Wydaje się, że jeśli jesteś przypadkiem znanym aktorem, to w ekspresowym tempie możesz uzyskać rosyjskie obywatelstwo. Przepis jest prosty: najpierw odwiedzasz największe państwo świata, spotykasz się z Władimirem Putinem i chwalisz go w rozmowach z mediami. Potem koniecznie musisz odwiedzić któryś z okolicznych terenów: a to pijesz wódkę w Czeczenii z tamtejszym przywódcą, Ramzanem Kadyrowem, a to zajadasz marchewki i jeździsz traktorem na którymś z białoruskich pól, najpewniej pod bacznym okiem Aleksandra Łukaszenki. Gdy już wykonasz te czynności, wracasz do Moskwy, znów uśmiechasz się przed kamerami stojąc obok Putina, a dekret nadający ci rosyjskie obywatelstwo jest już gotowy. Najpierw drogą tą podążył Gerard Depardieu, teraz przyszła kolej na Stevena Seagala. Nieco zapomniany już aktor został wczoraj Rosjaninem, a media tamtejszego kraju z prędkością karabinu maszynowego atakują obywateli tą radosną wiadomością. Przypomnijmy, że Seagal swego czasu nazwał Putina "największym żyjącym światowym przywódcą", a chwilę później zachwycał się tym, że w kwaterze rosyjskiego prezydenta znalazł złoty pomnik założyciela judo. Obaj panowie z pewnością znajdą tematy do dyskusji w kwestii rozmaitych sztuk walki - ot, aktor może pokazać politykowi kilka sztuczek z aikido. Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, przyznaje jednak, że Seagal od dłuższego czasu darzył Rosję "prawdziwą miłością", a o samo obywatelstwo starał się już od dobrych kilku lat. Zobacz także: Zabawna reklama, w której pojawia się Steven Seagal Dajcie nam znać w komentarzach, kto Waszym zdaniem może jeszcze podążyć szlakiem przetartym przez Depardieu i Seagala.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj