Właśnie skończył się seans „Avatara” Jamesa Camerona w 3D.
Po tych kilku miesiącach czekania, wielu przeciekach i w rezultacie masy zwiastunów, muszę przyznać, że wymagania co do tego filmu miałem gigantyczne. Siadając w fotelu i zakładając te śmieszne okulary, stanowczo przykładałem się do wyłapania błędów, nieścisłości, czy nawet najmniejszych niedociągnięć. Takich, które mógłbym zamieścić w tej właśnie recenzji.
Jednak zacznijmy po kolei.
FABUŁA
Podstawa historii jest stara jak świat.
Ktoś ma coś cennego. To coś chce ktoś inny. Wysyłają negocjatora. Negocjacje zawodzą. Wybucha wojna. Negocjator zmienia stronę i pomaga słabszym.
SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER
Zostaje nam przedstawiona historia żołnierza Jacka Scully’ego. Sparaliżowanego, byłego Marines. Jego brat brał udział w tajnych zadaniach. Niestety pech chciał, ze brat ginie w strzelaninie, zanim ma możliwość polecieć na Pandorę. Ponieważ Avatary muszą mieć zgodność genetyczna z właścicielem, nasz bohater zostaje poproszony o zastąpienie brata bliźniaka.
Od początku jest zafascynowany tym, co może zrobić za pomocą Avatara.
Ludzie są na tej planecie z powodu bardzo cennego surowca mineralnego, który wydobywają. Największe jego złoże znajduje się dokładnie w miejscu, gdzie mieszka obca rasa.
Jack i dwoje naukowców wyrusza na misje zbadania połączeń nerwowych w naturze. Zostają zaatakowani i Marines zostaje oddzielony od grupy.
W nocy wpada w opresje, z której ratuje go główna bohaterka – obca z rasy Na’vi o imieniu Neytiri.
Jack dostaje rozkaz pozostania wśród tubylców, nauczenia się ich języka, kultury i co najważniejsze - zyskania zaufania w celu prowadzenia negocjacji. Początkowo wszystko idzie dobrze.
Jack uczy się języka, zasad. Próbuje swoich sił w oswojeniu pandoriańskiego konia (Na’ale). Trenuje polowanie. W miedzy czasie dostarcza informacji wywiadowczych. Między nim, a Neytiri rodzi się uczucie.
Ostatecznie Jack staje przed próbą zdobycia członkostwa wśród Na’vi. Aby tego dokonać musi zdobyć swojego latającego zwierzaka (Ni’grane). Naszemu Marines udaje się to. Zostaje przyjęty i żeni się z Neytiri.
Gdy wojskowi odkrywają, że Jackowi nie uda się przekonać obcych do przesiedlenia, postanawiają pozbyć się ich siłą. Nasz bohater jest temu przeciwny i zostaje za to zamknięty razem z współtowarzyszami. Uciekają z pomocą innego naukowca.
Tubylcy nie wierzą Jackowi, ze chciał pomóc i obwiniają go o wszystko. Aby ich przekonać musi dosiąść największego ptaka (Truc Mac’to).
Coś takiego zdarzyło się tylko 5 razy w ich historii i świadczy o tym, że jeździec został wybrańcem, aby zjednoczyć wszystkie plemiona.
Razem staja do walki przeciwko ludziom.
SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER
Historia jest bardzo dobrze rozwinięta. Nie ma przekłamań, czy niedociągnięć. Wszystko tworzy spójną całość. Poza SF film można zaliczyć również do przygodowego, po części wojennego z domieszką romansu. Tak to mniej więcej odczuwam.
EFEKTY
Powiem szczerze, że oglądanie zaczynałem z zamiarem wyłapania niedociągnięć, bugów, itp.
Raz w ciągu całego filmu coś przykuło moje oko i pomyślałem sobie "mam cię”. Jednak, co to było zapomniałem tak szybko, jak zauważyłem, wiec wybaczcie, że nie powiem w jakiej scenie i sekundzie.
Całość obrazu jest dopracowana prawie do perfekcji. Nie ma się wrażenia sztuczności, bezosobowości. Postacie wyrażają swoje emocje w sposób jak najbardziej ludzki.
Musze tu zaznaczyć, że wiele animacji komputerowych i postaci ma tak zwane "martwe oczy". Specjalnie spoglądałem postaciom w oczy. One żyją, wyrażają emocje. Widać w nich radość, smutek, strach. To coś, czego nie udało się osiągnąć dotąd żadnemu reżyserowi. Za to wielki ukłon.
Natura i przyroda. Cóż tutaj można dodać? Oglądając film miałem taki trik patrzenia jak ruszają się liście, kwiatki, robale łażące po drzewach. Ma się wrażenie, że to wszystko żyje.
Jakość animacji? Gdy ogłada się ten świat ma się wrażenie, że oni to kręcili naprawdę na tej planecie. Zero sztuczności. Płynne przejścia. Miód.
OBSADA
Co tu będę ściemniał. Cameron zna się na swojej robocie. Obsada została wybrana idealnie. Zupełnie jakby konkretne role były pisane pod odpowiedniego aktora. Żałuję tylko jednego. Michelle Rodriguez należy do grona moich ulubionych aktorek – SPOILER SPOILER Nie lubię jak co chwila jej postać ginie SPOILER SPOILER.
MUZYKA
Specjalnie zostawiłem sobie ją na koniec. Dlaczego?
A dlatego, że muzyka to prawdziwe arcydzieło. Mówię serio i na pewno nie przesadzam. Mógłbym słuchać samej ścieżki dźwiękowej wiele razy. Dzięki niej nie raz, a kilka razy, miąłem łzy w oczach.
Muzyka sprawia, że wczuwasz się w życie na Pandorze. Dociera do głębi duszy. Jest moim zdaniem najlepsza częścią tego obrazu.
3D vs 2D
Niestety tutaj zawiodę. Ponieważ nie było mi dane obejrzeć wersji 2D, więc nie mogę dokonać porównania.
PODSUMOWANIE
Obraz zdecydowanie jest warty obejrzenia. Historia jest spójna i dopracowana. Nie ma absurdów i głupich błędów. Efekty i animacja oddają wrażenie, jakbyś tam był. Muzyka sprawia, że to czujesz. Jest doskonała i wyśmienicie steruje emocjami. Warto było czekać 12 lat na kolejne dzieło Camerona.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to nie jest zwykły film, to arcydzieło. A jak by ktoś chciał określić go jednym słowem, to pozwólcie, że zacytuje siebie po wyjściu z kina – "Wow".