Mutanci żyją wśród nas. Wyposażeni w potężne zdolności przedstawiciele gatunku homo superior stanowią kolejne ogniwo ewolucji, a ich odmienność wywołuje skrajne reakcje zwykłych ludzi, prowadząc do uprzedzeń i nienawiści. Potężny mutant Charles Xavier zakłada szkołę stanowiącą azyl dla jego młodych pobratymców i miejsce, w którym mogą uczyć się panować nad swoimi mocami. Najnowsza uczennica, Jean Grey, szybko orientuje się, że szkoła nie jest do końca tym, czym się wydaje. Tak zaczyna się pierwsza z dwóch historii o X-Men, którą Hachette prezentuje swoim czytelnikom w czerwonej kolekcji. Sezon pierwszy stanowi uwspółcześnione streszczenie wczesnej serii komiksowej autorstwa Stana Lee i Jacka Kirby’ego. Z tego powodu autor scenariusza, Dennis Hopeless, nie miał wielkiego pola do popisu i niestety to widać. Podopieczni Xaviera staczają na kartach komiksu kilka niezwiązanych ze sobą, nadmiernie skróconych bitew. Kultowe sceny mogą coś mówić fanom mutantów, ale nowi czytelnicy ich nie docenią. Przez większość X-men: Sezon pierwszy/Bóg kocha, człowiek zabija akcja zdaje się nie być częścią fabuły, a wręcz jej przeszkadza. Dopiero koniec opowieści przynosi emocjonującą walkę stanowiącą idealne, choć spodziewanie otwarte, zakończenie. Zdecydowanie lepiej prezentuje się obyczajowa część scenariusza. Młodzi mutanci przeżywają problemy związane z ich pochodzeniem, ale autor nie boi się też przedstawiać trudności właściwych każdemu nastolatkowi. Zachowania bohaterów są realne, a każdy z członków drużyny działa zgodnie ze swoim charakterem. Rozumiemy frustrację Beasta, który nie podziela spokojnego podejścia Xaviera do kwestii roli mutantów w społeczeństwie. Kibicujemy Cyclopsowi, który zbyt szybko musi dorosnąć  i objąć przywództwo w drużynie.  Nawet ograny motyw miłosnego trójkąta (Cyclops-Jean-Angel) wydaje się zaskakująco wiarygodny. Jedną z najlepszych scen w komiksie jest nieudane wyjście X-Menów lunaparku, które kończy się atakiem uprzedzonego motłochu na zmutowaną piosenkarkę. Niewdzięczność kobiety za niechciany ratunek wiele mówi o sytuacji społecznej mutantów. Szata graficzna jest tak samo nierówna jak fabuła. Podczas lektury odnosiłem wrażenie, że rysownikom sprawia przyjemność pokazywanie Jean Grey. Przyszła Phoenix jest pieczołowicie narysowana w każdym kadrze, podczas gdy reszta postaci bywa naprawdę toporna. Pod koniec poziom się wyrównuje, tak jakby Jamie McKelvie i Mike Norton oszczędzali siły na finał. Cały styl rysunków kojarzy się z telewizyjną kreskówką X-Men Evolution, ale siłą rzeczy plansze prezentują się lepiej niż animacja.
Źródło: Hachette
Drugą część wydania stanowi powieść graficzna z 1982 roku zatytułowana Bóg kocha, człowiek zabija. Scenariusz napisał najbardziej znany i najdłużej działający autor w historii marki, Chris Claremont, który w pełni udowadnia swój geniusz. Miłośnicy filmowej serii szybko rozpoznają znajome elementy fabuły. Porwanie profesora Xaviera, niewygodny sojusz X-Men z Magneto oraz nienawidzący mutantów fanatyk Stryker nie bez powodu przypominają wczesne dokonania Bryana Singera. Bóg kocha, człowiek zabija stanowi bezpośrednią inspirację dla drugiej części sagi 20th Century Fox. Opowieść Claremonta jest jednak mroczniejsza, bardziej dojrzała i poruszająca kontrowersyjne tematy. Nie jest to nastoletnia, osobista wizja świata z Sezonu pierwszego. Autor nie skupia się na konkretnych postaciach, przedstawiając raczej wizję całego społeczeństwa. Ważnym elementem jest obojętność ludzi na nieszczęścia mutantów. Złoczyńca to osoba publiczna, religijny fanatyk nazywający mutantów dziećmi diabła. Chociaż setki zwyczajnych osób sprzeciwiają się jego naukom, nikt nie chce jawnie wystąpić przeciw Strykerowi. W tym samym czasie, grupa komandosów na jego usługach tropi i zabija podejrzane o mutację dzieci. To ciężka historia, która ani na chwilę nie odpuszcza. Prześladowania mutantów odwzorowują rzeczywiste konflikty etniczne i religijne, z jakimi zmaga się współczesny świat. Komentarz społeczny w dziele Claremonta jest subtelny, ale jasny – fanatyzm nigdy nie prowadzi do dobrych rozwiązań. Kontrast pomiędzy dwiema opowieściami zawartymi w tomie widoczny jest również w ilustracjach. Pogodny ton Sezonu pierwszego znalazł odwzorowanie w kolorach i kresce. Rysownik Bóg kocha, człowiek zabija Brent Anderson postawił na stonowane barwy i silną grę cieni. Autor nie żałował tuszu, dzięki czemu mroczne obrazy oddają stan ducha osłabionych X-Menów. Współcześnie jego kreska może wydawać się przestarzała, ale jest poważniejsza i bardziej realistyczna niż to, co na ogół oferował Marvel swoim czytelnikom na początku lat 80. X-Men od Hachette to jeden z lepszych tomów kolekcji. Zestawienie dwóch tak różnych dzieł pozwala na poznanie mutantów ze wszystkich stron. Tom wypada dużo lepiej niż nieciekawy Wolverine, jedna z pierwszych pozycji kolekcji. Braki scenariuszowe Sezonu pierwszego mogłyby pogrążyć komiks, ale nadrabia je mistrzostwo literackie Claremonta. Po raz kolejny Hachette sprawnie zapoznaje swoich czytelników z uniwersum Marvela i zachęca do sięgnięcia po kolejne serie z rodziny mutantów.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj