Czy jesteś człowiekiem z papieru?

Z utkaną przez Lipińską rzeczywistością jest jak z Polską w czasie początku panowania Kazimierza Wielkiego - to wciąż świat drewniany. Powiesz, że żyjesz w kraju Człowieka z marmuru i Człowieka z żelaza, a jednak pisarka chce, byś myślał, iż zasługujesz tylko na człowieka z papieru. Widać to najlepiej na przykładzie stereotypowego podejścia do kobiet i mężczyzn na ekranie. Jest tu więc Laura, której zasugerowany korporacyjny sznyt i twardość charakteru bezwiednie przepadają w obliczu spotkania z męskim przyrodzeniem i możliwości przymierzania coraz to nowszych strojów w drogich sklepach. Jest jej przyjaciółka, Olga, teoretycznie głos rozsądku, w praktyce zaś miłośniczka imprez i wystawnego życia. Przemykają przez ekran zawistna Anna, dawna miłość Massimo, która prędzej zabije Laurę, niż wzniesie się ponad swoje uczucia, jak również matka Laury - obserwowanie w tej roli Grażyny Szapołowskiej, kobiety, która przeszło 30 lat lat temu opowiedziała nam genialną, krótką historię o miłości, będzie w nas wywoływać uczucie dyskomfortu. Do zestawu trzeba jeszcze dorzucić wspomnianą wyżej stewardessę i inną seksualną niewolnicę, które wydobywają z siebie dźwięk wyłącznie w czasie serwowania Massimo fellatio. Co z ekranowymi mężczyznami? No cóż, ci pragną jedynie wtykać swój narząd płciowy tam, gdzie Bozia dała (jak nie dała, to i tak wetkniemy), zabijać, prowadzić mafijne interesy, otumanić się wódką, względnie poleżeć na kanapie i poklepać po brzuchu. Oczywiście nieodłącznym elementem tego społecznego spektrum jest para gejów, którzy - nie mogło być inaczej - doradzają Laurze w wyborze stroju i stroją przy tym dziwaczne minki. Ten sztuczny, spreparowany za pomocą marzeń nastolatków świat nie istnieje i w gruncie rzeczy nigdy nie istniał. Narodził się w głowie Lipińskiej, a teraz tylko od Ciebie zależy, jakie wskażesz mu miejsce. Biorąc pod uwagę niebezpieczny przekaz 365 dni i zanurzone w nich kłamstwa na temat rzeczywistości wydaje się, że śmietnik literacko-filmowej historii będzie jak znalazł. 
fot. Next Film
Jeśli po seansie 365 dni choć jedna osoba wyjdzie z założenia, że dokonany na niej gwałt można usprawiedliwić, albo że nie warto mówić głośno o przemocy domowej, bo to po prostu rozwinięcie "uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać" (wszak fantazjując o seksie bez zgody może go nam dać parszywy bydlak), to warto się zastanowić, czy na Blance Lipińskiej nie będzie spoczywać moralny ciężar takiego obrotu spraw. Jestem jednak niemal przekonany, że skupiająca się na autopromocji pisarka tego typu wnioski ma i będzie miała w głębokim poważaniu. Tak samo, jak robi to z krytykującymi ją feministkami, psychologami, seksuologami i częścią naszego społeczeństwa. Rozpoczynając ten tekst wydawało mi się, że piszę go, gdyż nie mogę dać zgody na fałszowanie rzeczywistości. Teraz dochodzi do mnie coraz mocniej, że stworzyłem go, by zaprotestować przeciwko absurdalnej sytuacji, w której wszyscy się znaleźliśmy. 
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj