Królowa Wiktoria zmagała się w tym sezonie z wieloma problemami, podobnie jak jej małżonek. Wielki głód w Irlandii czy nie do końca ustalona tożsamość ojca księcia Alberta to tylko przykłady. Szkockie wojaże z kolei miały odrobinę rozluźnić atmosferę przed ostatnim, finałowym odcinkiem serialu. A w nim polityka naprzemiennie z życiem prywatnym mocno miesza w życiu wszystkich bohaterów, nie tylko tytułowej monarchini. Rozwiązania doczekał się też wątek, który z odcinka na odcinek wydawał się coraz ciekawszy, po czym został potraktowany przez scenarzystkę nader brutalnie i sztampowo… Zanim jednak o biednym Edwardzie Drummondzie, trzeba skupić się na innych wydarzeniach w pałacu Buckingham. Wuj Alberta, Leopold, a kto wie, może i ojciec, postanawia po raz kolejny oczyścić atmosferę pomiędzy nim a bratankiem/synem. Jego próby są jednak dość mizerne, do tego dość szybko schodzą na plan drugi. Po raz pierwszy w tym sezonie widzowie mają okazję bliżej przyjrzeć się dzieciom Wiktorii, które do tej pory były traktowane zupełnie po macoszemu, jakby fakt ich istnienia trzeba było przypominać tylko wtedy, kiedy były potrzebne fabule. Tym samym dopiero w odcinku finałowym mała Vicky ma okazję się zaprezentować widzom – niestety w roli chorego dziecka. Nie po raz pierwszy i ostatni Albert oraz Wiktoria ścierają się ze sobą za sprawą odmiennych punktów widzenia, a w centrum walki znajduje się baronowa Lehzen, ewidentnie nie do końca znająca się na dzieciach… Tak jak Albert ma rację w kwestii jej choroby, tak Wiktoria coraz lepiej czuje się w roli polityka, odradzając mężowi wizytę w parlamencie. To właśnie głośne Corn Laws (ustawy zbożowe) są kolejnym bohaterem tego odcinka. Premier Robert Peel w tym epizodzie pokazuje, że czasem da się przedłożyć interes kraju przed interes partii i wiele na tym zyskać. Peel nigdy nie był tak interesującym bohaterem jak jego poprzednik na tym samym stanowisku, Lord Melbourne, lecz nie da się ukryć, że kryje w sobie sporo pokładów uporu i stanowczości, a także wrażliwości, co zostaje widzom pokazane na samym końcu – niestety. Czy po seansie finałowego odcinka Victoria ktokolwiek będzie pamiętał o chorej Vicky, Corn Laws, wuju Leopoldzie, wciąż jednak chorym Erneście czy romantycznej wycieczce panny Skerrett z Francatellim, w dodatku wplecionej w odcinek w tak nieodpowiednim momencie, że ma się ochotę zrobić coś człowiekowi od montażu? Nie, serca widzów zostały złamane za sprawą jednego strzału z broni wycelowanej w premiera Peela. Tego nie można było przewidzieć – krótka historyczna analiza wykazuje, że scenarzystka Daisy Goodwin po raz kolejny poczyna sobie bardzo swobodnie, uśmiercając Drummonda w złym momencie, do tego w zupełnie innych okolicznościach. Przedtem jednak kłóci się on z Alfredem Pagetem – zachowanie Alfreda wygląda, jakby ktoś zapomniał (scenarzystka?), jak przedtem się zachowywał. Jego liczne przytyki i aluzje odnośnie do narzeczonej Drummonda jasno sugerowały, że owa narzeczona średnio mu odpowiada, co jest oczywiste, skoro sam pewnie widział się (co najwyżej w snach) na jej miejscu. A potem w finale Paget zmienia front i sprowadza uskrzydlonego Drummonda na ziemię, oznajmiając mu, że przecież musi się ożenić – dla dobra swojej kariery politycznej. Ktoś powie, że to przecież ogromne poświęcenie ze strony Alfreda, ale wystarczy popatrzeć na jego wyraz twarzy – jakoś tego bólu poświęcenia nie widać… A potem fabuła wbija fanom tej pary nóż w plecy, pozbywając się Drummonda skutecznie i na wieki. Dla jasności – ten historyczny został postrzelony przez pomyłkę (zamachowiec wziął go za Peela) i zmarł kilka dni później. Bez związku z ustawami zbożowymi i przede wszystkim, bez heroicznego rzucania się przed kogokolwiek. Nie ukrywam, że bardzo polubiłam zarówno Alfreda Pageta jak i Edwarda Drummonda – pomijając ich uczucia, byli po prostu niezwykle sympatycznymi bohaterami, których naprawdę przyjemnie się oglądało. Szkoda, że Daisy Goodwin postanowiła zakończyć ich nawet nie za bardzo rozpoczęty romans tak drastycznie i bez polotu. O wiele ciekawiej byłoby oglądanie dalszego rozwoju ich relacji – przecież to XIX-wieczna Anglia, która uparcie udaje, że homoseksualizm nie istnieje. Na plus temu odcinkowi trzeba policzyć jedną, jedyną scenę księżnej Buccleuch – już dawno przestała ona być irytująca, a jej opanowanie i doświadczenie w kwestiach życiowych okazuje się dla Alfreda bezcenne. Finałowy odcinek The Luxury of Conscience kończy sezon, który śmiało można nazwać lepszym od poprzedniego. Małżeństwo Wiktorii i Alberta jest znacznie ciekawsze od miłosnych rozterek młodej królowej z pierwszej odsłony serialu. Polityczne zaplecze także dostarczało więcej emocji, poświęcono też sporo czasu innym bohaterom. Szkoda tylko, że finał będzie się kojarzyć widzom głównie ze śmiercią jednego z najbardziej lubianych bohaterów (ciekawostka – Leo Suter, aktor wcielający się w Drummonda ujawnił, że jego bohater miał pierwotnie zginąć kilka odcinków wcześniej). Na pocieszenie trzeba chwilę poczekać – odcinek świąteczny oczywiście w okolicy Bożego Narodzenia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj