The Walking Dead zaserwował świetny i nietypowo skonstruowany odcinek. Emocje wzrosły w połowie epizodu, gdy pojawiła się nowa, intrygująca grupa, a Wspólnota pokazała swoje prawdziwe oblicze. Do tego imponowała praca kamery. Oceniam.
Najnowszy odcinek
The Walking Dead wyróżniał się niezwykłą konstrukcją. Akcja nie rozgrywała się liniowo, ponieważ następowały przeskoki w czasie. Każdy z wątków uzupełniał kolejny, tworząc ostatecznie jeden spójny fabularny obraz. I chociaż tych retrospekcji i przeskoków było sporo, to historia pozostała bardzo czytelna.
Odcinek rozpoczął się od kapitalnego ujęcia, w którym Elijah strzelał z łuku do szwendacza. W 11. sezonie często możemy oglądać takie wizualne perełki, które robią wrażenie, a ta jest kolejną do kolekcji. Widzowie szybko zostali zaintrygowani, gdy pod bramę Wzgórza podjechał śmiertelnie ranny Jesse z mapą określającą położenie schronienia. Od razu wiadomo było, że kryje się za tym dramatycznym zdarzeniem jakaś tajemnica. Ale zanim odkryliśmy, co się wydarzyło, twórcy poświęcili czas istotnym rozmowom między bohaterami. W finałowej serii Lydia usunęła się nieco w cień, dlatego cieszyło, że w końcu dostała dwie sceny, gdy mogła wyrazić swoje zdanie o odrzuceniu oferty Wspólnoty. Jej wypowiedź była zgodna z charakterem tej postaci i dobrze wyjaśniała odmienną od Maggie perspektywę.
Cassady McClincy włożyła dużo serca w swój występ. Maggie też nakreśliła swoje stanowisko i upór, którego korzenie sięgają czasów pamiętnej farmy Hershela. Scena w aucie nie emocjonowała, ale była wartościowa dla historii, ponadto pokazała, że na Wzgórzu nie wszyscy podzielają kontrowersyjną decyzję Maggie.
Wydawało się, że akcja nabierze tempa w momencie, gdy Maggie, Lydia i Elijah natrafili na żołnierzy Wspólnoty przemienionych w zombie. Ale to był tylko powód, dla którego przenieśliśmy się o tydzień wstecz, żeby sprawdzić, jak doszło do tego, że na tej drodze znalazł się również Aaron. Znowu nastąpiło zwolnienie, gdy bohater przyszedł na kazanie Gabriela, a także prosić o pomoc w wyprawie. Trzeba przyznać, że nic nie zapowiadało, że wydarzenia przybiorą tak dramatyczny obrót. Duża w tym zasługa
Jasona Butlera Harneram, który doskonale wcielił się w dwulicowego Carlsona. Początkowo wydawał się trochę ekscentryczny, ale nie dawał żadnych oznak, że skrywa mroczne oblicze. Nawet można zaryzykować, że budził sympatię razem z nieporadnym Jessem, który zmiękczał jego wizerunek. Aaron i Gabriel wytykali mu brak doświadczenia w ocenie sytuacji. Stąd wzięło się późniejsze zaskoczenie, gdy w wyrachowany i bezwzględny sposób pozabijał członków nowej grupy. Twórcy bardzo dobrze to rozegrali, dlatego emocje tak wzrosły.
Oczywiście, pewne wątpliwości i podejrzenia powodowała sama misja, w którą zaangażowany był oddział żołnierzy Wspólnoty. Sam budynek budził niepokój, podobnie jak jego specyficzni mieszkańcy. Wyróżniała się Jenique Hendrix, wcielająca się w Hart, której wygląd był bardzo oryginalny i w jakimś stopniu przypominał komiksową Laurę. Mimo wszystko bohaterowie kontynuowali swoją misję. Napięcie rosło z każdym mijanym pomieszczeniem, aż do spotkania twarzą w twarz z liderem grupy.
Michael Biehn (kolejny aktor z
Terminatora) w roli Iana zaprezentował kawał dobrego aktorstwa. Mimo wszystko trochę mu zabrakło do charyzmy największych złoczyńców
The Walking Dead, choć pozował na bardzo stanowczego i bezlitosnego przywódcę. Ponadto powtórzył się też motyw grupy religijnej (Żniwiarze po części za taką uchodzili), czaszki na półkach nawiązywały do głów zombie w akwarium Gubernatora, które i tak były o wiele bardziej przerażające. Ważne, że dzięki temu atmosfera tej rozmowy była pełna napięcia. A działający iPhone ze zdjęciami? Nic nowego w serialu (Michonne też znalazła smartfona Ricka), choć widok zaawansowanej i działającej elektroniki zawsze budzi zdziwienie.
Ostatecznie Carlson wkroczył do akcji, szokując widzów swoim bestialskim zachowaniem. Jednak zgodnie z narzuconym przez scenarzystów sposobem opowiadania historii znowu nastąpiła retrospekcja, żeby wyjaśnić postępowanie tej postaci. Nie było niespodzianką, że to Lance nasłał na tę grupę żołnierzy, choć musiał bardzo się postarać, żeby przekonać Carlsona. Dzięki temu zobaczyliśmy mroczną stronę Wspólnoty i przebiegłe działania Hornsby’ego, który coś knuje. To kolejny krok w rozwoju fabuły w tym sezonie, dzięki czemu wątek klasowej społeczności staje się coraz ciekawszy.
Nie zmienia to faktu, że zagadką pozostaje to, kto zwinął zapasy Wspólnoty. Grupa z tego kompleksu nie przyznała się do kradzieży, co nie przeszkodziło Carlsonowi w terroryzowaniu i zabijaniu ludzi. Jego postępowanie budziło spore emocje, a raczej odrazę, ale też trzeba przyznać, że zostało dobrze sfilmowane. Niespodziewanie do akcji wkroczył Negan, który najpierw naprowadził Jessego na Wzgórze, pomagał ludziom w budynku, a także uratował wraz z Annie (udany debiut w serialu
Mediny Senghore) Gabriela. Wydawało się, że twórcy pożegnali tego antybohatera na dobre, ale postanowili go przywrócić do historii. I zrobili to w bardzo błyskotliwy sposób. Nie wcisnęli go na siłę do fabuły – on po prostu stał się jej integralną częścią, a może nawet ważnym elementem większej układanki. Na razie kilka informacji pozostaje tajemnicą, ponieważ istotniejsza jest walka o przetrwanie. Czas na dokładniejsze wyjaśnienia jeszcze przyjdzie.
Trzynasty odcinek nie był pechowy dla
The Walking Dead, ponieważ dostarczył sporo emocji i akcji, ale trzeba było na nią poczekać aż do połowy epizodu. Potrafił zaszokować i pozwolił posunąć fabułę do przodu. Opuszczenie murów Wspólnoty też pozwoliło na ponowne wczucie się w klimat serialu. Praca kamery imponowała, podniosła jakość wizualną tego epizodu. To był bardzo dobry odcinek, przy którym twórcy solidnie popracowali nad scenariuszem. Akcja urywa się w takim momencie, że z dużą niecierpliwością będziemy czekać na kolejny epizod.
The Walking Dead znowu się rozkręca!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h