Agnieszka Smoczynska swoimi dwoma poprzednimi filmami udowodniła, że ma swój niepowtarzalny charakter pisma i także teraz, przy okazji anglojęzycznego debiutu, dalej imponuje własną poetyką i sposobem wypowiadania się na ekranie. Mieliśmy okazję porozmawiać z reżyserką, której film Silent Twins zdobył Złote Lwy na 47. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.  Bohaterkami Silent Twins są bliźniaczki June i Jennifer Gibbons, które należą do jedynej czarnoskórej rodziny w małym miasteczku. Przestały komunikować się ze światem zewnętrznym, a po serii aktów wandalizmu, dziewczyny zostają skazane na zamknięcie w Broadmoor, niesławnym zakładzie psychiatrycznym, w którym staną przed wyborem: zostać rozdzielone i przeżyć, lub zginąć razem.

Michał Kujawiński: Zacznijmy od początku – jak to się stało, że scenariusz Andrei Seigel trafił w pani ręce? Co zadecydowało o tym, że chciała się pani nim zająć?

Agnieszka Smoczyńska: Andrea szukała reżysera do swojego scenariusza, a los chciał, że akurat zobaczyła mój film Córki dancingu. Podobało jej się to, jak opowiedziałam tę historię i napisała do mnie z pytaniem, czy byłabym zainteresowana przeczytaniem jej scenariusza. Streściła mi krótko, o co właściwie chodzi, i powiedziała, że wyśle scenariusz do mojej agencji w Stanach Zjednoczonych. Dostałam go w trakcie zdjęć do Fugi, więc gdzieś po dwóch miesiącach mogłam do niego dopiero przysiąść. Po przeczytaniu natychmiast się do niej odezwałam. Powiedziałam, że scenariusz bardzo mi się spodobał i nie mogłam się oderwać od lektury. Przeczytałam go od deski do deski, jednym tchem. Byłam nim poruszona. Nie miałam wątpliwości, że chcę się tym zająć.

materiały prasowe

Silent Twins jest koprodukcją, ale ekipa filmowa złożona jest praktycznie w całości z Polaków. Z czego pani zdaniem to wynika? Czy możemy liczyć na więcej tego typu wspólnych projektów w przyszłości?

Mam taką nadzieję. Po przeczytaniu scenariusza bardzo zależało mi na tym, żeby wszedł w ten projekt też polski producent, a dokładniej dwie producentki, Klaudia Śmieja-Rostworowska i Ewa Puszczyńska. Producentka ze Stanów, Alicia Van Couvering, po rozmowie z Ewą zgodziła się na nasze propozycje. Chciałam przy tym filmie mieć swoich współpracowników. Kuba Kijowski zrobił zdjęcia, Zuza Wrońska i Marcin Macuk odpowiadali za muzykę, Kasia Lewińska wzięła na siebie kostiumy, Marcin Lenarczyk dźwięk, do tego Agnieszka Glińska montaż, Jagna Dobesz scenografię, a Kaja Kołodziejczyk choreografię. Są to najistotniejsze osoby, jeśli chodzi o piony artystyczne, odpowiadające za część związaną z narracją wizualną. Bardzo się cieszę, że miałam ich u swojego boku.

Historia sióstr Gibbons wydaje się stwarzać wiele różnych kierunków, jeśli chodzi o sposób opowiedzenia jej na ekranie. Skąd decyzja o tym, by dosłownie wejść w świat wyobraźni bohaterek? Czy były inne pomysły na to, jak to przedstawić na ekranie?

Pomysł na animację przyszedł w międzyczasie. W scenariuszu zawarty był fragment opowiadania The Pepsi Cola Addict autorstwa June Gibbons. Czytałam też książkę Marjorie Wallace, w której były fragmenty opowiadań napisanych przez Jennifer i bardzo zależało mi na tym, żeby jej twórczość włączyć do scenariusza. W ten sposób dodałam właśnie historię o Bobbym i doktorze Pallenbergu, chociaż nie wiedziałam jeszcze, w jaki sposób ugryźć to wizualnie. Wiedziałam jednak, że to nie powinien być tzw. plan żywy. Jennifer rysowała i malowała, ale robiła też krótkie formy komiksowe, więc dla niej operowanie obrazem było bardzo ważne. Pomyślałam, że byłoby świetnie, gdyby to była animacja. Początkowo myślałam o zaanimowaniu rysunków, które tworzyła do swoich książek, ale przecież siostry bawiły się lalkami jako małe dziewczynki, a potem też szyły własne, jak były już dorosłe. Jennifer chciała nawet, żeby książka o nich zatytułowana była Rag Dolls (Szmaciane Lalki). W jej twórczości jest też dużo elementów Voodoo, więc pomyślałam o lalkach. I tak natrafiłam na Basię Rupik. Obejrzałam Duszyczkę Basi, a ona przeczytała scenariusz i fragmenty tych opowiadań. Powiedziała, że to świetne i chętnie weźmie w tym udział.

Jestem pod wrażeniem, jak ekranowe siostry oddały wszelkie podobieństwa i różnice między sobą, zwłaszcza w tych momentach, kiedy jedna z nich przejmuje dominację nad drugą. Jak wyglądała pani praca z aktorkami, by uzyskać ten efekt? Jak wyglądał casting? Dlaczego padło na Letitię Wright?

Najpierw była Letitia. Producentom zależało, żeby w tym projekcie brała udział czarnoskóra gwiazda. Odezwali się do Letiti, która czytała książkę i znała już tę historię. Zaprosiła mnie na swój spektakl do Londynu. Przyszłam i porozmawiałyśmy. Spodobało jej się to, o czym mówiłam, więc wyraziła chęć współpracy. Następnie musieliśmy znaleźć dla niej partnerkę. Najpierw szukaliśmy wśród dziewczyn podobnych do niej, ale Kharmel Cochrane, która jest reżyserką obsady, od razu wiedziała, że to powinna być Tamara Lawrance, bo znała ją z innych castingów, między innymi do The End of the F***ing World. Chciała ją tam obsadzić, ale ostatecznie Tamara nie mogła wziąć udziału w produkcji. Na nasz casting przyszła bardzo przygotowana. W końcu udało nam się doprowadzić do spotkania między Letitią a branymi pod uwagę aktorkami. Na zdjęciach próbnych Tamara była bezkonkurencyjna, ale trzeba było też przekonać producentów, że dziewczyny – mimo różnic wizualnych – tworzą świetny duet. To było widać na zdjęciach próbnych – ta energia między nimi i wspólne improwizacje. Letitia powiedziała, że Tamara ma na nią dobry wpływ, bo szuka innych rozwiązań, nieoczywistych, niebanalnych. Inna sprawa, że Letitia niemalże zjadała resztę dziewczyn, a to chodziło o ciągłą konkurencję, rywalizację, miłość, nienawiść i wszystko to, co się dzieje między siostrami. Tak było właśnie miedzy Letitią a Tamarą. Przeszliśmy długą drogę, by przekonać wszystkich do obsadzenia Tamary w tej roli.

fot. zrzut ekranu

Film łączy dramat z humorem – to jest coś, co od dłuższego czasu przykuwa moją uwagę w kinie. Nie obawiała się pani o rozłożenie akcentów? O to, że przesadzi się z czymś, co mogłoby mieć negatywny wpływ na recepcję widzów? Czy jednak doświadczenie z Córek dancingu zaprocentowało? 

Na humorze bardzo mi zależało, bo siostry Gibbons miały poczucie humoru. Zabawne elementy oddawały ich charaktery. Dzięki temu opowieść jest o wiele bogatsza. Dziewczyny były bardzo świadome swojego poczucia humoru, co też znajdowało odzwierciedlenie w ich książkach i pamiętnikach. Ciekawy był też ich sposób komunikowania się ze światem. Chciałam więc to wszystko zachować i przenieść na ekran.

Silent Twins pokazuje bardzo empatyczne spojrzenie na historię sióstr, jednak jest przy tej sprawie wiele przykrych wątków, jak chociażby kwestia systemowego rasizmu...

Kiedy dziewczynki poszły do szkoły, kompletnie zamilkły. Trzeba pamiętać też o tym, że miały delikatną wadę wymowy, przeszły operację. Nie odzywały się nie tylko do swoich rówieśników, ale też do bliskich. Myślę, że rodzice, imigranci z Barbadosu, przejawiali cechy pokolenia windrush generation i mieli zbyt duże zaufanie do brytyjskiego systemu. To, że były jedynymi czarnoskórymi dziećmi w szkole w Haverfordwest – jednym z najbardziej rasistowskich miast Walii –  z pewnością nie było bez znaczenia. June mówiła w jednym z wywiadów, że były okropnie wyzywane przez rówieśników. Można śmiało powiedzieć, że były prześladowane. A potem, gdy były już starsze, wysłano je do Broadmoor, najcięższego szpitala psychiatrycznego, szprycowano je bardzo ciężkimi lekami psychotropowymi, więc to wszystko musiało mieć na nie wpływ.

Pani film daje się odczytać w wielu kontekstach. Jest w nim wątek odrzucenia, przemoc, trudności młodych kobiet, wady systemowe. Wydaje mi się też, że zadaje pani pytanie o rolę sztuki. Gdzie w tym wszystkim jest uprawiane przez panią kino? 

Dla mnie sztuka jest formą poznawania świata, opowiadania o świecie, o oswojeniu ze śmiercią i o relacji człowieka ze światem. Ten film jest próbą opowiedzenia o miłości, ale też o poświęceniu.

Kiedy doczekamy się nowego filmu Agnieszki Smoczyńskiej? Jest pani blisko realizacji kolejnego projektu?

Jeszcze nie, pracuję, ale za wcześnie, by o tym mówić. Nie wiem, który projekt zostanie sfinansowany, w przypadku filmu to jest bardzo skomplikowane.

materiały prasowe

Czy dalej w kierunku międzynarodowym?

Następny film planuję zrobić w Polsce, ale nie zamykam się na te międzynarodowe.

Jest pani bezkompromisowa w tworzeniu filmów, cechuje panią autorski styl pisma. Czy jest jednak szansa skrętu kiedyś w stronę komercyjnego kina? Może film Marvela?

Teraz pracuję nad filmem mocno autorskim, więc zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj