Rozdział 3
Hardy nie znosi przechadzek po plaży. Człowiek nigdy nie wie, gdzie się znajduje. Piasek przemieszcza się i płata mu figle, spowalnia go. A ze wszystkich plaż t a właśnie wciąż zdaje się odwzajemniać jego niechęć. Gruboziarnisty piach wciąga stopy. Mundurowi starają się opanować narastający tłum porannych turystów. Ponad ich głowami krąży helikopter, który zagłusza szmer głosów. Hardy patrzy, jak posterunkowy rozwija policyjną taśmę i odgradza nią cypel, gdzie na plaży leży... Świat jak gdyby przechyla się i Hardy próbuje złapać równowagę. Taśma tworzy trzy boki kwadratu, który otacza ciało małego chłopca. Dziecko leży policzkiem do ziemi. Ma na sobie dżinsy, koszulkę z długimi rękawkami i niebieskie adidasy z żółtym znaczkiem. Jego brązowe włosy są wilgotne i zmierzwione. Hardy maca kieszenie w poszukiwaniu tabletek — już dawno nauczył się połykać je bez popijania — i przypomina sobie, że zostały na nocnym stoliku w pokoju hotelowym. oddycha miarowo, tak jak go tego uczono, i atak paniki znika. — Nie rób mi tego — mruczy do siebie pod nosem. Najchętniej zamknąłby oczy, położyłby się i zasnął, ale szkolenie robi swoje i jakimś sposobem Hardy wciąż stawia kolejne kroki. — No, dalej — mówi i zmusza się do ogarnięcia każdego szczegółu miejsca zbrodni, która go przerasta. Spogląda w górę na klif, na grzywkę trawy u jego szczytu, a potem na złocistą twarz chłopca i otaczające ciało kamienie. Próbuje wyobrazić sobie trajektorię. — O Boże. — Hardy słyszy za plecami głos. — Nie, nie, nie... Kobieta w typie mamuśki, w żakiecie, z burzą kręconych włosów, zmierza w jego stronę chwiejnym krokiem. Hardy odruchowo staje między nią a ciałem, próbując zgadnąć, kim ona jest. Czy to matka chłopca? Jak, do cholery, przedostała się za taśmę? Bob za to oberwie. — Ja go znam, mieszka tutaj, przychodzi do mnie na herbatę, to najlepszy przyjaciel mojego syna — odzywa się nieznajoma. Matka, ale nie t a matka. Podała im tożsamość ofiary. Muszą ją uspokoić i czegoś się dowiedzieć. Hardy każe jej opuścić plażę, lecz mamuśka trzęsącymi się dłońmi wyciąga z torebki policyjną blachę. W okamgnieniu poznaje jej nazwisko i stopień, lecz dopiero po chwili dociera do niego, że ta kobieta jest jego koleżanką po fachu. — O Boże... Beth, czy Beth już wie? — pyta przez łzy. — Proszę się uspokoić, sierżant Miller — odpowiada Hardy, chociaż odkrywa, że jej histeria podsyca jego spokój. Kobieta traci nad sobą panowanie, a on czuje się większym profesjonalistą. — Nie, pan nic nie rozumie... ja znam tego chłopca... O Boże, Danny. — Zapomnij o tym — warczy Hardy. — Masz być profesjonalistką. Prowadzisz teraz śledztwo. — Zapomnij? — Miller wygląda na dotkniętą i Hardy wie, że przeszarżował, ale mógł zrobić to albo uderzyć ją w twarz. Podziałało. Przestała płakać. — Alec Hardy — przedstawia się i wyciąga dłoń. — Wiem. Dostał pan moje stanowisko. — Serio? I właśnie teraz chcesz o tym rozmawiać? — Pod płaszczykiem obcesowości czuje się śmielszy. Przynajmniej teraz Miller mówi jak glina. Nie trwa to jednak zbyt długo. — Nawet pan nie wie, kim on jest — zarzuca mu, jakby to była wina Hardy’ego, że nie dorastał w tej dziurze, i jakby źle wykonywał swoją pracę, skoro po pierwszym tygodniu nie zna wszystkich miejscowych po imieniu. — Więc mi powiedz! — przekrzykuje huk fal. — Daniel. Daniel Latimer. — Hardy słyszy imię i nazwisko tego chłopca po raz pierwszy i wie, że w ciągu paru godzin zyska ono przerażającą sławę. —Jedenaście lat. Chodzi do szkoły z moim Tomem. Rodzina mieszka w Broadchurch, tata jest miejscowym hydraulikiem. — To miejsce cieszy się popularnością wśród samobójców? — Nie zrobiłby tego. Chryste, będzie miał z nią pełne ręce roboty. Przy takiej konkurencji nic dziwnego, że dostał tę robotę. — odpowiedz na pytanie. — Nie. Są inne miejsca, jedno pięć kilometrów na zachód stąd, drugie w głębi lądu. — Znów przechodzi do obrony. — danny nie jest taki. Hardy usłyszał już dość od sierżant Miller. Każe jej sprawdzić, gdzie podziewają się kryminalistycy. W ułożeniu ciała jest coś dziwnie schludnego i Hardy chce, żeby uchwycili to, co on dostrzega. Koło jego stopy leży niedopałek, który trzeba zabezpieczyć. Tym razem nie wypuści żadnych dowodów z rąk, choćby nawet miał osobiście zebrać piasek z tej plaży co do ziarenka. Podczas gdy Miller gdzieś dzwoni, Hardy zastanawia się, czy jej związek z martwym chłopcem okaże się pomocą dla śledztwa, czy ciężarem. Przypływ postępuje. Beth dobrze biega, ale nigdy dotąd nie poruszała się z taką prędkością. Chociaż lekkie baleriny uderzają o podłoże, nie absorbując wstrząsu, nie zwraca uwagi na ból w stawach. W ciągu paru sekund pokonuje High Street i skręca w kierunku portu. Ludzie stoją zbici w kilkuosobowe grupy, szepczą między sobą i kiwają głowami w stronę plaży. Jedynie smutny Jack marshall waruje pod swoim kioskiem. Beth nie ma czasu, żeby się przy nim zatrzymać. Biegnie dalej, napędzana potężną wewnętrzną siłą. Dyszy ciężko, lecz zapasy energii wydają się nie mieć końca. Wzbiera w niej lodowaty strach. Cały jej świat skurczył się do pragnienia, by dotrzeć na plażę i potwierdzić, że to, co tam znaleźli, to nie Danny. Wtedy wróci do poszukiwań. Radiowozy i furgonetki tłoczą się na parkingu przy nadmorskim bulwarze. Na tle łagodnego błękitu nieba i złota wybrzeża ich intensywne żółto-niebieskie barwy wydają się krzykliwe i nie na miejscu. Beth musi zwolnić, gdy lawiruje między samochodami i przepycha się przez brygadę uzbrojoną w wiadra i łopatki. Wkrótce potem jest już na plaży. Piasek może ją zatrzymać, dlatego zrzuca buty i bierze je do ręki. U stóp klifu biało-niebieska taśma policyjna powiewa na wietrze. Funkcjonariusze policji usiłują przekonać gapiów, że nie ma tam nic ciekawego. Beth z łatwością przemyka bokiem i prześlizguje się przez kordon. Czarna kreska znaczy piasek w połowie drogi do horyzontu. Czy Beth domyśliłaby się, co to takiego, gdyby nie wiedziała, że patrzy na ciało? Jeszcze kilka kroków i już widzi, że jest zbyt drobne na mężczyznę, ale może to być kobieta. Z każdym krokiem w Beth narasta przerażenie. Znajoma postać wyrasta między nią i... tym. Ellie pomału odwraca się w jej stronę. W pierwszej chwili Beth się cofa, bo z twarzą policjantki coś jest nie tak. Wygląda jak po udarze. Na widok Beth wykrzywia się jeszcze bardziej. — Beth! — woła i rusza w jej kierunku. — Opuść plażę! — Co to jest? — pyta Beth. — Co takiego znaleźliście? — Daje Ellie ostatnią szansę na zapewnienie, że wszystko jest w porządku. Ellie staje jej na drodze. — Nie wolno ci tu przebywać. Beth prawie wybucha śmiechem. Ta plaża należy do niej tak samo jak do każdego. Jakim prawem policja mówi jej, gdzie może przebywać, a gdzie nie? Wciąż idzie przed siebie. Jest sprawniejsza od Ellie, z łatwością jej się wymyka i biegnie, aż w końcu widzi przed sobą te same krzykliwe kolory co wcześniej. Niebieski zamsz z żółtym znaczkiem. Buty Danny’ego, które sama mu kupiła, częściowo przykryte prowizorycznym całunem. Resztki pozornego opanowania obracają się w pył. — To adidasy Danny’ego! — Jej głos odbija się echem wśród klifów. — To adidasy Danny’ego! Powtarza to raz za razem, nawet gdy policjanci ją doganiają i chwytają za ramiona. Czarno-białe mundury pojawiają się i znikają z pola widzenia. Dźwięki i głosy rozbrzmiewają, aż w końcu cichną. Beth szarpie się i pręży, ale nie potrafi wyrwać się policjantom. Nie może go tak tutaj zostawić z odsłoniętymi stopami. Marzną mu, kiedy śpi. Musi go porządnie opatulić. Wykręca całe ciało w ostatniej, daremnej próbie oswobodzenia się. Kiedy policjanci ją odciągają, żłobi piętami rowki w piasku. Przypływ paniki zamyka się ponad głową Beth; przerażenie wdziera do płuc niczym brudna woda. Zalewa serce. Nie obchodzi jej, czy utonie. Byłaby wdzięczna za taką śmierć.To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj