Największą wadą tej wersji "Trzech muszkieterów" jest przeciętny scenariusz i historia, która ma zbyt współczesny feeling. Gdy oglądam film kostiumowy, oczekuję zachowania realiów epoki, czego tutaj do końca nie dostaniemy - często wydaje się, że oglądamy zwariowany film fantasy. Sama historia walki muszkieterów z próbą oczernienia królowej przez kardynała jest zbyt prosta, płytka i nijaka. Wydaje się, że twórcy tworząc fabułę cały czas myśleli, co zrobić by nie zanudzić, a jednocześnie pamiętać, że ma być to wstęp do sequela. Współczesne wrażenie odczuwalne jest w dialogach, w działaniach postaci (modny Buckingham i król czy zabójcza Milady) czy wykorzystaniu latających machin wojennych. Prawdopodobnie lepiej traktować ten film w ramach fantastyki luźno opartej na klasyce, niż kolejnej adaptacji.
[image-browser playlist="604057" suggest=""]©2012 Monolith Video
Dość przeciętny scenariusz nasycony sztampowymi dialogami zaowocował brakiem emocji. Od kina przygodowego oczekujemy lekkości i emocjonującej akcji - tutaj nic takiego nie da się spostrzec. Wszystko wydaje się ładnym jednowymiarowym obrazkiem pozbawionym głębi. Ogląda się to jak komiks, w którym wszystko jest czarno-białe, na czele z bohaterami i łotrami.
Poznajemy trzech muszkieterów podczas akcji w Wenecji, lecz na pierwszy rzut oka nie przypominają tych, których pamiętamy. Sprawiają wrażenie komandosów, których umiejętności wykraczają poza epokę. Muszkieterowie byli zwykłymi ludźmi, szermierzami, a nie osobami, którzy sprawiają wrażenie, jakby mieli nadnaturalne zdolności. Pomimo tego, im bardziej się z nimi zaznajamiamy, tym stają się bliżsi wyobrażeniom pod względem charakteru. Ray Stevenson, Matthew Macfadyen oraz Luke Evans stworzyli przyzwoite kreacje, którymi pomimo dość szalonej wariacji postaci, potrafią nas do siebie przekonać. Kompletnie jednak nie mogę kupić nowej Milady De Winter - nie pomaga tutaj fakt, że gra ją Milla Jovovich. Zrobienie z niej super-szpiega, zabójczyni o umiejętnościach bliskich Bondowi, która posługuje się szpadą lepiej niż którykolwiek mężczyzna w filmie powoduje lekki niesmak. Bardzo przeciętne wrażenie sprawia Logan Lerman w roli D'Artagnana - postać powinna mieć tę młodzieńczą energię, a brak jej przysłowiowego pazura. D'Artagnan nie ma charyzmy i blednie na tle swoich ciekawszych i wyrazistszych kompanów.
[image-browser playlist="604058" suggest=""]©2012 Monolith Video
Dobre kreacje stworzone zostały przez czarne charaktery filmu. Christoph Waltz buduje ciekawego i charyzmatycznego kardynała. Za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, ogląda się go z przyjemnością. Szkoda, że jego postać nie pojawiała się częściej, gdyż wówczas Waltz mógłby stworzyć o wiele lepszą rolę. Christoph bez wątpienia jest aktorem, który z klasą zagrałby wszystko - nawet kamień leżący pod drzewem. Mads Mikelsen także przyzwoicie wciela się w Rocheforta - aktor jest specjalistą od łotrów i da się to odczuć w każdej scenie. Tak jak Waltz posiada odpowiednią charyzmę, pomimo tego, że jego bohater jest bardzo jednowymiarowy. Orlando Bloom natomiast gra w filmie bardzo dziwnego księcia Buckinghama - chociaż nawet i z tej roli próbuje coś wykrzesać, chociażby poprzez sposób chodzenia i mówienia. Aczkolwiek sam zamysł takiego księcia nie przypada mi do gustu. Przypomina raczej jakąś współczesną gwiazdę rocka, przez co psuje odbiór realiów epoki. Oczywiście te postacie zostały bardzo spłycone w porównaniu do tego, co pamiętamy z opowieści Dumasa - wydają się przerysowane, komiksowe, lecz na szczęście obsada nie zawiodła w takiej konwencji.
Na wysokim poziomie stoi część techniczna filmu, który był kręcony kamerami 3D. Niestety, film oceniam w oparciu o wydanie DVD, więc trudno pisać o efekcie 3D, ale widać w wielu kadrach, że zostały one nieźle ustawione pod trójwymiar. Także dostrzec można sporo rzeczy lecących w stronę kamery. Patrząc na kolejne sfery - kostiumy i scenografia - są świetnie dopracowane. Widać dużo naturalnych budowli, których architektura utrzymana jest w klimacie epoki. Plus, że twórcy mało wykorzystują CGI do tworzenia tła, przez co efekt jest o wiele lepszy, bardziej realistyczny i namacalny. Kostiumy, jak cała konwencja filmu, sprawiają zbyt współczesne wrażenie. Zwłaszcza stroje superbohaterów, jakimi obdarowani zostali muszkieterowie. Pomimo tego - wydają się dopracowane, różnorodne i czasem zachowujące realia epoki.
[image-browser playlist="604059" suggest=""]©2012 Monolith Video
Zaskakująco mało wykorzystano w filmie efektów komputerowych. Gdy pojawiają się, nie sprawiają wielkiego wrażenia. Czasem można dostrzec lekką sztuczność i niedopracowanie. Natomiast sceny akcji to jest największa zaleta "Trzech muszkieterów". W szermierkach postawiono na widowiskowość doprawioną szczyptą realizmu, dzięki czemu efekt jest bardzo dobry. Znakomita choreografia wykonywana jest zawsze przez aktorów grających swoje postacie. Kamera jest tak ustawiona, że cały czas widzimy ich twarze. Plus za brak przesadnego wykorzystywania kaskaderów. Gdy widzimy aktora walczącego w ciekawie nakręconych pojedynkach, wygląda to o wiele lepiej. Warto dodać, że nie używano tu żadnych sznurków - nikt z bohaterów nie robi przesadnych akrobacji podczas walk. Szczególnie nieźle to wygląda w dłuższych ujęciach, kiedy w zwolnionym tempie muszkieter przedziera się przez zastępy wrogów. Podobny patent, jaki swego czasu wykorzystano w filmie "300". Widzimy wyraźnie, że każdy aktor przeszedł szkolenie w szermierce, przez co są bardzo wiarygodni w tym, co robią. Jest to odczuwalne w technice czy lekkości obycia ze szpadą. Na wyróżnienie zasługują montaż i zdjęcia, które mają duży wpływ na pozytywny odbiór scen akcji.
Dość dużym minusem jest muzyka, która jest łagodnie mówiąc, mało oryginalna. Słychać, że kompozytor dostał jako ścieżkę tymczasową "Piratów z Karaibów" i kazano mu zrobić muzykę w tym samym stylu. Efektem tego są wyraźne tematy z "Piratów..." ze zmianą kilku nut, ale z podobieństwem, którego nie da się nie odczuć podczas seansu. Tak, muzyka dobrze ilustruje obraz, ale jeśli słyszymy coś, co zakrawa o plagiat, budzi to lekki niesmak.
[image-browser playlist="604060" suggest=""]©2012 Monolith Video
Widzimy, że "Trzej muszkieterowie" mieli być lekkim i emocjonującym kinem przygodowym, tak jak poprzednie adaptacje, ale podczas tworzenia produkcji twórcom nie udało się osiągnąć tej lekkości gatunku i zbudować emocji. "Trzej muszkieterowie" to pusta, ale kolorowa wydmuszka, którą na raz ogląda się szybko i dobrze, z poczuciem niewykorzystanego potencjału i osiągnięciem przeciętnego efektu. Produkcja jakościowo bardzo przypomina każdy film Andersona, nie wychodząc poza ustalony przez reżysera poziom.
Ocena: 6/10