Ted Sarandos sądzi, że dystrybutorzy kinowi mają bardzo złe podejście. Chodzi mu o ich próbę chronienia ekskluzywności emisji filmu tylko w kinach, która jego zdaniem wywołała więcej szkody niż pożytku. Według niego takie działania sprawiły, że wielu ludzi nie tylko nie może oglądać filmów, to jeszcze są tym zniechęcani. Nie chce jednak krytykować samego doświadczenia oglądania filmu w kinie. Według niego jest to coś wielkiego, ale jednocześnie sądzi, że pod względem emocjonalnym odbiór filmu nie różni się niczym od obejrzenia go na Netflixie. Przyznaje, że nie chcą walczyć z kiniarzami, ale raczej znaleźć pole do kompromisu. Dlatego w tym roku podjęli decyzję o wyświetlaniu w kinach filmów, które będą walczyć o najważniejsze nagrody. Jego zdaniem 80% widzów, którzy idą na te tytuły do kina, to także subskrybenci Netflixa. Uważa to za jeden z dowodów na to, że oglądanie w domu na Netflixie oraz w kinie nie są doświadczeniami wzajemnie się wykluczającymi.
- Nie sądzę, by takie podejście było przyjazne dla konsumenta, który nie mieszka blisko kina i musi często czekać od sześciu do ośmiu miesięcy, by obejrzeć film - powiedział Sarandos podczas konferencji UBS Global Media and Communication.
Przyznaje, że wielu aktorów preferuje emisję kinową, bo według nich takim sposobem film staje się częścią kultury i ludzie o nim rozmawiają. Sarandos twierdzi, że to samo da się osiągnąć na Netflixie. Za przykład podaje film The Christmas Chronicles. Twierdzi, że Kurt Russell spotkał się z większą ilością reakcji na tę rolę, niż przy jakimkolwiek innym tytule w swojej karierze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj