Paddington w grze
– Coś takiego! – zawołał pan Brown, gdy pewnego dnia przy śniadaniu otworzył list, który listonosz przyniósł chwilę wcześniej. – I co wy na to! – Na co, Henryku? – spytała pani Brown. Pan Brown podniósł w górę niewielką zapisaną kartkę papieru, aby każdy mógł ją zobaczyć. – Zostaliśmy zaproszeni na mecz rugby – oznajmił. Reszta rodziny przyjęła tę wiadomość z mieszanymi uczuciami. Pani Brown nie wyglądała na zachwyconą. Jonatan i Judyta, którzy cieszyli się pierwszym dniem przerwy bożonarodzeniowej, mieli podzielone zdania. Pani Bird nie wypowiadała się, więc ostateczna decyzja zależała od Paddingtona. – Meczy rugby! – zawołał podniecony Paddington. – Chyba nigdy jeszcze nie byłem na meczu rugby, prawda, panie Brown? – Zaproszenie dostaliśmy dzięki tobie – odpowiedział pan Brown, odczytując list jeszcze raz. – Wysłał go dyrektor Szkoły św. Łukasza. Na zakończenie semestru organizują mecz w celach charytatywnych. Grać będą szóstoklasiści, a ich przeciwnikiem będzie zespół z Ameryki Południowej, rezerwiści z Peru. Pewnie dlatego dyrektor pomyślał o tobie. – Nie sądziłam, że w Peru ktoś gra w rugby – powiedziała pani Brown. – Przynajmniej dwudziestu sześciu Peruwiańczyków – powiedział pan Brown – bo przecież przysłali rezerwistów. – Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć jedną z moich starych kołatek – zaproponował Jonatan. – I to najlepiej taką, którą można dopingować oba zespoły – wtrąciła Judyta. – Pamiętaj, że u Paddingtona może wystąpić konflikt lojalności. Paddington zerwał się od stołu, ściskając w łapie nadgryzioną kanapkę z marmoladą. – Konflikt lojalności! – zawołał zaniepokojony. – No bo – powiedziała Judyta – nie będziesz wiedział, której ze stron dopingować. Pewnie twojej starej szkole, ale przecież pochodzisz z mrocznych zakątków Peru. Paddington usiadł. – To może wezmę dwie kołatki? Tak na wszelki wypadek. – Nie sądzisz, że lepiej by było wziąć dwie chorągiewki? – spytała nerwowo pani Brown. – Tak, najlepiej takie małe – zgodziła się pani Bird. – Przecież nie chcemy, aby w zamieszaniu ktoś stracił oko. Fani rugby są nieobliczalni, a poza tym nie wiemy, co może wstąpić w tego niedźwiadka. Świetnie pamiętając inne sportowe zajęcia, w których Paddington uczestniczył nie tak dawno, gospodyni państwa Brown zaczęła żałować, że na początku całej rozmowy nie zajęła bardziej zdecydowanego stanowiska. Było już jednak za późno. Paddington pomagał panu Brownowi napisać kilka słów podziękowania do dyrektora szkoły, a zaraz po śniadaniu zaczął przygotowywać się do wyjścia na targ i odwiedzin u swojego przyjaciela pana Grubera. Niedźwiadek już kilkakrotnie widział mecze rugby w telewizji, ale nigdy do końca nie wiedział, o co w nich chodzi, i po paru minutach tracił zainteresowanie. Jednak uczestniczenie w prawdziwym meczu, i to pomiędzy zespołem z jego ojczyzny a zespołem z jego starej szkoły, było zupełnie czymś innym i dlatego doszedł do wniosku, że powinien dowiedzieć się czegoś więcej o rugby. […] Pomimo przestudiowania książki pana Grubera niedźwiadek nie bardzo orientował się, co dzieje się na boisku. Rozumiał tylko tyle, że w momencie, gdy któryś z zawodników złapał piłkę, sędzia gwizdał, zawodnik musiał położyć piłkę na murawie, a potem większość graczy formowała koło, dotykając się głowami, co przypominało wspólną dyskusję. W miarę upływu czasu Paddingtona ogarniało coraz większe przygnębienie, a gdy pod koniec pierwszej części jeden z Peruwiańczyków został odesłany na ławkę bez, jak Paddingtonowi się zdawało, wyraźnego powodu, niedźwiadek poczuł się bardzo zawiedziony. Nie przeżywał już żadnego konfliktu lojalności, lecz zdecydowanie kibicował gościom. Gdy pan Gruber zobaczył minę Paddingtona, wyjaśnił: – Niestety zawodnik peruwiański zagrał z „luźną ręką”, jak mówią gracze, i dlatego został odesłany. Paddington zmierzył sędziego wzrokiem. – W ogóle mnie to nie dziwi! – zawołał. W liście do państwa Brown dyrektor szkoły napisał, że miało to być przyjacielskie spotkanie, ale z miejsca, gdzie siedział Paddington, wydawało się, że gra staje się coraz bardziej brutalna. Biorąc pod uwagę częstotliwość, z jaką Peruwiańczycy lądowali na murawie, niedźwiadka nie zdziwiłoby, gdyby niektórych z nich odesłano nie tylko z luźną ręką, ale i z luźnymi nogami. […] Sędzią meczu był nauczyciel wychowania fizycznego ze Szkoły św. Łukasza i właśnie miał odgwizdać rozpoczęcie akcji, gdy niezwykłe wiwaty na trybunach kazały mu poczekać. Odwrócił się i zaskoczony patrzył na biegnącą postać. – Przepraszam pana – powiedział Paddington – ale jestem tu, by zaoferować swoją pomoc. Chciałbym zagrać po stronie zespołu rezerwistów. Nauczyciel wychowania fizycznego patrzył na niego niepewnie. Choć nigdy wcześniej nie spotkał osobiście Paddingtona, słyszał o nim od innych nauczycieli. – Bardzo mi przykro – odpowiedział – ale nie mogę się na to zgodzić. Zagrać mógłby ktoś, kto ma jakiś związek z krajem pochodzenia drużyny. – Przecież pochodzę z Peru – powiedział zdecydowanie Paddington – z mrocznych zakątków Peru. I mam z nim bardzo dobry związek. Tłum. Piotr PieńkowskiTo jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj