Tajemniczym autorem Notebook jest Tomasz Lipko: na co dzień fotoreporter, dziennikarz i producent filmowy. Jest również, podobnie jak bohater jego książki prokurator Radosław Bolesta, prawnikiem z wykształcenia, choć zarzeka się, że nawet przez minutę nie wykonywał tego zawodu. Za to przez ostatnie 10 lat pracował jako reporter sejmowy i korespondent wojenny Radia Zet, następnie był reporterem głównego wydania Wiadomości TVP, reporterem i prowadzącym program TVN Uwaga. Pisał reportaże m.in. dla „Polityki”, „Gazety Wyborczej”, „Przekroju” i magazynów kobiecych. Obecnie, jest od 6 lat właścicielem studia filmowego Foxmultimedia. O samej książce pisaliśmy już wcześniej, zamieściliśmy również jej fragment. Oto jej okładka:
Źródło: WL
Wydawnictwo Literackie od kilku tygodni zapowiadało ukazanie się powieści Notebook. Na Targach Książki w Warszawie czytelnicy mogli po raz pierwszy zapoznać się i wypróbować zastosowaną w niej technologię. Artykuły i zapowiedzi "Notebooka" pojawiły się w prasie, programach radiowych i w Internecie. Książka już teraz wzbudza duże zainteresowanie w mediach społecznościowych. Przypomnijmy: "Notebook" to wciągająca powieść sensacyjna o współczesnej Polsce. W wypadku drogowym pod Piotrkowem Mazowieckim ginie młoda kobieta Dagmara Frost. Wezwany na miejsce, dobiegający czterdziestki i rozczarowany życiem, prokurator Radosław Bolesta z początku nie widzi w sprawie nic podejrzanego. Gdy jednak chce poinformować o tragedii rodzinę dziewczyny, okazuje się, że kobieta była na świecie zupełnie sama. Żadnych krewnych, żadnych przyjaciół. Tak jakby ktoś celowo pozacierał wszelkie ślady. Prokurator ma nadzieję, że pomoże mu laptop znaleziony przy zmarłej na miejscu wypadku. Jeszcze o tym nie wie, ale uruchomienie komputera zmieni całe jego dotychczasowe życie. Oprócz niesamowicie wciągającej fabuły "Notebook" oferuje dodatkową rozrywkę – to pierwszy na świecie thriller, w którym na tak dużą skalę połączono fikcję literacką z technologią rozszerzonej rzeczywistości. Czytelnicy równolegle z lekturą będą mogli za pomocą bezpłatnej aplikacji Viuu skanować zawarte w książce kadry, a następnie na ekranach telefonów lub tabletów oglądać materiały filmowe. [video-browser playlist="712614" suggest=""] Tomasz Lipko zdradził kilka szczegółów, dotyczących tworzenia powieści "Notebook". Książka jest bardzo nowatorska pod względem technologicznym - takiej przełomowej pozycji na rynku jeszcze nie było. Skąd wziął się pomysł na połączenie jej treści z materiałem filmowym? To był zupełny przypadek. Od początku myślałem o książce, w której ilustracje grałyby istotną rolę, ale myślałem przede wszystkim o zdjęciach i rozbudowanej grafice. Chciałem pokazać, jak czyjeś życie odbija się w lustrze po otworzeniu komputera tej osoby. Pomysł z filmami, które ożywają dzięki zdjęciom, pojawił się kiedy książka była już w większości napisana. Mój wspólnik przypadkowo pokazał mi stosowaną w ulotkach reklamowych aplikację, która ożywia zdjęcia za pomocą komórki. Robił filmy dla jednego z klientów, które na ulotkach reklamowych były aktywne w aplikacji Viuu. Tej właśnie, jaką wykorzystałem w swojej książce. Wtedy początkowo nie zwróciłem na to większej uwagi. Pomysł powrócił ze zdwojoną siłą któregoś wieczoru, właśnie podczas pisania. Uderzył mnie w głowę tak, że aż mną zakołysało. Część akcji musiałem przerobić pod kątem filmów, ale samej fabule wyszło to tylko na dobre. Największą zaletą tego pomysłu jest fakt, że cała książka jest w pełni zrozumiała i wciągająca także bez filmów, które tylko rozszerzają rzeczywistość czytelnikowi. Dziś wiem, że podobnych aplikacji jest wiele, ale nikt jeszcze nie wykorzystał ich jako uzupełnienia narracji w książce. Cały czas zadaję sobie pytanie: dlaczego nikt przede mną nie wykorzystał takiej możliwości? Filmy są bardzo realistyczne, kręcone nietypowymi technikami, m.in. za pomocą specjalnych okularów z funkcją identyfikacji twarzy, w ciężko dostępnych miejscach dla zwykłego „Kowalskiego”. Proszę zdradzić kilka zakulisowych ciekawostek z książkowych planów filmowych. Korzystałem ze standardowych technik filmowych dostępnych na rynku, ale też zaadoptowałem na potrzeby filmów wiele z najnowszych, wchodzących dopiero na rynek gadżetów i urządzeń elektronicznych. Wszystkiego nie mogę zdradzić, ale oglądając filmy, uważny czytelnik będzie mógł się wielu rzeczy domyśleć. W pierwszym z filmów jedna z bohaterek występuje w okularach Google Glass, które nie miały oficjalnej premiery w Polsce. To jeden z produktów Google, który został wycofany ze sprzedaży i przekazany do laboratoriów w celu dalszego udoskonalania. W kolejnych filmach ta sama dziewczyna korzysta z dużo bardziej zaawansowanego sprzętu zupełnie innej firmy. Część urządzeń, także rejestratorów filmowych, kupowałem w firmie, w której zaopatrują się polskie służby specjalne. Na mocy zawartego z nią porozumienia nie mogę niestety powiedzieć wiele więcej. Jest pan doświadczonym dziennikarzem, również produkuje pan filmy. Jak się pan czuje w nowej roli, jako Autor książki? Czy praca nad książką stanowiła dla pana wyzwanie? Największe do tej pory. Jakiś czas temu napisałem pierwszy akapit, początek od jakiego zaczyna się książka, właściwie od niechcenia. Zostawiłem go gdzieś w słabo widocznym miejscu w komputerze. Ale ta historia nie dawała mi spokoju, zaczęła mnie prześladować. Ożyła, na razie tylko w mojej głowie i nie dawała mi spokoju. Przychodziła do mnie wbrew mojej woli, bo miałem wtedy wiele innych obowiązków . Nie byłem w stanie o niej zapomnieć. Bywało, że wracałem ze zdjęć z drugiego końca Polski, byłem skrajnie zmęczony, ale odpalałem komputer, siedząc w samochodzie na miejscu pasażera i pobudzony adrenaliną kontynuowałem opowieść. Ta historia stawała się moją obsesją, wracałem do niej w najbardziej nieprzewidywalnych fragmentach życia. Kiedy ją skończyłem, poczułem ogromną ulgę. W pracy dziennikarskiej jest pan blisko bieżących i głośnych tematów, które pojawiają się często w mediach. Dlaczego zdecydował się pan na nawiązanie do nich w książce? Co było najważniejszymi inspiracjami? Dziennikarstwo jest w trudnej sytuacji, nie tylko w Polsce. Dziennikarstwo śledcze niemalże już nie istnieje. Korporacje i państwo od dłuższego czasu skupują najlepszych dziennikarzy, którzy stają się zakładnikami ciemnej strony mocy za znacznie większe pieniądze. Ci, którzy zostali w zawodzie, w wielu wypadkach niekoniecznie znają się na technologiach i nie mam tu na myśli kolejnych wypasionych gadżetów. Bardziej chodzi mi o to, jak zmienia się system, szczegóły coraz nowocześniejszej komunikacji, z której codziennie korzystamy, nie zastanawiając się co się kryje pod spodem. Nie mam pojęcia, dlaczego ciemna sieć Internetu, czyli TOR do dziś jest tak marginalnie potraktowany w polskich mediach, podobnie jak Bitcoin – najbardziej fascynujący instrument finansowy ostatnich lat. Wiele z rzeczy, o których piszę w książce, to podstawa funkcjonowania już nie pojedynczych nowoczesnych przestępców, nawet nie grup przestępczych, ale całych międzynarodowych organizacji. Po cichu, wykorzystując coraz lepsze technologie, zawłaszczają kolejne przestrzenie życia. Także naszego życia. Internet stał się wielkim inkubatorem dla niewidzialnych na co dzień przestępczych start-upów. Obawiam się, że kiedy się obudzimy, będzie za późno. Książka porusza m.in. bezpieczeństwo naszych danych osobowych, pokazuje możliwości ich niewłaściwego użycia, ciemne strony Internetu. Czy Wielki Brat wie już o nas wszystko? Czy kres naszej prywatności już nadszedł? Internet stał się najdoskonalszym narzędziem do inwigilacji ludzi, jakie kiedykolwiek wymyślono. Na co dzień, zafascynowani kolejnymi możliwościami naszych smartfonów czy tabletów, nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak korporacje czy służby handlują mniej lub bardziej legalnie naszymi danymi. Lista odwiedzanych przez nas stron w Internecie, spisy naszych połączeń telefonicznych czy SMS-owych, dane GPS z map satelitarnych w naszych komórkach czy dane transakcyjne z kart kredytowych stanowią ogromną komercyjną wartość dla biznesu, a Internet jest wymarzonym miejscem, żeby tym po cichu handlować. Tak powstają nasze niejawne profile uwzględniające także nasze słabości, nałogi i pasje. Nasze grzechy także. A może nawet przede wszystkim. Na świecie w ostatnich latach wyrosły gigantyczne firmy handlujące danymi. Acxiom ma w swojej bazie dane pół miliarda osób posegregowane w kilkudziesięciu kategoriach - poszczególnych dziedzinach życia jak rodzina, wykształcenie itd. Inne firmy oferują nasze przekonania polityczne, zainteresowania czy plany zakupowe. Jak twierdzi New Economics Foundation, Tesco ma więcej danych osobowych Brytyjczyków niż rząd brytyjski. Badania przeprowadzone przez jeden z amerykańskich instytutów badawczych udowodniły, że na podstawie analizy samych tylko danych telekomunikacyjnych, można z 90-procentową dokładnością przewidzieć gdzie znajdziemy się w ciągu najbliższych 12 godzin. Na świecie brakuje prawnych regulacji, dlatego handel tymi informacjami przypomina wolną amerykankę. Na serwerach przechowywane są trasy, jakie pokonujemy, prędkość z jaką się przemieszczamy, a nawet godziny w jakich wychodzimy z domu. To wszystko analizują coraz bardziej zaawansowane programy i algorytmy, które w niewidzialny sposób ingerują w nasze życie. Obawiam się, że to kierunek, przy którym nawet twórcy Matrixa wkrótce mogą nie nadążyć ze swoją wyobraźnią.
Źródło: Wyd. Literackie
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj