"Czy patrzysz uważnie? Każda magiczna sztuczka składa się z trzech faz. Pierwsza to obietnica. Magik pokazuje wam coś zwyczajnego: talię kart, ptaka albo człowieka. Pokazuje wam przedmiot, prosi, byście go sprawdzili, aby przekonać się, czy rzeczywiście jest prawdziwy. Ale oczywiście pewnie taki nie jest. Kolejna faza to zwrot. Magik sprawia, że coś zwyczajnego staje się czymś niezwykłym. Wtedy węszycie podstęp, ale i tak go nie odkryjecie. Oczywiście dlatego, że nie patrzycie jak należy. Wcale nie chcecie wiedzieć. Chcecie dać się nabrać. Ale jeszcze nie będziecie klaskać (…) Dlatego istnieje trzecia faza – ta najtrudniejsza. Tak zwany prestiż".

[image-browser playlist="580348" suggest=""]

Ten cytat przyszedł mi do głowy jeszcze w trakcie seansu "Interstellar". Siedziałem głęboko w fotelu, przed ogromnym ekranem IMAX, serce się ekscytowało, umysł zliczał nawarstwiające się nieścisłości i dziury. Myśl: dlaczego tak mi się to podoba? Bo chcę dać się oszukać. Druga myśl: to jest klucz do odczytania magii Nolana. Uwierz, daj się porwać. Albo wyjdź i zapomnij. Wybrałem to pierwsze, wsiąkłem w rozgrywające się wydarzenia. Nazwij to immersją, fascynacją. Nazwij to miłością. Ważne, żebyś nie próbował tego wyjaśnić. Nie zdołasz. U mnie działa za każdym razem, jeśli chodzi o filmy brytyjskiego ekscentryka, samouka i wirtuoza.

Nie musiałem nawet szukać powyższego cytatu, bo po powrocie do domu znalazłem go w kulturalnym dodatku do Gazety Prawnej. A więc są tacy jak ja. Otworzyłem Filmweb, jest i druga strona barykady. Klasyczny Nolan. Love it or hate it. Fanboje walczą z hejterami. Dlaczego jego twórczość tak polaryzuje widzów? Może dlatego, że to film skrojony pod mainstream, ale z ciągle wyraźnym sznytem autorskim? Nietrudno żeby się spodobał, a jeszcze prościej narzekać. Trafi w niskie gusta, zaspokoi też część tych bardziej wyrafinowanych. Nolan bardzo plastycznie buduje uczucia widzów, patos, wzniosły nastrój. Daleko tutaj do subtelności artystycznego kina, ale ciągle nie jest to terroryzm uczuciowy tendencyjnych, nisko kontekstowych wyciskaczy łez. Pełno tu przeciwności, a próba wyjaśnienia tego ewenementu to temat na inną dyskusję*.

Fakty są takie, że albo daj się porwać – świadomie lub mniej świadomie – albo wyjdź. Ja jestem z tej pierwszej grupy, fanów Nolana, Memento, Incepcji, Prestiżu i Mrocznego Rycerza. A od wczoraj także fanów Interstellar. Impresje po filmie?

To monumentalna przygoda sci-fi w niezbadanych rejonach kosmosu, klimatycznie retro-wizualna, przywodząca na myśl nie tylko "2001: Odyseję kosmiczną", ale miejscami nawet "Obcego". Dominują, wyraźnie odczuwalne tradycyjne efekty specjalne, a jednocześnie oszałamiają generowane komputerowo odmęty czarnej dziury i krajobrazy nowych planet. Epicki rozmach idzie w parze z wagą fabularną walki o przetrwanie ludzkości. Nolan nawiązuje do klasyki filmowego gatunku, a jednocześnie rozbudza ciekawość widza na nowo. Na wyżyny wznosi się również Hans Zimmer, który kontynuuje powrót do wysokiej formy zapoczątkowany w "The Amazing Spider-Man 2". Motyw przewodni, pojawiający się w kluczowych scenach to dramaturgiczny popis emocji wygrywanych za pomocą dźwięku. Aktorzy nie zawodzą, choć łatwo byłoby wskazać zmanierowaną Anne Hathaway, jako nienaturalną w swojej roli. Matthew McConaughey gra każdą znaną mu emocją, a Michael Caine tradycyjnie już raczy nas siwowłosymi mądrościami. Element humorystyczny i powiew świeżości niosą ze sobą kanciaste roboty, pojawiają się uniesienia, chwile refleksji, zwroty akcji.

Interstellar nie ma tej siły przebicia, co imponująca Incepcja, intrygujący Prestiż i mroczny Batman, ale ma moc fantastycznonaukowego kina familijnego nieuchronnie zmierzającego do happy endu. Zamysł fabularny, choć oparty na fundamentach naukowych fizyka Kipp’a Thorn’a, z czasem staje się tylko i aż popisem wirtuozerii reżysera. Spójne, racjonalne podstawy to punkt wyjściowy dla kosmicznej przygody, jaką może nam zaoferować tylko kino.  A warto udać się do IMAXa ponieważ duża część filmu została nakręcona właśnie szerokoformatowymi kamerami. To robi wrażenie. Na domowym ekranie Interstellar straci równie dużo co Grawitacja. To taka różnica jak być na koncercie, a obejrzeć koncert w telewizji. Daję się nabrać Nolanowi za każdym razem, i wiem, że to kocham kiedy podczas seansu przechodzą mnie dreszcze emocji!

Interstellar nie będzie instant classic, ale ma wszystkie atrybuty, żeby za kilkanaście lat stać się filmem kultowym.

[image-browser playlist="580349" suggest=""]

Wspomniałem wyżej, że świadomie daję się złapać w "pułapkę" filmów Nolana. To nie tak, że nie dostrzegam wad filmu i piętrzących się absurdów. Decyduję się je lekceważyć, bo nie przysłaniają mi przyjemności z oglądania.

Trafnie, ale miejscami niepotrzebnie kąśliwie i niesprawiedliwie wady filmu punktuje recenzja Michała Walkiewicza na Filmweb.pl. Warto się zapoznać, choćby tylko po to, żeby skonfrontować ją z własną opinią.

Jeśli chodzi o pozytywną, dobrze napisaną recenzję prezentującą moje poglądy to polecam tekst Bartosza Czartoryskiego.

A jeśli macie jeszcze ochotę przeczytać najbardziej wyważony, całkiem obiektywny i sprawiedliwy werdykt, to zajrzyjcie tutaj, do Kamila Śmiałkowskiego.

- - -

PS. Kolejna, bardzo trzeźwa recenzja autorstwa fsm na Gameplay.pl. Warto, bo ładnie kontrapunktuje odbiór filmu.

[cytat] Po obejrzeniu filmu jestem w stanie zrozumieć niechęć części krytyków do tej produkcji, choć mam trochę wrażenie, że strasznie się czepiają. Czy postacie w filmie są prosto naszkicowane? Owszem. Czy zdarza im się wygłaszać frazesy i Ważne Kwestie? A jakże. Czy scenariuszowi zdarza się być dosłownym do bólu? Tu i tam. Czy można by coś wyciąć z korzyścią dla całości? Zdecydowanie: szczególnie mam na myśli pojawiające się na początku pseudo-dokumentalne wstawki z wypowiedziami wiekowych ludzi oraz niepotrzebny epilog, którego jedynym zadaniem jest dołożenie kilku ciężarków na szalę z emocjami. Ale czy to wszystko wpływa negatywnie na odbiór Interstellar jako ambitnego, pełnego rozmachu i serca filmu fantastyczno-naukowego? Na pewno nie w takim stopniu, by wystawiać 5/10 na lewo i prawo. [/cytat]

- - -

* Temat pozycji Christophera Nolana w dzisiejszym kinie, a także cech jakie wnosi do głównego nurtu w ciekawy sposób podejmuje TEN artykuł. Jak ktoś lubi, to warto.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj