Siedmiu królów musi umrzeć ma wszystko to, dzięki czemu serial Upadek królestwa jest tak doceniany i popularny. To oczywiście zaleta, bo produkcja proponuje jakość, do jakiej fani są przyzwyczajeni – a ta pomimo wzlotów i upadków nigdy nie zeszła poniżej przynajmniej niezłego poziomu. Jednocześnie jednak można uznać to za poważną wadę, bo czuć, że ten film fabularny to tak naprawdę skondensowana historia napisana na nowy sezon serialu. Objawia się to w sporej skrótowości niektórych wydarzeń i rozwiązań, a także w spłyceniu tego, co powinno być emocjonalnym fundamentem. W tym przypadku chodzi o relację Uhtreda z młodym Athelstanem. Choć twórcy rozwijają ją w typowym dla siebie stylu (młody król musi być manipulowany i zachowuje się jak dziecko błądzące we mgle) i jest to w jakimś stopniu powtarzalne, to decyzje Uhtreda w nie wybrzmiewają tak, jak powinny. Prezentowane wydarzenia cierpią na tym, bo przyczyny zachowania Uhtreda za bardzo opierają się na domysłach – wydają się widzom głupie, a nawet sprzeczne z jego charakterem (choć w istocie takie nie są). Niestety wrażenie to jest potęgowane przez skrótowość historii. Opowieść miała potencjał, ale nie mógł on należycie wybrzmieć.  W serialu Upadek królestwa na pochwałę zawsze zasługiwały świetne postacie. Nie inaczej jest w filmie Siedmiu królów musi umrzeć. W centrum mamy Uhtreda i jego kompanów, co przekłada się na dobry efekt. A do tego nie brak tu nowych postaci mających sens i solidną konstrukcję – na czele z wodzem wikingów, który tworzy sojusz z innymi królami. Bohaterowie są charyzmatyczni i interesujący, a to zawsze jest wartością dodaną.
fot. Netflix
+1 więcej
Tempo opowieści jest naprawdę szybkie, przez co też pojawia się wspomniana skrótowość. W niektórych momentach można odnieść wrażenie, jakby twórcy zwyczajnie się spieszyli, by dobić do definitywnego zamknięcia historii. Opowieść nie ma takiej mocy jak najlepszy sezon serialu Upadek królestwa z pożegnaniem Alfreda, ale na pewno nie jest gorsza od tych ciut słabszych sezonów. Jest nierówno, ale raczej nie możemy krytykować produkcji za jakość, bo jest ona na oczekiwanym poziomie. Dzieje się dużo, a emocjonalne momenty nadrabiają wady wynikające z filmowej konstrukcji. Dostajemy takie sceny, które naprawdę wzbudzają ekscytację i poruszenie. Zwłaszcza pod koniec, gdy napięcie sięga zenitu, a rozwój wydarzeń powoli doprowadza do spełnienia marzenia Alfreda o zjednoczeniu królestw i stworzeniu Anglii. Najpiękniej jednak wyszedł finał samej opowieści Uhtreda, który jest metaforycznym oddaniem tego, że bohater całe życie znajdował się pomiędzy dwoma światami. Nie byłoby historii z Upadku królestwa bez scen batalistycznych. Widać, że Netflix dał twórcom filmu solidny budżet, bo finałowa bitwa oferuje jakość, do której mogliśmy się przyzwyczaić. Ma odpowiedni rozmach, dobre pomysły (pokazanie, że walczący oddają mocz ze strachu, to coś bardzo realistycznego) i ogromny ładunek emocjonalny. Nie jestem usatysfakcjonowany losem wszystkich postaci, ale bitwa pozostawia po sobie pozytywne wrażenie – zarówno pod kątem wykonania, jak i budowania emocji. Po prostu oferuje wszystko to, czego szukamy w finale tak ważnej historii. Można odnieść wrażenie, że Siedmiu królów musi umrzeć to kolejny sezon serialu, który musiał zostać skrócony do czasu trwania filmu. Jednak i tak trzeba przyznać, że Netflix pozwolił twórcom zamknąć tę opowieść w sposób dobry i satysfakcjonujący. To produkcja godna serialu, który do końca utrzymał poziom i nie stracił jakości jak Wikingowie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj