się w oczy. W końcu tak rozpoczynało się kilka pierwszych odcinków i epizod 8. rzeczywiście w wielu względach jest do nich podobny. Dużo sentymentów, beztroskiej muzyki i przesadzonego melodramatyzmu. Nie jest już tak dobrze, jak tydzień temu – momentami miałam uczucie, że robi się zbyt cukierkowo.
Na taki, a nie inny odbiór odcinka mogły mieć wpływ między innymi wątki romantyczne. Tym razem akcja ratunkowa dotyczyła pary, która podczas swojej pierwszej randki znalazła się w nieodpowiednim miejscu i o niewłaściwym czasie. Nie byłoby w tym nic złego, wręcz przeciwnie – te konkretne przypadki medyczne okazały się ciekawe i z niepokojem czekałam na to, jak to wszystko się zakończy. Ponadto decyzję o pokazaniu napadu na sklep i uczynienie fanatycznego napastnika jednym z pacjentów uważam za pomysłowe i korzystne dla fabuły – lekka kontrowersja związana ze swastykami sprzyja podtrzymaniu uwagi. Natomiast gorzej zrobiło się po (już kolejnym z rzędu) happy-endzie, gdy przyszedł czas na nieśmiałe wyznania nastolatków, wzruszenia i maślane oczy, które były według mnie niepotrzebne i zepsuły cały efekt.
Poza ciekawymi przypadkami medycznymi i taką, a nie inną fabułką, serial poruszył też inną kwestię – tym razem padło na umiejętność przepraszania i przyznawania się do błędu. Podczas gdy w przypadku Shauna było to raczej nadużywane, wątek Claire wypadł bardzo przekonująco – ona również popełniła błąd, jednak nie w diagnozie, a w obrażaniu lekarza wyższego rangą. Rzecz, zdawałoby się, banalna, jednak została dość zgrabnie wyłożona. Odcinek, co prawda, zyskuje dzięki temu nieco umoralniającego wydźwięku, ale nie jest to na tyle nachalne, by raziło. Napięcie między młodą dziewczyną a doktor Lim aż iskrzyło w powietrzu, co sprzyjało dynamice w tym konkretnym wątku.
Niestety, w związku z tematyką moralną, powróciła też dawno nie widziana sąsiadka Shauna, która już od wejścia wzbudziła moją irytację. Nie wiem, jaki tak naprawdę jest cel wprowadzania tej postaci, w dodatku, jak się zdaje, z przypadkową częstotliwością – ani jej lepiej nie poznajemy, ani nie ma ona większego wpływu na życie czy codzienność Shauna. Pod koniec epizodu okazała się jedynie ramieniem do przytulenia i kolejną osobą, na której Murphy mógł przećwiczyć swoje przyznawanie się do błędu. Podczas operacji zdarzyło mu się po raz pierwszy na głos powiedzieć, że nie miał racji, zatem twórcy postanowili podkreślić to dodatkowo jeszcze sceną z sąsiadką. To już moim zdaniem przesyt – o tę jedną kroplę sentymentalizmu za dużo.
Uwadze nie umyka też fakt, że odcinek rozpoczyna się od kompletnej straty czasu – postępujące po sobie sceny, w których równocześnie patrzymy na pobudkę Shauna i pobudkę Glassmana do niczego nie prowadzą. Co można z nich wyciągnąć? Fakt, że zdrowo się odżywiają czy uprawiają gimnastykę, nie ma nic wspólnego z dalszą częścią odcinka. Irytowała również koszmarnie beztroska muzyka, która ilustrowała te poranne rytuały.
Po ostatnich dobrych odcinkach The Good Doctor spodziewałam się utrzymania podobnego poziomu, jednak epizod 8. traci odrobinę na jakości – za dużo niepotrzebnych scen i melodramatu. W tym tygodniu 6/10.