Pierwsze informacje o problemach z pakistańskimi władzami zostały wyjawione w czwartek. Wszystko to brzmi jak scenariusz filmu sensacyjnego, ale była to rzeczywistość z jaką spotkała się Martyna Wojciechowska podczas zbierania materiału do swojego programu Kobiety na krańcu świata emitowanym w TVN. Razem z ekipą filmową wróciła już do Polski i wyjawiła obszerne szczegóły, co tak naprawdę się stało. Okazało się, że do zajścia doszło 29 kwietnia, czyli ponad tydzień temu. Byli w Pakistanie na wizach turystycznych i nie mieli stosownych pozwoleń, ale jak tłumaczy sama Wojciechowska, nie dostaliby ich. Tak dziennikarka opisuje zdarzenie na swoim Facebooku:
29 kwietnia, czyli prawie tydzień temu ok. godz. 23:00 uzbrojony i zamaskowany oddział wojska oraz Inter-Services Intelligence (pakistański wywiad) zatrzymał część naszej ekipy na wyjaśnienia, ok 1:00 w nocy przyjechali do hostelu żeby skonfiskować nasz sprzęt i przede wszystkim karty pamięci z zarejestrowanym materiałem (mieliśmy kopię bezpieczeństwa). Kolejne dni spędziliśmy w areszcie domowym pod kontrolą policji i obserwujących nas tajniaków; najpierw w górach, potem w miejscowości Chitral. W końcu wyjechaliśmy autobusem przez góry do Islamabadu i po niemal dobie w podróży dotarliśmy do stolicy, gdzie otrzymaliśmy wsparcie ze strony Konsulatu RP oraz pomoc w bezpiecznym wyjeździe z Pakistanu z całym zarejestrowanym materiałem filmowym, za co jestem bardzo wdzięczna Na stronie internetowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych można przeczytać, że dla obywateli Polski podroż do Pakistanu jest „niezalecana”. I każdy z nas miał tego świadomość. Dlaczego więc wjechaliśmy na teren tego kraju z wizami turystycznymi i bez oficjalnych pozwoleń? Odpowiedź jest prosta: bo nigdy byśmy ich nie dostali. Od dawna planowałam zrealizować film o nieludzkim traktowaniu kobiet w tej części świata. Za nieposłuszeństwo rodzinie lub mężowi są surowo karane – bite, a w skrajnych przypadkach oblewane kwasem solnym lub polewane naftą i żywcem podpalane. Zdarzają się samosądy i morderstwa honorowe, a dotyczy to zarówno muzułmanów, wyznawców hinduizmu, jak i chrześcijan. Takie historie zdarzają się zbyt często żeby nie mówić o tym głośno. To temat wstydliwy i niewygodny dla rządu Pakistanu - oficjalnie dziennikarz nie może się podjąć jego realizacji. Druga historia miała dotyczyć mniejszości etnicznej i wyznaniowej Kalaszy, którzy zamieszkują góry Hindukusz niedaleko granicy z Afganistanem. Kalaszy zostało zaledwie 4 tys., a ich tradycje, wiara i język giną bezpowrotnie. Ale na ten teren ekipy filmowe także nie mogą wjeżdżać oficjalnie.
Dziennikarka podkreśla, że bliskie spotkania z lokalnym wywiadem  wojskiem nie mają wpływu na to pozytywnie doświadczenia, jakie wyniosła z pobytu w Pakistanie. Spotkała tam dobrych, gościnnych ludzi, którzy udzielali bezinteresownej pomocy. A tak dziennikarka wyjaśnia swoje motywacje do podjęcia ryzyka, by opowiedzieć tak trudne historie:
Realizując program Kobieta na krańcu świata często zajmuję się tematami trudnymi, ale w moim odczuciu - ważnymi i potrzebnymi. Nie mogłam liczyć na wsparcie władz i oficjalne zgody w Tajlandii, gdzie są łamane prawa człowieka, w Indiach, gdzie kobiety rodzą dzieci na zamówienie, w Rumunii, gdzie na masową skalę odbywa się handel ludźmi czy w Tanzanii, gdzie albinosi są mordowani i sprzedawani na czarnym rynku żeby produkować z części ich ciał magiczne amulety. Mogłabym długo wymieniać kolejne przykłady. Czy mimo wszystkich trudności, warto było zrealizować te filmy? Moim zdaniem tak. Jestem zaangażowanym w swoją pracę dziennikarzem i wierzę, że warto robić to, co słuszne.
Nie wiadomo, kiedy odcinek kręcony w Pakistanie zostanie wyemitowany.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj