The Last Ship pokazuje jak doktor Scott prowadzi swoje eksperymenty na małpach, które nie kończą się sukcesem. Może nie byłoby to takie złe gdyby nie raczono widzów banalnymi wyjaśnieniami, że kiedyś ktoś przy innej chorobie też tak robił aż odniósł sukces. Już trochę czasu kapitan współpracuje z panią naukowiec i ich relacja powinna już opierać się na zaufaniu. Niestety tak nie jest i wygląda tak samo jak w 1. odcinku oraz momentami irytuje, bo zachowanie obojga względem siebie jest nieracjonalne.

Pierwsze odcinki imponowały dobrą równowagą pomiędzy akcją, patosem, stylistyką kina klasy B (ach, te onelinery), a obyczajowymi wątkami załogi. W 6. epizodzie tej równowagi nie ma, a sam odcinek skupia się na bardzo nudnym wątku, który sprawia wrażenie zapychacza. Panika, zamknięcie statku na wypadek przedostania się wirusa na pokład, przerażone oblicze zakochanej kobiety i nieufne spojrzenia skierowane na panią doktor - tak można podsumować większość wydarzeń The Last Ship. To w ogóle nie porywa, nudzi, a nawet momentami denerwuje, gdy twórcy nie potrafią wykorzystać swoich zalet prezentowanych na początku serialu, racząc widzów czymś tak mało atrakcyjnym.

Zobacz zwiastun odcinka:

[video-browser playlist="633531" suggest=""]

Pewnie wielu widzów także negatywnie odebrało wątek grupy ludzi chcących opuścić pokład statku. Wydaje mi się, że to jest jedyny wątek tego odcinka, który ratuje go przed kompletną porażką. Patos wylewa się z ekranu w takich ilościach, że momentami jest to po prostu przezabawne. Naturalnie, że już na samym początku było wiadome jak to się zakończy, ale trzeba było to pokazać w taki sposób, że sam Michael Bay rozpłakałby się z wrażenia i zacząłby śpiewać hymn Stanów Zjednoczonych. 

Czytaj również: "The Last Ship" i "Major Crimes" - będą kolejne sezony

The Last Ship pewnie już niedługo odzyska formę i znów stanie się serialem dającym kawał dobrej rozrywki utrzymanej w stylu kina klasy B ze szczyptą stylistyki Michaela Baya. 6. odcinek jednak trzeba spisać na straty, bo jest typowym zapychaczem, pokazującym przez 40 minut to, co można byłoby skrócić do kilku scen. Kluczowa scena odkrycia kart przez kapitana jest jedynym dobry momentem tego odcinka, który zakończy ciągłe niepokojące zachowania załogi i pozwolić skupić się na ciekawszych rzeczach.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj