Tonia to opowieść o 11-latce, która patrzy na świat dorosłych przez różowe okulary dziecka. Czy Marcin Bortkiewicz ma nam jeszcze coś ciekawego do powiedzenia? Sprawdzamy.
Akcja rozgrywa się w małym miasteczku w Polsce lat 90. Życie płynie tam powoli. Pracy nie ma za dużo, podobnie jak perspektyw. Mieszkańcy kombinują, jak mogą, by związać koniec z końcem. Części z nich wychodzi to lepiej, innym gorzej. W takim świecie wychowuje się 11-letnia Tonia (Marianna Ame). Na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od swoich rówieśniczek, ale to naprawdę wyjątkowa dziewczyna. Żyje w świecie fantazji, jej głowa jest pełna marzeń, niesamowitych pomysłów, które często zamienia w przygody. Nadaje otaczającej ją szarej rzeczywistości sporo kolorów. Mieszka z babcią (Małgorzata Zajączkowska) i tatkiem (Adam Bobik), który ma skłonność do nadmiernego zaglądania do kieliszka. Choć nie jest jej łatwo, z uśmiechem na twarzy mierzy się z codziennymi problemami. Jest sprytna, inteligentna, a przy tym niezwykle urocza. Ma w sobie więcej siły i energii niż niejeden dorosły. Gdy dowiaduje się, że jej ukochany ojciec planuje wyjechać do pracy we Włoszech, postanawia zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. A jest przy tym naprawdę kreatywna.
Film Marcina Bortkiewicza, do którego ten napisał także scenariusz, pod przykrywką kina familijnego mówi o dość poważnym problemie społecznym. Z pozoru obserwujemy radosne życie małej dziewczynki, która otaczającą ją rzeczywistość widzi przez różowe okulary. One jednak przysłaniają jej istotne fakty. W jej oczach tatko jest wesołym, niegroźnym, miłym człowiekiem, któremu co jakiś czas zdarza się wrócić do domu pijanym. Jest on jednak niegroźny. Według niej upija się on na wesoło. Jest nieszkodliwy. Dorośli widzowie jednak wyczują pewien fałsz w tej wizji. Wyczują, że na ekranie dzieje się tak naprawdę więcej, niż chce nam pokazać główna bohaterka. Bortkiewicz jednak nie idzie drogą Smarzowskiego. Nie ma zamiaru tak poniewierać widza podczas seansu, by ten z kina wyszedł straumatyzowany. Daje mu wybór. Może tak jak Tonia przejść przez tę opowieść z uśmiechem na ustach, albo też starać się choć na chwilę zdjąć te różowe okulary z nosa i zobaczyć, jak ten świat wygląda naprawdę.
Tonia to bardzo ciekawe podejście do tematu problemów rodzinnych, na jakie polskie kino odważa się nad wyraz rzadko. A szkoda. Zazwyczaj preferuje bardziej bezpośrednie pokazanie przemocy czy alkoholizmu w rodzinie. Wydaje mi się, że droga wskazana przez Bortkiewicza jest ciekawsza i donośniejsza. Ten film zostaje z widzem po seansie. Chce się też do niego wracać. Duża w tym zasługa świetnej Marianny Ame, która na swój debiut na dużym ekranie musiała czekać aż 5 lat. Tyle bowiem film czekał na swoją premierę po zakończeniu zdjęć. Mała dziewczynka jest już nastolatką i jeśli nie zatraciła w tym czasie tego wdzięku i poczucia humoru, to wydaje mi się, że będzie w stanie nas jeszcze kilka razy aktorsko zaskoczyć. Jej debiut jest świetny. Marianna gra z ogromną naturalnością i wdziękiem. Całkowicie zawłaszcza ten film, pokazując starszym kolegom po fachu, że to ona jest tytułową postacią. Dominuje we wszystkich scenach, w których się pojawia i piszę o tym jako o czymś dobrym. Zresztą świetnie wypada w duecie z Adamem Bobikiem grającym jej ojca. Aktor po raz kolejny udowadnia swoją wszechstronność i cieszę się, że coraz więcej reżyserów zaczyna dostrzegać tego utalentowanego artystę. Świetnie balansuje tutaj pomiędzy komedią a dramatem, ani razu nie przekraczając cienkiej granicy popadania w parodię.
Na wyrazy uznania zasługuje także Małgorzata Zajączkowska, która dodaje tej produkcji pewnej szlachetności i dodatkowego ciepła. Jest tym typem babci, którą każdy chciałby mieć w domu, a niektórzy mają szczęście posiadać. Opiekuńcza, troskliwa, ale czasami też surowa, gdy wymaga tego sytuacja. Aktorka świetnie odnajduje się w powierzonej roli.
Tonia to film przede wszystkim o ogromnej miłości dziecka do rodzica. Miłości tak wielkiej, że aż dla niego destruktywnej. Pokazujący, jak bardzo wszyscy boimy się samotności. Jak bardzo łakniemy uwagi i miłości naszych rodzicieli. Ile jesteśmy im w stanie wybaczyć, by otrzymać to ciepło, uśmiech, nawet chwilowe uczucie bezpieczeństwa i stabilności. Jest to temat wiecznie żywy, który wydaje mi się, że nie jest dostatecznie dyskutowany społecznie. Film oczywiście nie jest medium, które może to zmienić, ale istnieje szansa, że wytworzy choćby iskrę, która poprowadzi do czegoś większego. Taką mam nadzieję, bo reżyser zrobił wszystko, co w jego mocy, by tak się stało.
Tonia ma może jakieś niedociągnięcia. Jest kinem raczej kameralnym niż masowym, ale niech Was to nie zniechęci. Jest w nim pewna magia, która pomimo trudnego tematu wywoła na Waszych twarzach uśmiech.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h