Na półki w księgarniach w całej Polsce trafia właśnie książka Jakuba Jabłonki i Pawła Łęczuka  pt.Świat według Kiepskich. Zwariowana historia kultowego serialu Polsatu. W środku znajdziemy wspomnienia aktorów, scenarzystów, reżyserów, producentów czy kostiumografów dotyczące początków i kolejnych lat spędzonych na planie sitcomu Świat według Kiepskich. Można się z niej m.in. dowiedzieć, że Andrzej Grabowski, wbrew woli scenarzystów zmienił imię głównego bohatera, którego zna dziś cała Polska. Więcej o książce można się dowiedzieć na jej dedykowanej stronie.

O książce

Potraficie sobie wyobrazić smak mocnego fulla? Używacie na co dzień powiedzonek w stylu: „kanalia!”, „jełop!” czy „w mordę jeża!”? Jesteście przekonani, że doskonale znacie Świat według Kiepskich? Sprawdźmy to! Zajrzyjcie na plan serialu, który połączył kilka pokoleń Polaków. Emitowany na antenie Telewizji POLSAT, gości w naszych domach od ponad 23 lat i stał się ponadczasową satyrą obśmiewającą wady Polaków. Świat według Kiepskich. Zwariowana historia kultowego serialu Polsatu to bogato ilustrowany przewodnik po niezapomnianych scenach, kwestiach i absurdalnych konfliktach, które przez ponad dwie dekady były udziałem bywalców wrocławskiej kamienicy przy ulicy Ćwiartki 3/4. Kto stworzył postaci tak głupie, że aż mądre? Kto pierwotnie miał zagrać Ferdka i Waldusia? Z jakimi reakcjami musieli sobie radzić twórcy po emisji pierwszych odcinków? Dlaczego Bartosz Żukowski odszedł z serialu i jak udało się go namówić do powrotu? Na te pytania odpowiadają w książce aktorzy, scenarzyści i producenci. Nie zabraknie też wzruszających wspomnień poświęconych Krystynie Feldman, Bohdanowi Smoleniowi, Ryszardowi Kotysowi i Dariuszowi Gnatowskiemu.
Źródło: SQN

Aktorzy Świata według Kiepskich o produkcji - fragment książki

ANDRZEJ GRABOWSKI (FERDEK KIEPSKI):

Produkcja mnie poprosiła, żebym przywiózł ze sobą na plan stare rodzinne fotografie, które wzbogaciłyby scenografię. Niestety nie jestem typem chomika archiwizującego swoją przeszłość i w ogóle zdjęcia się mnie nie trzymają. Sam nie robię, a jak już mam, to komuś oddaję. Wygrzebałem jednak portret, na którym wyglądam jak swój dziadek. Zdjęcie to zrobiono mi w sztuce Zofii Kossak-Szczuckiej pod tytułem Gość oczekiwany. Mam tam przedziałek na środku głowy, poważne wąsiska i zdobiony krawat pod białym kołnierzykiem – wyglądam niczym dziewiętnastowieczny właściciel manufaktury. Portret ten do dzisiaj wisi w salonie Kiepskich. Podczas pierwszego dnia kręcenia stanąłem sobie obok tego mojego „przodka” i tak sobie myślę: ciekawe, jak by ten mój dziadek miał na imię? I przyszło mi do głowy, że mógłby się nazywać Ferdynand Kiepski! Dlaczego nie? I dlaczego ja w takich okolicznościach nie mam mieć na imię Ferdynand, tylko Ludwik? Co to w ogóle za imię, Ludwik? Jedyne skojarzenie to z płynem do zmywania naczyń. A Ferdynand Kiepski? To coś znaczy! Był przecież arcyksiążę Ferdynand albo wymyślony przez Ludwika Kerna pies, który bardzo chciał zostać człowiekiem – Ferdynand Wspaniały. Poza tym połączenie Ferdynanda z Kiepskim to jak sacrum i profanum w jednym worku, a o to właśnie scenarzystom i pomysłodawcom serialu chodziło. No więc mieliśmy już nakręconych kilka scen, ale nikt jeszcze nie zwrócił się do mnie po imieniu. Pobiegłem do Okiła i mówię mu, że nie chcę mieć na imię Ludwik, tylko Ferdynand. Poparł mnie od razu Rysiek Kotys i zaczął tłumaczyć, że będzie mógł się fajnie tym imieniem bawić: „Panie Ferdku, panie pierdku i tak dalej”. Okił, wiedząc, że mamy tylko kilka dni na nakręcenie trzech odcinków, powiedział, że jemu to obojętne, byle iść z tematem do przodu i nie tracić czasu na zbędne dyskusje. Scenarzyści mieli później duże pretensje do mnie, że odstawiłem taką samowolkę, widać przyzwyczaili się już do tego Ludwika. Ferdynand wszedł jednak w krew narodowi i dziś nikt sobie nie wyobraża, że głowa rodziny Kiepskich może nie mieć na imię Ferdynand. Bo przecież to imię jest wspaniałe – mimo że kiepskie. MARZENA KIPIEL-SZTUKA (HALINKA KIEPSKA): Pierwsze dni zdjęciowe były obarczone potwornym stresem, zresztą ten stan utrzymywał się bardzo, bardzo długo. Skutkiem tego była wewnętrzna blokada. Kiedy mieliśmy z Andrzejem sceny w łóżku i leżeliśmy blisko siebie, to czułam, że jest to ciągle obcy facet. Ciężko mi było przełamać lody, ponieważ cały czas czułam się tą panią z prowincji. Moja niska samoocena mocno dała wtedy o sobie znać. Miałam wrażenie, że później scenarzyści to zauważyli i trochę przenieśli ciężar na ojca i syna. Było więcej „cycu to”, „tatuś tamto”, „mam pomysła”, a moja rola ograniczała się do wejść na zasadzie: „Co tu się dzieje, do jasnej cholery?!”. Pamiętam, że dostawałam cięgi od moich znajomych aktorów: – Marzena, przecież ty masz tyle siły w sobie! A ja bałam się trzasnąć w łeb dużo młodszego ode mnie warszawskiego aktora, mam na myśli Bartka Żukowskiego, a już nie daj Boże Grabowskiego.

RENATA PAŁYS (HELENA PAŹDZIOCH):

Nie dostałam nawet całego scenariusza, dano mi tylko kartkę z trzema kwestiami, które miałam do powiedzenia. Nie przejmowałam się tym, bo górę wzięła radość ze spotkania starych znajomych. Z Marzeną pracowałam dużo wcześniej w teatrze w Legnicy, gdzie miałam gościnne występy. Z Ryśkiem z kolei grałam w Teatrze Polskim we Wrocławiu, a Andrzeja znałam z Festiwalu Małych Form Teatralnych w Krakowie. Nie ukrywam, że na początku miałam poważny problem z wejściem w samą postać żony Paździocha, trudno mi było zrozumieć motor jej działania, no bo trudno zbudować rolę na li tylko dwóch kwestiach: „Czego?!” i „Marian, do domu!”. Szybko z koleżeńskim wsparciem zjawił się Rysiu Kotys. – Wiesz co, Renata, ty nie graj! Ty nic tu nie graj, tu nie ma co grać! Przepuść to przez siebie i po prostu bądź, tylko trochę bardziej prymitywna. I nagle olśnienie! Dlaczego faktycznie nie zejść do tej postaci w taki sposób?

BARBARA MULARCZYK-POTOCKA (MARIOLKA KIEPSKA):

Kiedy zaczęliśmy zdjęcia w kamienicy na Podwalu, zaczęły się organizacyjne schody. Musiałam pogodzić naukę, treningi oraz granie w Kiepskich. Wracałam do domu bardzo późno, a mój mózg działa w ten sposób, że dla mnie godzina dwudziesta pierwsza to nie jest czas na naukę. Wstawałam więc o czwartej rano, uczyłam się dwie godziny i leciałam na szóstą piętnaście na autobus, w którym kolorowymi pisakami podkreślałam wszystkie swoje kwestie w scenariuszu, tak samo jak robił to mój ojciec, gdy przygotowywał się do roli w teatrze. Potem tata ćwiczył ze mną, podpowiadał, a nade wszystko był kompanem, który nie odtwarza mechanicznie tekstu, tylko robi to po aktorsku, z całym ładunkiem emocjonalnym. Mieliśmy więc w domu regularne próby. Później na planie było mi łatwiej grać. Tata do tej pory mi kibicuje, choć już od wielu lat ze mną nie ćwiczy.

ANNA GNATOWSKA (ŻONA DARIUSZA GNATOWSKIEGO)

Kiedy mąż wyjeżdżał na pierwsze zdjęcia, nie przypuszczałam, że to będzie taki kawał historii naszego wspólnego życia. Ja byłam nastawiona raczej sceptycznie, nie sądziłam, że serial osiągnie aż taki sukces. Wróżyłam mu dwa sezony. Darek – wręcz przeciwnie. Od początku podchodził do Kiepskich jako do czegoś bardzo fajnego w swojej pracy. Bo w życiu aktora są różne sytuacje. Czasami bierze się coś, by po prostu dorobić. Darek do Kiepskich nigdy tak nie podchodził. Kochał pracę w tym serialu i ludzi, z którymi tam przebywał.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj