Krzyczące schody otwierające serię Jonathana Strouda to coś dla fanów fantastyki i historii detektywistycznych. Mamy dla was fragment tej powieści.
Lockwood przywołał na twarz uśmiech. Jego ciepło rozjaśniło zapadający zmierzch.
– W rzeczy samej, pani Hope. Sama pani wie, jak jest.
– Nie jestem panią Hope, jeśli już o tym mowa. – Jej blady uśmiech, którym próbowała odpowiedzieć na serdeczność Lockwooda, pojawił się tylko na krótką chwilę i znikł, zastąpiony niepokojem. – Jestem jej córką, Suzie Martin. Obawiam się, że matka tu więcej nie przyjdzie.
– Ale byliśmy tu z nią umówieni – powiedziałam. – Miała nas oprowadzić po domu.
– Wiem. – Kobieta wbiła wzrok w swoje eleganckie czarne buty. – Niestety matka nie czuje się na siłach, żeby jeszcze kiedyś przekroczyć próg tego domu. Okoliczności śmierci ojca były wystarczająco straszne, ale w ostatnim czasie nocne… zakłócenia zrobiły się zbyt uporczywe. Zeszłej nocy było tak źle, że matka uznała, że ma dosyć. Przeniosła się do mnie. Będziemy musiały wystawić dom na sprzedaż, ale oczywiście nie możemy tego zrobić, zanim nie będzie uznany za bezpieczny. – Zmrużyła lekko oczy. – Dlatego was wezwałyśmy. Przepraszam, ale czy nie powinien być z wami wasz przełożony? Myślałam, że w interwencji zawsze bierze udział ktoś dorosły. Ile macie lat?
– Ani za dużo, ani za mało – odparł Lockwood z uśmiechem.
– Jesteśmy w idealnym wieku.
– Ściśle mówiąc – wtrąciłam – obecność osoby dorosłej jest prawnym wymogiem tylko wtedy, gdy agenci są jeszcze w trakcie szkolenia. Faktycznie, duże agencje wysyłają na interwencje przełożonych, ale to jest regulowane wewnętrzną polityką firmy. Mamy odpowiednie uprawnienia do wykonywania zawodu i jako niezależna agencja nie widzimy takiej konieczności.
– Z doświadczenia powiem, że dorośli tylko przeszkadzają – dodał słodko Lockwood. – Ale oczywiście mamy ze sobą licencje, gdyby chciała pani je zobaczyć.
Kobieta przygładziła ręką gładko przyczesane włosy.
– Nie, nie… Nie ma takiej potrzeby. Skoro matka specjalnie do was zadzwoniła, jestem pewna, że wszystko jest w porządku… – Jej głos był neutralny, ale pojawiła się w nim niepewność.
Zapadła cisza.
– Dziękuję pani. – Spojrzałam na drzwi. – Jeszcze tylko jedna rzecz. Czy jest w domu ktoś inny? Bo gdy zadzwoniliśmy do drzwi, wydawało mi się przez chwilę…
Kobieta szybko podniosła na mnie oczy.
– Nie, to niemożliwe. Tylko ja mam klucz.
– Rozumiem. Musiałam się pomylić.
– Wobec tego nie będę was dłużej zatrzymywać – powiedziała pani Martin. – Proszę, tu jest wypełniony formularz, który wysłaliście matce. – Podała nam folder. – Mamy nadzieję, że się wam przyda.
– Na pewno – odparł Lockwood, chowając folder pod płaszczem. – Bardzo dziękujemy. Zabieramy się do pracy. Proszę przekazać pani matce, że skontaktujemy się z nią jutro rano.
Kobieta wręczyła mu klucze. Na ulicy za nami rozległ się klakson, odpowiedział mu drugi. Do godziny policyjnej było jeszcze dużo czasu, ale zapadał zmrok i ludzie robili się nerwowi, chcieli już być w swoich domach. Niedługo londyńskie ulice będą opustoszałe, jeśli nie liczyć mgły i zdradliwego światła księżyca. A raczej jeśli nie liczyć tych wszystkich rzeczy, których żaden dorosły nie może wyraźnie zobaczyć.
Suzie Martin też była tego świadoma. Skuliła ramiona i owinęła się ciasno kardiganem.
– To ja już pójdę. Chyba powinnam wam życzyć powodzenia… – Jej spojrzenie uciekło w bok. – Tacy młodzi! To straszne, co się porobiło z tym światem.
– Dobranoc, pani Martin – odparł Lockwood.
Nie odpowiedziała, schodząc szybko ze schodków. Po kilku sekundach jej oddalającą się postać zasłoniły krzewy lauru i mgła.
– Nie była specjalnie zachwycona – zauważyłam. – Coś czuję, że jutro rano zabiorą nam tę sprawę.
– W takim razie rozwiążmy ją dziś w nocy – odparł Lockwood. – Gotowa?
Poklepałam rękojeść rapiera.
– Gotowa.
Uśmiechnął się szeroko, podszedł do drzwi i ze swadą godną cyrkowego magika przekręcił w zamku klucz.
Strony:
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h