Walker: Strażnik Teksasu wydaje się serialem tworzonym po linii najmniejszego oporu. Tyczy się to kwestii kryminalnej, która nie oferuje kompletnie niczego oryginalnego. Scenarzyści wydają się brać najbardziej oklepane schematy gatunkowe. Kwestia przyjaciela Walkera, który okazuje się bandytą, jest wątkiem wałkowanym na wszelkie sposoby. W końcu motyw konfliktu interesów ma potencjał, ale twórcy go nie dostrzegli. Odtwarzać schematy trzeba umieć, by widzów zaangażować, wywołać u nich jakiekolwiek emocje czy choćby nadać sens wydarzeniom. Tak jak ta absurdalna pierwsza scena kradzieży auta bohaterów, która docelowo chyba miała być zabawna. Tak nie jest i bardziej wpisuje się to w trend budowania wizerunku mało rozgarniętych stróżów prawa.  Najgorsze jednak są płytkie motywacje Hoyta Rawlinsa, które nie są w stanie przekonać, że podejmowane przez niego decyzje mają sens.  Jest on po prostu czarującym zbirem. Nikt nawet nie sili się na dodanie temu jakiejkolwiek wiarygodności. Przez to też jego wątek jest przewidywalny, a to, co miało potencjał, czyli relacja z matką Cordella,  zostało spłycone i zepchnięte na margines. Szereg oczywistości, które sprawiają, że historia jest nudna i banalna. Podczas zapowiedzi serialu mówiono, że jego główna historia ma dotyczyć śledztwa próbującego wyjaśnić, co tak naprawdę stało się z żoną Walkera. Potencjał dostrzegalny gołym okiem staje się kolejnym kuriozum tego serialu. Przez trzy odcinki ten motyw jest całkowicie zlekceważony, więc widać, że priorytety twórców leżą kompletnie gdzie indziej. A szkoda, bo bez tego jest po prostu ckliwie - zwłaszcza w kwestii czerwonego auta w odcinku.
fot. materiały prasowe
+6 więcej
Plus przynajmniej taki, że twórcy zakończyli wątek stereotypowej, irytującej nastolatki. Zamiast tego uwaga została skupiona na jej bracie. To szansa na urozmaicenie wątku. Nadal jednak wątek rodzinny jest po prostu banalny, a o emocjach nie ma tutaj mowy. Nie czuć żadnej chemii pomiędzy członkami rodziny, którzy odgrywają narzucone schematy i sprawiają, że ich postacie są czasem jak zombie. Zresztą z Padaleckim cały czas jest problem, bo aktor wpadł w szufladkę przez produkcję Nie z tego świata. Nie potrafi zbudować wizerunku bohatera, który sprawiłby, że widzowie uwierzyliby w jego Cordella Walkera. Zbyt często mam wrażenie, jakby aktor wyszedł właśnie z planu Supernatural. Brak tych starań to problem, ale najwyraźniej nikomu w tej ekipie nie zależy na zmianie.  Walker ma swoje momenty, ogląda się go poprawnie, ale cóż z tego, skoro jakość scenariusza, historii i kreacja bohaterów to popis scenarzystów idących na łatwiznę. Taki projekt, nawet odseparowujący go od Strażnika Teksasu, ma potencjał na więcej. Jednak gdy tak bardzo szwankuje kwestia kryminalna, trudno orzec, czym jest ten serial.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj