Fragmenty:
Sama trafiła do grona przed dwoma laty, zaproszona przez Pawła, który wyhaczył ją na castingu tuż po opuszczeniu przez nią bidula. Szukała wtedy gorączkowo pracy i mieszkania – jako Rodyjka, czyli dziecko z Rodu, w ciągu miesiąca po ustaniu opieki musiała zacząć spłacać taxlife. Ludzie urodzeni przez państwo byli zobowiązani do zwrócenia kosztów – z chwilą narodzin zaciągali kredyt, spłacany po osiągnięciu pełnoletniości. Anna skrzywiła się, bo przypomniała sobie, że za trzy dni przypada termin uiszczenia kolejnej raty. Nie należało tego olewać, bo państwo z dłużnikami się nie patyczkowało. Czytała wczoraj newsa o facecie, który migał się pięć lat, bo udało mu się zmanipulować system księgujący w rzeczywistości nie zapłacone raty, ale kolo chyba teraz tego żałował. Sąd uznał kanciarza za osobnika zagrażającego społeczeństwu i skierował go do Eutanu. Jak to mawiał Paweł, możemy sobie robić jaja ze wszystkiego, tylko nie z kasy. Grono. Krótka story o miłości – Niedobrze, chłopie – powiedział i odsunął od siebie klawiaturę. – To automatyczna blokada, coś jej zmajstrowałeś. Max wytrzeszczył na niego gały w bezbrzeżnym zdumieniu. – Chyba nie dziecko – wystękał. – Spoko, modele jajeczkujące to pieśń przyszłości, choć wcale, jak się zdaje, nieodległej – technik otworzył walizeczkę z narzędziami i pilnie w niej czegoś szukał. Wyciągnął ultrasonograficzny skaner i zbliżył się do leżącego nieruchomo kobietona. Przytknął czytnik do brzucha Celii i czas jakiś jeździł nim w górę, w dół i na boki. Wreszcie przestał i uśmiechnął się porozumiewawczo. – Tak jak myślałem, zwarcie w module sterującym serwomechaniką, wsadzili to dziadostwo pod kość łonową, parę milimetrów od błony pochwy. Trykacie te cyberbabeczki tak mocno, że się przegrzewają, od tarcia, psia wasza mać. To już trzeci wypadek w tym tygodniu. Odrobinę delikatności, one nie są z blachy pancernej. Kochaj swoją Celię – A tam co jest? – wskazałem na biało lakierowane drzwi, jakie widuje się w szpitalach i klinikach, prowadzące do części gmachu będącej krótszym ramieniem L. – Tam są ci, których limit właśnie dobiega końca. Nie pytałem o nic więcej. Wracaliśmy ku wyjściu, mijając kolejne salony i pokoje. Znajdowałem się w jakimś dziwnym stanie — ni to szoku, ni błogości. Ledwo słyszałem, co mówił do mnie Grzegorz. – Udało nam się uwolnić od strachu. W naszej sytuacji strach czy odwaga nie mają znaczenia. Powiedziałbym, że pogodzeni z przemijalnością i nieuchronnym końcem, żyjemy naprawdę… Czy pamiętasz, co mówiła jedna z postaci z twojej ostatniej książki? Pokręciłem przecząco głową – z tamtych czasów nic już nie pamiętałem. A raczej nie chciałem pamiętać. – Jej bohater twierdził, że usilnie szukał smaku życia, jak inni najulubieńszej potrawy, ale go nie znajdował. Może, jak my, powinien stanąć przed obliczem śmierci. Bo my dopiero teraz żyjemy naprawdę. Umieraj z nami Kiedy zostałem sam, usiadłem sobie wygodniej i pociągając markową whisky zabrałem się do odrabiania pańszczyzny. Otworzyłem pierwszą teczkę i wyjąłem leżący na wierzchu rysunek. Karton przedstawiał dwie postacie, naszkicowane węglem ostrą, zamaszystą kreską – nagą dziewczynę o rysach Małgorzaty, w której brzuch wgryza się dziwaczny, kosmaty twór o nietoperzym pysku, takichże skrzydłach acz koźlich nogach. Spomiędzy jego zaciśniętych szczęk bryzgała czarna posoka. Najdziwniejsza była w tym wszystkim dziewczyna – ściskała łeb potwora w geście jeśli nie czułości to przyzwolenia, a jej twarz rozpromieniał uśmiech ekstatycznej rozkoszy. Reszta rysunków stanowiła inwarianty pierwszego – Małgorzata pożerana i gwałcona przez stwory pająko i gadopodobne, odgryzające coraz to inną część ciała, na co dziewczyna przyzwalała z tym samym, błogorozkosznym uśmiechem, jakby ogarnięta dreszczami osobliwego orgazmu. Sięgnąłem po następną teczkę – zawierała to samo, pomnożyła się tylko galeria potworów, coraz to dziwaczniejszych, czasami wręcz bezkształtnych, gadzioglutowatych. Na niektórych rysunkach grasowały całe stada – rozdzierały dziewczynę na strzępy; jej uśmiech zdawał się być wówczas szczególnie wyraźny, mimo krwi tryskającej z rozerwanych tętnic. Zamknąłem teczkę i odsunąłem ze wstrętem. Musiałem wypić drugą whisky, aby móc się nieco skupić i odegnać precz obrazy rozkosznej maltretacji. Coś podobnego mogło zrodzić się w chorobliwych snach Boscha i Goyi, gdyby ci dwaj zwiedzali w tym śnie ostatnie kręgi dantejskiego piekła. Skąd takie koszmary u Małgorzaty, tego nie mogłem dociec. KonsumenciTo jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj