Nowy odcinek Better Call Saul rozpoczął się od dalszego ciągu mordęgi Jimmy’ego i Mike’a, którzy przemierzali pustynię. Szybko się ona skończyła, ale te pierwsze sceny z podzielonym na pół ekranem, które miały wspólne cechy, jak zwykle w oryginalny sposób i z nutką humoru (piosenka Somethin' Stupid w tle) otwarły epizod serialu. Kontrast między tymi światami – walką o przetrwanie i bezpiecznym domem - spowodował, że ta udręka bohaterów nieco zmalała. Jednak telefon do Kim szybko sprowadził widzów na ziemię, bo emocje wróciły z całą mocą, gdy zobaczyliśmy wzruszenie jego żony. W dalszej części odcinka niewiele się wydarzyło w związku z Jimmym. Wpłacił kaucję, co wyglądało dość zabawnie oraz wrócił do domu. Ale twórcy popracowali nad tym, aby bohater tak szybko nie powrócił do szarej, choć w przypadku Saula to raczej kolorowej, rzeczywistości. McGill wyglądał, jakby przeszedł przez piekło i właściwie tak było. To był widok nędzy i rozpaczy, ale mówiąc o tym w poważnym tonie. Ciężko się na to patrzyło, bo zbolała mina Jimmy’ego budziła współczucie. Był nieswój po porażce w sądzie, a do tego przejawiał objawy PTSD po tych traumatycznych wydarzeniach. Z jednej strony mogło to się wydawać nużące, ale z drugiej niezwykle ważne pod względem budowania psychiki tego bohatera. To przeżycie ma fundamentalne znaczenie, które zdefiniuje postać Saula w przyszłości. On jest prawnikiem, a nie mordercą, więc dobrze, że nie powrócił tak szybko do normalnego życia po czymś tak dramatycznym. Gdyby nie te wszystkie sceny udręczonego Jimmy’ego, to jego rozmowa z Mikem też nie zyskałaby takiego refleksyjnego charakteru. Ehrmantraut pogodził się ze swoją rolą w tej „grze”, więc rozumie emocje McGilla, który boi się i ma wyrzuty sumienia. Ich konwersacja może nie była pokrzepiająca, ale mądrze podsumowywała sytuację Saula. Sam doprowadził do tego swoimi złymi decyzjami, które sprowadziły go na tę drogę i sięgają samych początków jego historii, a zarazem tego serialu. Ponadto tę dwójkę rzadko oglądamy we wspólnych scenach (nie licząc poprzedniego odcinka), mimo że obaj są głównymi bohaterami. I taka trochę szorstka, ale szczera rozmowa była czymś wyjątkowym i potrzebnym, co wyjaśniało zawiłość ich dalszej współpracy już w Breaking Bad. Podczas gdy Jimmy dochodził do siebie po „przygodzie” na pustyni, mogliśmy dłużej niż zwykle pooglądać Lalo, który wyszedł z więzienia. Jego sceny przybrały formę pożegnania, co najbardziej można było odczuć podczas spotkania z Hectorem. Miło, że powrócił jeszcze na jeden odcinek w tym sezonie. W końcu to ikoniczna postać obu seriali, której nie mogło zabraknąć, choć już nie odgrywa tak kluczowej roli. W każdym razie mógł się pojawić żal, że prawdopodobnie to ostatnie chwile z Lalo, przynajmniej w tej serii. Jednak ten bohater wyczuł, że warto sprawdzić, czy Saul mówił prawdę, co zaowocowało jego pojawieniem się na progu mieszkania „przyjaciela kartelu”.
fot. AMC
Przez większość czasu odcinek Bad Choice Road nie wzbudzał wielkich emocji, które miałyby wbijać w fotel. Natomiast konfrontacja Jimmy’ego i Kim z Lalo od razu podniosła poziom adrenaliny. Z każdą nieprawdziwą wersją wydarzeń przejęcia gotówki wzrastało napięcie. Intensywności dodawał tym scenom Mike, który celował z broni w Salamancę. Robiło się naprawdę gorąco, ale sytuację uratowała interwencja Kim, która wykazała się przytomnością umysłu. Kolejny raz skłamała w obronie Jimmy’ego, ale jednocześnie skierowała myśli Lalo w innym kierunku. To było niezwykle odważne, że postawiła mu się w obliczu zagrożenia życia. I co ciekawe, przypominało to podobne sceny z Waltem, który również w chwili najwyższego napięcia, stawiał czoła chociażby Gusowi, potrafiąc odwieźć go od przemocy. Wstrzymywało się oddech, choć Lalo nawet nie sięgnął po broń, tylko świdrował groźnie oczami. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Wexler zachowała się bohatersko, a Rhea Seehorn znowu zagrała świetnie. Kim w tym sezonie bardzo często znajduje się w stresowych sytuacjach, które wymagają zimnej krwi, opanowania i bystrości. I nie można pozbyć się wrażenia, że ciągle dokonuje kiepskich wyborów. Rzucenie pracy u Richa i Mesa Verde było podyktowane brakiem satysfakcji, ale była to zaskakująca i radykalna decyzja. Szkoda, że odbyła się ona tak po cichu i bez emocji. Uratowanie Jimmy’ego za pomocą kłamstwa też może być tylko chwilowym sukcesem. Jej wątek jest prawdziwą zagadką, ale wiele wskazuje na to, że zbliżamy się do ważnych wydarzeń, które zaważą na małżeństwie z Jimmym. Warto też odnotować, że swoje kilka chwil otrzymał Gus. Kiedy odpowiedział Mike’owi, że nie pozwoli odejść Nacho, budził dużą grozę. Poza tym wyjawił, że to Bolsa stał za napaścią na Saula. Czasem w Better Call Saul można się pogubić w tych napiętych relacjach między kartelami. Ale również dzięki temu jest ciekawiej, a także dość dobrze oddaje to walkę o władzę i pieniądze z przemytu narkotyków w prawdziwym życiu. Bad Choice Road to kolejny fantastyczny odcinek w tym sezonie, który imponuje. Co prawda miał on ciężki i depresyjny klimat, ale to pozwalało lepiej wczuć się w uczucia Jimmy’ego. Również to duża zasługa wspaniale grającego Boba Odenkirka. A w ostatnich dziesięciu minutach epizodu emocje sięgały zenitu, gdzie w pełni rozumiemy roztrzęsienie Kim. Wizualnie odcinek nie był tak piękny, jak ten wyreżyserowany przez Vince’a Gilligana, ale wciąż Better Call Saul utrzymuje najwyższą jakość. Twórcy postawili sobie tak wysoko poprzeczkę, że ogromne oczekiwania wobec nadchodzącego finału piątego sezonu będą niezwykle trudne do spełnienia. Ale to jeden z niewielu seriali, który nie zawodzi, więc możemy spokojnie, ale też niecierpliwie zacierać ręce!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj