Wydawnictwo Znak zapowiedziało na 18 września premierę pierwszego tomu serii Czerwone Żniwa. Autorami Uderzenia wyprzedzającegoPaweł Majka (znany m.in. z Pokoju Światów, Berserka czy powieści ze Uniwersum Metro 2033) oraz Radosław Rusak.  Akcja Czerwonych Żniw toczy się w latach 60. ubiegłego wieku. Dochodzi jednak do zmian w historii - Zimna Wojna przeradza się w otwarty konflikt, a NATO i Układ Warszawski wypowiadają sobie wojnę. Na tym tle czytelnik śledzi losy oddziału mogącego odwrócić losy wojny. Poniżej prezentujemy opis, okładkę, a także zamieszczamy fragment pierwszego tomu Czerwonych Żniw:
Trwa zimna wojna. Zachód i Wschód groźnie szczerzą kły. Zastępcze konflikty toczone są na polach bitew w Azji i Afryce. Europa cieszy się względnym pokojem. Tutaj zimna wojna nigdy nie nabrała poważnie niebezpiecznej temperatury. A gdyby historia potoczyła się inaczej? Jak wówczas wyglądałaby rzeczywistość, w której „nasi chłopcy”, wyrwani ze swoich domów, ginęliby na froncie? „Czerwone żniwa” to osadzona w latach 60. XX wieku, wizja alternatywnej rzeczywistości, w której NATO i Układ Warszawski stają przeciw sobie. Szpiedzy obu stron przestają przestrzegać jakichkolwiek zasad, bo reguły diametralnie się zmieniły. Polscy komandosi zostają rzuceni do straceńczych ataków w pierwszych dniach walk, a specjalna, głęboko utajniona jednostka dywersyjna UW wyrusza w misję, która może zadecydować o losach wojny. Wojny, która skrywa niejedną tajemnicę. Na przykład tę, dlaczego naprawdę musiała wybuchnąć.
Źródło: Znak

FRAGMENT

 
A pięć minut później zaczęła się jatka.
Najpierw zagrały moździerze. Pierwsze salwy nie wstrze- lały się, wyrwały nieco ziemi pod zamkiem. Następne uderzyły w mury, wgryzając się w nie stanowczo zbyt głęboko.
„To nie miał być prawdziwy zamek obronny” – przypomniał sobie Kaszel. „To tylko kupa kamieni poukładana na pokaz. I zaraz się to wszystko rozsypie”.
Na szczęście ostrzał Amerykanów też był głównie na pokaz. Większość pocisków przeniosło albo nie doniosło. Zrujnowały zadbany niemiecki park, popsuły symetrię zamkowych murów, ale nikomu nie zrobiły krzywdy.
 – Idą od tyłu! – zameldował Wrona. – Dwa plutony!
Przywitali ich ostrożnym ogniem z AK 47. Trzeba było oszczędzać amunicję. Na szczęście Pierwszy Szturmowy nie jest zwyczajną piechotą, ćwiczyli strzelanie więcej niż jakiekolwiek inne odziały. Amerykanie musieli się wycofać, zostawiając w polu pięciu swoich. Przegrupowali się, odczekali chwilę i znów zaatakowali, tym razem z czterech stron równocześnie. Kicio z Markiem zatrzymali atak od tarasów jedną krótką serią km-u. Amerykanie przypadli do ziemi, chronili się za kamiennym podmurowaniem. Odgryzali się ogniem niemrawo, choć Kicio oszczędzał amunicję.
Kolejny atak od tyłu Bruno z Mrużewskim zatrzymali parunastoma celnymi strzałami. Gorzej było po bokach, gdzie atakujący korzystali z osłony drzew. Zirytowany Topór obrzucił tych na prawym skrzydle i w ten sposób ich spowolnił. Wrona na lewym wziął z niego przykład. Nie pchali się więcej pod ogień, ale prowadzili stały ostrzał. Niecelny, lecz irytujący.
 – Piętnaście minut heroicznej obrony – podsumował Kaszel. – Trucht, jak tam?
 – Cisza – oparł radiotelegrafista.
 – Burza przed nami! Jadą jeepami z km-ami! – zameldował Bruno. Kaszel zaklął, przebiegł na stanowisko poety. Rzeczywiście, pięć jeepów z km-ami zamontowanymi w miejsce tylnego siedzenia zasuwało zygzakami po najłagodniejszym zboczu. Zatrzymali się poza zasięgiem skutecznego trafienia z kałasznikowa i rozpoczęli systematyczny ostrzał. Kaszel zanurkował pod osłonę, jaką dawał mur, gruz osypał mu się na głowę. Zastanawiał się, jak długo wytrzymają taki ostrzał te sztuczne ruiny.
 – Możemy im się odgryźć! – zaproponował Kicio, znacząco poklepując lufę MG 1A2. I zaraz zaklął, bo Amerykanie podciągnęli pod tarasy dwa swoje km-y i z nich też zaczęli szyć. Bez wielkiego powodzenia. Bojąc się podejść zbyt blisko, dostrzelali ledwie do zamkowych murów. Jednak Kaszel zdawał sobie sprawę, że jeśli przeniesie km-a na tył, tamci podejdą bliżej. Ale co innego mógł zrobić?
 – Dawaj, Kicio! – polecił. – Bruno, Mrużewski, przejmujecie tarasy! Już!
Sam musiał wspomóc Wronę na lewym skrzydle, bo tam Amerykanie wzmogli atak. Przypadł obok kaprala, wychylił się ryzykownie i pociągnął długą serią, wrzeszcząc, jakby faktycznie sam jeden chciał udawać z pół kompanii.
Dwadzieścia minut. A już wystrzelali tak z ćwierć amunicji. Za jego plecami zagrał km Kicia. Zdaniem Kaszla w tym tempie starczy mu pocisków na kolejne dziesięć minut prowadzenia ognia.
 – Sierżancie! – wrzasnął Trucht. – Dotarli. Nadają z samolotu. Lecą! Udało się!
Znów rozwrzeszczały się moździerze.
 – Dorwałem! Dorwałem jednego skurwysyna! – cieszył się Kicio.
 – Moździerzami nas nie dojdą, ale mogą zawalić tę kupę gruzu – mruknął Wrona. – A ja mam jeszcze aż dwa granaty. Powinniśmy się stąd zabierać w cholerę.
 – Tylko jak?
Strome zbocze na prawej flance dawało im jakąś szansę. I chyba tylko ono.
 – Kicio, Młody, walicie, ile wlezie! – zdecydował sierżant. – Wyłączcie tyle jeepów, ile zdołacie. Bruno, wal w tych swoich, ile dasz radę. Wrona, bierzesz pozostałych, przebijacie się prawym skrzydłem. Oflankujecie tych gnojów grzejących do nas od tyłu. Jak tylko otworzycie ogień, my spadamy. Już!
Sam bronił teraz lewego skrzydła, na którym Amerykanie robili się coraz bezczelniejsi. Przypomnieli sobie o szkoleniach, a może w końcu nauczyli się czegoś, bo kiedy połowa z nich kładła ogień osłonowy, pozostali przemykali się między drzewami, byle bliżej. Dwóch zapłaciło za to życiem, ale w końcu musieli się przebić do tymczasowej twierdzy Polaków.
Gwałtowna wymiana ognia na prawym skrzydle dała Kaszlowi znać, że Wrona z entuzjazmem przystąpił do wykonania zadania.
 – Druga skrzynka! – zameldował Kicio, gdy km na chwilę zamilkł. – Ale zdjęliśmy dwa jeepy!
Kaszel zerknął na zegarek. Bronili się już trzydzieści pięć minut. Cholera, to oni powinni przygotowywać zasadzki i wyciągać kumpli z oblężenia, zamiast w nich tkwić. Jak wpakowali się w tę kabałę? Aha, zdaje się, że na ochotnika. Kurde, nic się nie zmieniło od czasów Lenino. Ale wtedy przynajmniej był gówniarzem wierzącym we własną nieśmiertelność.
Kanonada na prawym skrzydle ucichła. Wrona się przebił albo zginął. Zaraz się przekonają.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj