Walker: Strażnik Teksasu prezentuje historię, która nadal bardziej zmierza w stronę kiczowatej obyczajówki niż choćby solidnego serialu kryminalnego na poziomie Agentów NCIS. 8. odcinek skupiający się na problemach osobistych bohaterów z atakiem tornado w tle dobrze to podkreśla, ale tym razem twórcy przynajmniej w miarę sensownie to rozpisali, bo pozwolili sobie więcej wyciągnąć z postaci Miki Ramirez. Jej bohaterka cały czas jest najjaśniejszym punktem. Nawet pomimo ciągłego topienia jej w scenariuszowym bagnie i marnowania potencjału, udaje się jej wyciągać więcej, niż serial oferuje. Pokazuje wiele potrzebnych emocji, które pozwalają bohaterce uporać się z targającymi nią problemami. Trochę kiepsko to  rozplanowano, bo twórcy powinni iść za ciosem, gdy poznała prawdę o matce, a nie kilka odcinków później, gdy emocje już opadły. Tutaj to wyszło, bo w niecodziennych okolicznościach podbudowano relację Micki z jej chłopakiem poprzez właśnie motyw matki. Zadziałało to prawidłowo i pozwoliło stworzyć coś, co miało znaczenie. Najgorsze jednak wygląda sama kwestia tornada i próby ratunku osób uwięzionych po drodze. Gdy twórcy pokazują szkaradne efekty komputerowe żywiołu, można dojść do wniosku, że Rekinado miało lepsze... A to nie świadczy dobrze o serialu z większymi aspiracjami. Zresztą te wszystkie problemy po drodze wypadają sztucznie - czy to gałąź na Cordellu, atak paniki Micki, czy wypadek jej chłopaka. Pomysły są dobre, ale zostają przytłoczone przez kiepską reżyserię, która powinna wyciągnąć z tego o wiele więcej emocji.
fot. materiały prasowe
+7 więcej
Kolejnym przykładem braku konsekwencji jest związek Stelli z Trevorem. Wychodzi na jaw, że jest on synem wroga Cordella i wszystko się kończy ot tak. Zamiast iść za ciosem i pociągnąć to dalej, wykorzystując nadarzającą się okazję, wątek praktycznie został zepchnięty na boczny tor. Po to, aby dać miejsce oklepanemu motywowi z cyklu: "robię to, by cię chronić". Brat Walkera zrywa z chłopakiem w scenie kiepsko odgrzewającej gatunkowe schematy. Pomysł w porządku, ale tutaj trudno w jakikolwiek sposób uwierzyć w motywację postaci. Najlepszą sceną 8. odcinka i być może jak dotąd całego serialu jest poznanie prawdy o zabójcy żony Walkera. To jest w końcu ten moment, gdy Jared Padalecki buduje emocje - są stonowane, ale widać je w jego oczach. Tym razem aktor poradził sobie świetnie. Szkoda więc, że cały 9. odcinek został spaprany wręcz spektakularnie. Oczywiście do tej pory widzieliśmy, że podejście twórców do wątku śmierci żony Walkera było, delikatnie mówiąc, kiepskie i chaotyczne. Mimo wszystko jednak poświęcono czas,  by doprowadzić do kolejnych etapów wątku. Najwyraźniej tylko po to, by zmarnować potencjał pójściem na łatwiznę. Nic w tym odcinku się nie udało pod kątem emocji, tajemnicy i samej konkluzji, która jest antyklimatyczna. Wyjawienie, że jakaś bezimienna kobieta zabiła żonę Cordella z nudnych, nieciekawych i przede wszystkim niemających żadnego znaczenia dla fabuły powodów jest rozczarowaniem. Kroplą przelewającą czarę goryczy, jaką ten serial napełnia od samego początku.  Cały motyw Cordella, który podejrzewa przez chwilę Geraldine, swoją najlepszą przyjaciółkę, jest nawet zabawny. Twórcy znów biorą oklepany schemat i nie są w stanie go dobrze przedstawić, by nadał on sens wydarzeniom i był popisem kreatywności. Niestety, dostaliśmy festiwal oczywistości, bo Geraldine zabiła morderczynię, a potem piła w barze z Walkerem. Fakt, że zaraz się pocałują, był oczywisty, a przez to też diabelnie nudny i wymuszony. Zwłaszcza że mieliśmy podbudowę pod ten wątek w 8. odcinku, gdy nauczycielka podrywała bohatera. Wówczas nie był on gotowy, a tu raz dwa, wszystko się zmienia. Trudno więc inaczej to odebrać niż jako sztucznie wprowadzany motyw i kolejna obyczajowa komplikacja. Nawet nie łudzę się, że w tym serialu jeszcze coś się ruszy w pracy bohaterów, bo zauważcie, że od kilku odcinków jest tego tyle co nic. Walker z każdym odcinkiem jedynie potwierdza, że ekipa zza kulis nie wie, co robi. Scenariuszowo jest to zaledwie poprawne, a realizacyjnie fatalne. Nie wykorzystują potencjału solidnych pomysłów i konceptu. Nikt tutaj nie oczekuje odgrzewania akcji z Chuckiem Norrisem, ale czy naprawdę świat potrzebuje serialu o rozterkach osobistych Strażnika Teksasu bez waloru rozrywkowego, jakim jest jego praca?  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj