DAWID MUSZYŃSKI: Uroniłaś łzę ostatniego dnia na planie Sharknado? Tara Reid: Pewnie. Ale zawsze prędzej czy później nastaje taki moment, że wszystko, co dobre, musi się skończyć. Tak było z serią American Pie i tak jest z Rekinado. Na szczęście scenarzyści znaleźli sposób, by całą tę naszą zwariowaną przygodę z rekinami spiąć spójną klamrą. Tak, by wszystko, co się dotąd wydarzyło, miało sens. Nie będę jednak ukrywać, że ostatni dzień nie był dla mnie emocjonalny, bo był. Spędziłam z tą ekipą sporo czasu. Dużo podróżowaliśmy razem. Tę naszą energię czuć w filmach. Zwłaszcza ostatni będzie, moim zdaniem, wyjątkowy. Choć wydawało mi się to niemożliwe - przebiliśmy poziomem absurdu poprzednie części. Zawsze jestem w szoku, że coś takiego nam się udaje. Nie mam pojęcia, skąd oni biorą te odjechane pomysły, ale one działają. Widownia dobrze się przy tych produkcjach bawi, a o to przecież chodzi. Skoro te pomysły są tak mocno odjechane, to co cię skłoniło, by zaangażować się w ten projekt? Kasa (śmiech). Żartuje. Nie wiem, czy wiesz, ale ja im odmówiłam chyba z trzy razy, gdy przygotowywali się do kręcenia pierwszej części. Nie chciałam brać w tym udziału. To co się zmieniło? Podczas kolacji z moimi znajomymi pokazałam im ten scenariusz i usłyszałam: „Musisz to zrobić. My chcemy to zobaczyć na ekranie. To jest tak odjechane i absurdalne, że aż zabawne”. Pomyślałam, że jak im się spodobał, to może jest więcej takich osób. Okazało się, że mieli rację. Nie samym ambitnym kinem człowiek żyje. Nagle cały świat zaczął oglądać Rekinado. Dokładnie! Nawet w najśmielszych snach nie spodziewałam się, że ten film zyska taką rzeszę fanów. Myślałam, że najwyżej będzie pokazywany na jakiś festiwalach wśród horrorów klasy D, a tu proszę. Globalny sukces. Rekinado stało się takim Super Bowl lata. Co roku musiała wyjść nowa część. Niektórzy widzowie organizowali z tego powodu specjalne imprezy. Zastanawiałaś się, na czym polega sukces tej produkcji? Na tym, że bawimy się konwencją. Nie udajemy, że robimy coś na serio. Dobrze się bawimy na planie i to widać. Do tego przemycamy jakieś walory rodzinne. W końcu wszystko, co robią nasi bohaterowie, wynika z ochrony własnej rodziny. Czy sukces tego filmu spowodował, że z większym zaufaniem podchodzisz do kolejnych propozycji? Nie skreślasz ich z miejsca, gdy są zbyt szalone? Niespecjalnie. Wciąż jak nie czuję danego scenariusza, to go odrzucam. Ten był wyjątkiem. Gdyby nie znajomi, pewnie bym się nie skusiła. Jednak jest jedna rzecz, której się podczas tych sześciu części nauczyłam. Jest nią zaufanie do wizji reżysera. Teraz wiem, że nieważne, jak odjechane ma pomysły, trzeba je wykonywać. Aktor ma zupełnie inną perspektywę filmu, który kreci. Nie widzi tego, co reżyser chce osiągnąć w postprodukcji. Stoi na tym zielonym tle i wygina się, rzuca, udaje, że walczy z czymś czego nie ma. Często protestuje, bo pomysły wydają mu się idiotyczne. Dopiero gdy widzi skończony produkt, zdaje sobie sprawę, że te rzeczy wcale nie były głupie. Na ekranie nagle mają sens i dobrze się prezentują. Tego właśnie się nauczyłam na planie Rekinado. Zaufania do reżysera i tego, by nie podważać jego decyzji.
fot Yana Blajeva/Syfy)
To wszystko? Nauczyłam się też doceniać filmów z gatunku science fiction. Kiedyś myślałam, że to głupie produkcje. Nie dawałam im nawet szansy. Teraz zdałam sobie sprawę, jakie to było głupie podejście z mojej strony. Kompletnie nieuzasadnione. Jest tyle wspaniałych produkcji z tego gatunku. Czyli nie byłaś fanką Star Wars: Episode V - The Empire Strikes Back czy Star Trek? Jeśli mam być brutalnie szczera, a dobrze nam się rozmawia, więc nie będę cię okłamywać, nie widziałam żadnej części ani jednej, ani drugiej produkcji. Zawsze dużo pracowałam i po prostu było mi na to szkoda czasu. Wolałam wyjść na spacer z psem czy spotkać się z przyjaciółmi, niż siedzieć przed telewizorem 2 godziny i oglądać sagę o rycerzu ze świetlnym mieczem. Czy po sukcesie tej serii dostajesz więcej propozycji grania właśnie w takich produkcjach? Zawsze tak jest, że jeśli dana seria odnosi sukces, to otwiera wiele nowych drzwi. Gdy American Pie zaczął bić rekordy w kinach, na biurku mojego agenta zaczęło pojawiać się od groma propozycji młodzieżowych komedii romantycznych. We wszystkich miałam grać podobne postaci. Tak więc teraz też otrzymuje propozycję dziwnych filmów z pogranicza Sci Fi. Jednak wszystkie z miejsca odrzucałam, bo zawsze byłam zajęta Rekinado. Co kończyliśmy jedną część, to mieliśmy chwilę przerwy i zabieraliśmy się za następną. Nie było czasu na zaangażowanie się w inny projekt. No dobrze, to patrząc wstecz na całą sagę: co było najbardziej niedorzeczną rzeczą, jaką kazano ci zrobić na planie? Bezapelacyjnie była to scena, w której moja postać rodzi, będąc w środku rekina. To było porąbane! Pamiętam, że gdy pierwszy raz przeczytałam scenariusz, zadzwoniłam do naszego reżysera i powiedziałam: „Chyba sobie jaja robisz!”. Tylko się zaśmiał. W tej nadchodzącej części też jest kilka odjechanych momentów, jak choćby ten, w którym spotykam prezydenta George’a Waszyngtona. Niewątpliwie rozpoczęliście ponownie trend przywracania rekinów do kina. Zaraz na ekrany wejdzie Meg z Jason Statham. Wydaje mi się, że przypomnieliśmy ludziom, że nie trzeba wymyślać jakichś kosmicznych stworów, które nawiedzają ziemię. Mamy na naszej planecie zwierzęta, które same w sobie są straszne i rekiny do nich właśnie należą. Nieważne, czy są częścią tornada, czy tak jak we wspomnianym The Meg, mają chyba z 27 metrów. Boimy się ich zawsze tak samo.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj