Watchmen raczej nie zyskają sobie większej sympatii widzów po czwartym odcinku, który nie był porywający. Ale przynajmniej poznaliśmy nową, wyrazistą postać, która jest ważnym ogniwem tej pokręconej historii. Oceniam.
Najnowszy odcinek
Watchmen może się pochwalić mocnym otwarciem, choć początkowo wiejska sielanka i radosna piosenka
Islands in the Stream nie zapowiadały takich emocji. W końcu pojawiła się na ekranie Lady Trieu, której córkę mieliśmy już okazję poznać. Przyszła do Clarków z propozycją nie do odrzucenia, która przerodziła się w pełny napięcia szantaż. Atmosfera narastała wraz z przesypującymi się ziarnkami piasku w klepsydrze i wzrastającą stanowczością Trieu. Poza tym nie można zignorować podobieństwa tych wydarzeń do historii Supermana, gdzie nawet nazwisko jest sugestywne oraz coś spadło z nieba. I co ciekawe to jawne nawiązanie nawet dodało smaczku tym scenom, choć trudno powiedzieć, jaki był ich zamysł. W każdym razie ten pasjonujący początek zapowiadał, że w jego dalszej części, podobnie jak tydzień temu, będzie równie ekscytująco, ale jednak to były płonne nadzieje.
Natomiast Lady Trieu to niewątpliwie bardzo wyrazista, bezkompromisowa i interesująca postać. A także kolejna kobieta, która odgrywa ważną rolę w
Watchmen. Znak czasów? Dopóki te bohaterki nie nudzą, to jestem za. Z kolei w spotkaniu z Angelą i Laurie obyło się bez fajerwerków, choć szybko wydało się, że miliarderka jest powiązana z Williamem. Twórcy wyprzedzili narzekania widzów, którzy wytknęliby im to, że przecież dziadek Abar mógłby od razu wyjawić prawdę wnuczce, bez tych podchodów i gierek. A w ten sposób usprawiedliwili poczynania tej postaci, bo po prostu chce, aby ją sama odkryła. Trochę to naciągane, ale nie zmienia faktu, że owiana tajemnicą intryga wciąż ciekawi, choć na pewno nie spędza ona snu z powiek.
Tak jak można było się spodziewać duet Siostry Noc i Blake ogląda się z przyjemnością. Powoli wytwarza się między nimi fajna chemia, choć myślę, że stać obie aktorki na więcej. Rozmowa obu pań o przebraniach i zakładaniu masek z początku nieco bawiła, bo strój wzorowany na habicie zakonnicy może być obiektem drwin. Ale później nabrała poważniejszych tonów w związku z przeszłością Blake. Twórcy myślą pragmatycznie przybliżając widzom, którzy nie znają komiksu i filmu, historię Jedwabnej Zjawy II. Potwierdzają to, że rzeczywiście nie trzeba znać materiału źródłowego, aby oglądać ten serial i się w nim nie pogubić. Warto to docenić.
Swoje kilka chwil znowu dostał Looking Glass, który też wyróżnia się w
Watchmen. Jego lustrzana maska i sposób mówienia mają coś z Rorschacha. Jest upiornie przenikliwy i specyficzny, a jego metody przesłuchania wzbudzają kontrowersje. Jednak w obecnej sytuacji to ten bohater wydaje się najbardziej godny zaufania dla Angeli.
Nie można zapomnieć o Ozymandiaszu, którego wątek staje się coraz dziwniejszy. Jeśli ktoś zastanawiał się nad tym skąd biorą się jego klony to w tym odcinku znalazł odpowiedź na to pytanie. Wyławianie niemowląt z jeziora, a potem przyspieszanie ich wzrostu w komorze można określić, jako rzeczy osobliwe, kuriozalne i szokujące. Twórcy puścili wodze wyobraźni w tym wypadku. Ale nie poprzestali na tym, bo jeszcze obejrzeliśmy, jak Adrian katapultuje ciała pana Phillipsa poza zasięg wzroku. Tym razem czarny humor był lżejszego kalibru. Dodatkowo potwierdziły się przypuszczenia, że bohater znajduje się w więzieniu. I wiele wskazuje na to, że macza w tym palce Lady Trieu, która posiada jego pomnik w swojej kwaterze.
If You Don't Like My Story, Write Your Own to niezły odcinek, który jednak nie grzeszył dynamiką. Kilka spokojniejszych scen z Angelą czy to w domu czy w Centrum Dziedzictwa Kultury spowalniały przebieg wydarzeń mimo, że otrzymaliśmy kilka istotnych informacji. Wygląda na to, że Siostra Noc nie będzie, co tydzień efektownie i wybuchowo walczyć z przestępcami. A jeden pościg za oślizłym chudzielcem, który wśliznął się do studzienki kanalizacyjnej, to za mało, aby podnieść adrenalinę. Choć trzeba przyznać, że to też było dziwaczne.
Świat w
Watchmen się rozszerza, dzięki czemu coraz lepiej go rozumiemy, ale mam wątpliwości czy jest on tak interesujący, jakbyśmy tego oczekiwali. Ale twórcy mają na to odpowiedź w prowokacyjnym tytule. Co prawda odnosi się on bardziej do książki, którą czytał Cal, ale jest coś w nim na rzeczy. Można odpuścić serial lub kontynuować tę oryginalną przygodę, w której Damon Lindelof i spółka jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa.
[adTracking ad="07358cf6-fe40-43ba-a4b8-8a49664533fa"]
[/adTracking]
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h