Żelazny król i Żelazna córka to dwa pierwsze tomy dość długiej sagi Julie Kagawy. Jest łatwo, lekko i przyjemnie. Wznowienie tych dwóch pozycji z 2010 roku przypominam nam, co lubimy najbardziej w młodzieżowej fantastyce.
Przyznam szczerze, że na samym początku lektury Żelaznego króla – patrząc na to, jak zarysowuje się fabuła i jaka jest bohaterka – miałam ochotę rzucić książkę w kąt. Zapowiadało się średnio. Poznałam nastoletnią outsiderkę, która w swoje szesnaste urodziny została zabrana przez przyjaciela do magicznej krainy. Przyświecał im jeden cel – odnalezienie młodszego brata głównej bohaterki. Dziecko zostało podmienione przez wróżki na tak zwanego „odmieńca”, który z zachowania przypomina zwierzę. Oczywiście, jak nietrudno się domyślić, później zrobi się bardziej poważnie.
Im dalej brnęłam w tekst, tym trudniej było mi się od niego oderwać. W pewnym momencie odkryłam – jak to się mówi – Amerykę i uświadomiłam sobie, że te książki zostały wydane w 2010 roku. Ach, cóż to był za rok! Zmierzch, Niezgodna i inne tego typu powieści rozpalały nastolatki do białości. Książki Julie Kagawy przemknęły bez echa, ale kto mógłby konkurować z Edwardem Cullenem? Po lekturze mogę stwierdzić, że te 14 lat spoczynku nie zaszkodziły ani Żelaznemu królowi, ani Żelaznej córce. Wręcz przeciwnie!
Cała historia, nie będę ukrywać, jest nieskomplikowana. W świetle współczesnej literatury YA można uznać ją za oldschoolową, ale w bardzo dobrym wydaniu.
Kagawa potrafi stworzyć niesamowity klimat, przesiąknięty magią i przygodą. Dzięki tej książce robi się człowiekowi lepiej na duszy. Nie jest jednak różowo czy cukierkowo. Brutalne momenty też się znajdą. Pisarka potrafi nas wciągnąć w swój świat, a my, porwani przygodą, po prostu odrywamy się od kłopotów i znajdujemy to przyjemne wytchnienie od rzeczywistości. Nie nazwałabym jednak tej książki „balsamem dla duszy”, a raczej „słodką chwilą zapomnienia”.
Język jest piękny, plastyczny i skierowany do młodego czytelnika. Parę razy uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie złośliwie. Lekturę tych powieści określiłabym jako „guilty pleasure”. Nie przypuszczam jednak, bym kiedyś do nich wróciła.
Mam za sobą Cień Kitsune, więc zauważyłam pewne znaki rozpoznawcze Kagawy. Autorka bardzo umiejętnie czerpie z folkloru. W przypadku pierwszej pozycji była to mitologia japońska. Żelazny cykl koncentruje się na motywach z legend angielskich. Nie byłabym sobą, gdybym nie rozczuliła się nad zręcznym nawiązaniem do Snu nocy letniej w pierwszym tomie. Zawsze w takich przypadkach mam nadzieję, że któryś czytelnik zechce pogłębić wiedzę i przeczyta, co trzeba.
Kagawa najwyraźniej lubi pisać powieści drogi. Bohaterowie wędrują, biją się ze złem, zbierają drużynę, zmieniają się itd.
Uważacie, że powieść dla nastolatków powinna mieć jakiś porządny romans? I tu spore zaskoczenie. Miłość w Żelaznym królu schodzi na dalszy plan. Większy nacisk na uczucia jest w Żelaznej córce. Oczywiście jest to dramat z cyklu – on kocha ją, ona kocha jego, ale nie mogą być razem. Tu wchodzi jeszcze problem wzajemnych animozji między porami roku, ale nie będę tego rozwijać. Przeczytajcie sami!
Aktualnie Vesper wydał pierwsze dwa tomy. Mam nadzieję, że pozostałe będą równie ładne. Warto wspomnieć, że zakończenie Żelaznej córki mogłoby być zamknięciem całości. Co tam autorka nawywijała w kolejnych częściach, że jej wystarczyło pomysłów na sagę? Strach pytać. Ja mogę mieć tylko nadzieję, że utrzyma poziom, choć jak na razie Żelazny król podobał mi się bardziej.
Gdybym miała oceniać książki wyłącznie na podstawie swoich wymagań, byłoby to słabe 7/10. Natomiast, wolę spojrzeć na te pozycje pod kątem adresatów. W tej sytuacji wypada znacznie lepiej – 8/10.