David Fury, jeden z producentów mini serii, wyjawił, że "większość, a może nawet całość" "24: Live Another Day" będzie rozgrywać się poza Stanami Zjednoczonymi, "prawdopodobnie" w Europie. Jednak oprócz tego, że ekipa ma już ogólne pojęcie co do tego, gdzie chcą umieścić akcję, "jeszcze nic nie jest ostatecznie potwierdzone".
Howard Gordon powiedział kilka dni temu na spotkaniu z TCA: - Zachowujemy 24 godzinną historię, ale sposób przedstawienia zdarzeń będzie zbliżony do schematu 7-8, 8:15-9:15, 10-11, po czym, jeśli uznamy to za stosowne, możemy przeskoczyć trzy godziny i kontynuować. To pomoże nam uniknąć wielu problemów związanych z fabularnymi zawiłościami. Jesteśmy na bardzo wczesnym etapie prac i na razie pełni nadziei, ale jestem pewny, że za trzy tygodnie będę szlochał skulony pod stołem.
Gordon wypowiedział się również w sprawie powracających postaci i wątku politycznego w "24:LAD": - Dosłownie dopiero zaczynamy także historia jest we wczesnym stadium rozwoju. Bierzemy pod uwagę postaci, które jeszcze żyją i będziemy podejmować decyzje czy mogą wnieść coś interesującego do naszej wizji. Przeskok czasowy między sezonem 8 a 24: LAD będzie wynosił 4 lata, także możemy spokojnie przedstawić nowego prezydenta. Jednak cały czas mamy na uwadze to, że mieliśmy ich już sześcioro na przestrzeni trwania serialu. Przerobiliśmy chyba wszystkie możliwe prezydenckie archetypy i musimy zadać sobie pytanie jak wnieść powiew świeżości do tego wątku? Jak opowiadać nową historię bez uciekania się do autoplagiatu, powtarzania po sobie samym?
Jakby tego było mało, David Fury uraczył swoich fanów na tweeterze dwoma niezwykle interesującymi informacjami. Okazuje się, że powrót Mii Kirshner do roli Mandy pozostaje sprawą jak najbardziej otwartą. Natomiast na pytanie czy nowy sezon będzie mniejszy w skali i bardziej osobisty tak jak seria pierwsza, Fury odpowiedział: - Tego sobie życzymy.