Dokładnie 5 listopada 2007 roku świat obiegła informacja, że Amerykańska Gildia Scenarzystów rozpoczyna strajk. Trwał on ponad 100 dni i zakończył się 12 lutego 2008 roku. Dziś szacuje się, że straty jakie poniosło Hollywood i lokalna ekonomia w Los Angeles wyniosły kilkaset milionów dolarów.
Co oznaczało to dla widzów? Amerykańskie stacje telewizyjne zdołały wyemitować odcinki, których zdjęcia rozpoczęły się najpóźniej do końca października 2007 roku. Później praca na planach wszystkich seriali zamarła na cztery miesiące, czego efektem były braki w ramówkach. Produkcje emitowane były do końca listopada, a następnie pokazywano wyłącznie powtórki.
Przedstawiciele WGA do porozumienia doszli dopiero w lutym 2008 roku i wtedy też do pracy wrócili scenarzyści. Automatycznie oznaczało to mniejszą ilość wyprodukowanych odcinków, przez co sezony składały się z mniejszej niż zwykle liczby epizodów (około 15). Niektóre seriale (tak jak np. 24) nie zostały wyemitowane w ogóle, a fani na nowe odcinki zmuszeni byli czekać blisko dwa lata.
W 2008 roku pojawiała się informacja o podobnym strajku, tym razem gildii aktorów, do którego na szczęście nie doszło.
Czy przez strajk scenarzystów oblicze amerykańskiej telewizji się zmieniło? Już od kilku lat obserwujemy systematyczne spadki widowni w telewizji ogólnodostępnej (NBC, ABC, CBS, FOX), przy jednoczesnym wzroście widzów na kablówkach (zarówno basic cable jak i premium cable). Wiele wskazuje na to, że taka tendencja zostanie utrzymana w kolejnych latach. Za przykład możemy podać: rosnącą oglądalność The Walking Dead (AMC - obecnie 3. sezon) i spadającą oglądalność jednego z najdłużej emitowanych seriali dramatycznych w telewizji ogólnodostępnej - Chirurgów (ABC - obecnie 9. sezon).
Dodatkowym atutem przemawiającym za rosnącą siłą telewizji kablowych jest również fakt, że na ostatniej gali Emmy nominacje dla najlepszego serialu dramatycznego otrzymały wyłącznie seriale emitowane na kablówkach.