Better Call Saul znowu otwarł odcinek bardzo intrygująco. Jednak tym razem na wesoło, a nie metaforycznie, jak to było z mrówkami (prawdziwymi!) w poprzednim tygodniu. Widok Jimmy’ego testującego różne przedmioty powodował rozbawienie. Można było się domyślać, że kule bowlingowe posłużą do czegoś nietypowego. Ale trzeba przyznać, że ten sposób, aby dokuczyć Howardowi był niekonwencjonalny. Ich wspólna historia nie była usłana różami, ale McGill mógł się czuć nieco urażony słowami Hamlina i jego przymilaniem się. W każdym razie zagadka z początku epizodu się wyjaśniła, przypominając nam, że w Saulu Goodmanie jeszcze tlą się resztki Jimmy’ego i dawne urazy. Natomiast cieszy to, że Patrick Fabian odegrał w końcu większą rolę niż w poprzednich odcinkach piątego sezonu i nie zniknął na dobre z serialu. McGill wykazał się pomysłowością, aby odegrać się na Howardzie, ale tak naprawdę najbardziej zaimponował podczas rozprawy w sądzie. To był Saul Goodman w swoim żywiole i w pełnej krasie. Zamiana oskarżonego całkowicie zaskakiwała i zaszachowała stronę oskarżycieli, a także ławę przysięgłych. Poza tym powrócili na ekrany imprezowi narkomani, których Jimmy też przy odpowiednio sprzedanej historii korzystnie wybroni przed sądem. I tak naprawdę taki format odcinka na wzór prawniczego serialu, w którym oglądamy Saula pracującego nad krótkimi sprawami, sprawdza się znakomicie. Sprawia to dużo frajdy, choć można kwestionować zagrywki Saula pod względem moralnym czy dopuszczalności przez prawo. Jak na razie świetnie się to ogląda i niech twórcy jeszcze trochę nas w ten sposób zabawiają, zanim wątki nabiorą poważniejszych barw. Saul również wykazał się w sprawie, w której bierze udział Kim. Błyskawicznie przekonał do siebie Ackera, choć wybrał sposób dość frywolny i bezkompromisowy. Znowu dostarczył widzom nieco rozrywki. Natomiast większą uwagę należy zwrócić na Kim, która chce pomóc Ackerowi, próbując wpłynąć na decyzję Mesa Verde. Na tym polu też poniosła porażkę, więc poprosiła o pomoc Jimmy’ego, który ma doświadczenie w postępowaniu ze starszymi ludźmi. Mimo że jej wątek nie błyszczy jak Saula, to nie można się oprzeć wrażeniu, że twórcy przygotowują grunt pod ważne wydarzenia w życiu tej pary. A jak wiemy fabuła w Better Call Saul składa się z wielu elementów i rozwija się powoli, ale ostatecznie zawsze wynagradza cierpliwość. Jednak niewątpliwe największych emocji dostarczył pościg Hanka i Gomiego za jednym z podstawionych ludzi Fringa. Ale całej scenie kolorytu dodawał właśnie Gus, który pod kamiennym obliczem, aż kipiał z gniewu. Dzięki Giancarlowi Esposito, który zagrał fantastycznie, zyskała ona taki nerwowy klimat pełen napięcia. A do tego niepokojąca muzyka w tle oraz wplątanie w to wszystko szorowania frytkownicy intensyfikowało wrażenia. Aż wstrzymywało się oddech z emocji, a przecież nic wielkiego się nie wydarzyło. Natomiast cieszy, że poprzedni odcinek nie był ostatnim, w którym pojawili się znajomi agenci DEA. Dostali więcej ekranowych minut, które wykorzystano na dużą ilość niewybrednych żartów i wzajemnych docinków w ich stylu. A do tego Hank podejrzliwie przyjął zwycięstwo w całej akcji, co tylko potwierdza, że był świetnym agentem nawet przed czasami w Breaking Bad. Wydawało się, że wątek Mike’a znowu nie zaoferuje nic interesującego, czemu można by poświęcić więcej uwagi, ale końcówka odcinka zaintrygowała. Nasz bohater ledwo panuje nad nerwami i celowo wdał się w bójkę, która przybrała dramatyczny przebieg. Finalnie został dźgnięty nożem, a następnie obudził się w nieznanym miejscu. Takiego rozwiązania trudno było się spodziewać, dlatego teraz jego wątek stał się niezwykle atrakcyjny, ponieważ nic nie wiemy o jego „porywaczach”. Zdecydowanie ta historia wzbudziła dużą ciekawość, choć wiemy, że życie tej postaci nie jest zagrożone. Piąty sezon nie zwalnia, serwując nam kolejny świetny odcinek. Nie zabrakło w nim emocji, które zafundowała nam para agentów DEA oraz Gus. Dzięki nim znowu poczuliśmy klimat Breaking Bad, choć tym razem sceny bardziej wpisywały się w styl Better Call Saul. Mimo to skradli nieco epizod Saulowi, który odstawiał swoje „magiczne” sztuczki nie tylko w sądzie. Poza tym w odcinku nie pojawili się Nacho i Lalo, czego w ogóle się nie odczuło. I bardzo dobrze, bo to oznacza, że serialowi nie brakuje postaci, na których można skupić uwagę budując wielowątkową fabułę. Jedynie można się przyczepić do tego, że historia niemal nie posunęła się do przodu, rozwijając się w swoim tempie. Na szczęście w żaden sposób nie zawodzi. Oby ta dobra passa znakomitych odcinków utrzymała się, jak najdłużej w Better Call Saul!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj