Oryginalność pracy Fullera w pełni doceniają prawdopodobnie tylko jego najwierniejsi fani. Stacje telewizyjne skracają jego kontrakty, a seriale padają ofiarą brutalnej marży zysku. Sam zainteresowany jednak z podniesionym czołem prze naprzód, otrzymując (o ironio!) coraz to ciekawsze propozycje. Obszar, w jakim egzystują jego postacie, jest na tyle charakterystyczny, iż stworzone przez niego uniwersum otrzymało swoją własną nazwę – Fullerverse. Pierwszym kamieniem węgielnym podłożonym pod podwaliny Fullerverse stał się serial Trup jak ja. Od tego momentu autor zaczął akcentować charakterystyczne dla siebie motywy: śmierć stała się jego stałym spoiwem, bohaterki nierzadko nosiły męskie imiona, kadry nieustannie osadzane były w wielobarwnej tonacji kolorystycznej, a spora liczba podtekstów i metafor skłaniała do sięgnięcia po wszystkie serie telewizyjne, które wyszły spod pióra amerykańskiego twórcy. Notabene każdy kolejny serial tworzony przez Fullera okazuje się lepszy od poprzedniego, a wyobraźnia ojca-założyciela zdaje się nie mieć granic. Niezrażony "klątwą", która ciąży nad jego twórczością (większość jego seriali została pogrzebana w czeluściach serialowej historii już po dwóch sezonach), mężnie przekazuje światu swoje niekonwencjonalne pomysły. Snuje historie o ponurych żniwiarzach, psychicznie chorych dziewczynach rozmawiających z przedmiotami, cukiernikach z mocą wskrzeszania zmarłych tudzież bierze historię najsłynniejszego socjopaty-kanibala i pisze ją na nowo. Wszystko to podaje w artystycznie dopieszczonej formie.

Spersonifikowana śmierć

Pierwszy serial Bryana Fullera opowiada o życiu po życiu. Jak udowadnia nam scenarzysta, żywot zmarłego zdaje się być o wiele ciekawszy niż regularna egzystencja. Trup jak ja opowiada historię nastolatki – Georgie "George" Lass – której największym życiowym osiągnięciem było śmiertelne zderzenie z deską klozetową spadającą z zawrotną prędkością ze stacji kosmicznej. Jej przygoda w Fullerverse jednakże dopiero się zaczyna. Georgia z miejsca awansuje na stanowisko Ponurego Żniwiarza. Do jej zadań należy zbieranie dusz ludzi, którzy ulegli nagłym wypadkom, popełnili samobójstwo lub zostali zamordowani. Z pomocą zmarłych przyjaciół nastolatka uświadamia sobie, iż dopiero teraz zaczyna naprawdę "żyć". Piękno pomysłu Fullera opiera się w głównej mierze na uczłowieczeniu śmierci. Wykorzystując popkulturowy wizerunek kostuchy, w czołówce serialu Bryan sugestywnie ukazuje, iż życie po śmierci wcale nie różni się od tego przed nią. Przebrane w czarne szaty postaci, dzierżąc w ręku stały atrybut Kostuchy, chodzą do pracy, robią pranie, wyprowadzają psa czy nawet grają w koszykówkę z żyjącymi. Idea przedstawiona na początku każdego odcinka konsekwentnie realizowana jest w całej dwusezonowej serii. Bohaterzy niczym nie wyróżniają się spośród tłumu śmiertelników. Charakter postaci został nietknięty przez niefortunne zdarzenia, a jedyną widoczną zmianą w ich życiu jest zgoła inna aparycja. Georgia pozostaje więc zblazowaną dziewczyną, której monotematyczny wyraz twarzy nie zmienia się nawet po śmierci. Ciekawym elementem serialu jest istnienie chochlików-psotników odpowiedzialnych za wszelkie możliwe wypadki. Fuller więc nie tylko w pełni personifikuje śmierć, lecz również jej nieodłączny element – przeznaczenie.

W jego debiucie co prawda brak stylistycznie wysmakowanych kadrów, lecz już w kolejnym projekcie zaczyna to ulegać etapowej zmianie. "Magia Niagary" pomimo całego swojego uroku, bohaterki z charakteru bardzo podobnej do swojej poprzedniczki czy motywu przemiany egzystencjalnej osiągniętej przy pomocy gadających przedmiotów martwych stanowi niestety tylko jednosezonowy punkt w filmografii scenarzysty.

[image-browser playlist="585722" suggest=""]

Ciasta, zmarli i stokrotki

W 2007 roku dzięki uprzejmości stacji ABC zostaliśmy uraczeni cudownie bajkowym, lecz równocześnie groteskowo mrocznym serialem spod pióra Fullera. Gdzie pachną stokrotki to kompilacja najlepszych pomysłów amerykańskiego twórcy. Ned (wspaniały Lee Pace) piastuje w uniwersum Fullera dwa stanowiska: oficjalnie jest cukiernikiem w cudownie uroczej cukierni "Pie Hole", natomiast na boku dorabia do spółki z detektywem Emersonem Codem, rozwiązując zagadki kryminalne. Chłopak posiada niezwykłą moc – potrafi przywracać zmarłych do życia. Charlotte "Chuck" Charles to nie tylko kolejna ofiara brutalnej zbrodni, ale również ukochana Neda z czasów dzieciństwa. Ta miłość z pewnością nie zardzewiała, a więc ożywiona zmarła dołącza do śmiertelnej obsady. Jednak istnieje pewien haczyk – jeśli Ned kiedykolwiek dotknie Chuck, dziewczyna od razu padnie martwa. Tym samym rodzi nam się niemal idealny wątek melodramatyczny. Uczucie, jakim darzą się protagoniści, jest szczere, a każdy kolejny pomysł na obejście uciążliwego problemu "niedotykania" jest równie słodki jak ciasta pieczone przez cukiernika (słynny pocałunek przez folię spożywczą).

Serial stanowi idealną odskocznię od ponurej rzeczywistości. Świat Neda i jego przyjaciół z pozoru niczym nie różni się od normalnego, lecz za każdym razem odnosi się wrażenie, iż znajdujemy się w nieokreślonym miejscu i czasie – przejaskrawionym i onirycznym. Kolorystyka zastosowana przez twórców zdecydowanie stanowi esencję serialu. Już plakaty promocyjne dają przedsmak tego, co możemy doświadczyć, oglądając poszczególne odcinki. Piękno przedstawienia nie dotyczy jednak tylko tła, lecz również samych bohaterów. Garderoba Chuck wyjęta jest wprost z pin-upowego okresu, a trupy, które ścielą się gęsto, nigdy jeszcze nie były tak urokliwe. Bajkowość śmierci jest wprost proporcjonalna do jej mrocznego obrazu prezentowanego w Hannibalu. Ciała ożywiane przez cukiernika zachwycają pomysłowością w wymownym przedstawianiu okoliczności śmierci danej osoby. Fuller prześciguje sam siebie w kreowaniu ostatniego etapu życia człowieka. Oniryzm scenerii nie jest na szczęście pozbawiony groteski i swego rodzaju mroku, nieodmiennie związanego z obrazowaniem czyjejś śmierci. Wisienką na torcie jest natomiast narrator (charakterystyczny głos Jima Dale’a). Fuller ironizuje popularne chrześcijańskie stwierdzenie "nie znamy dnia ani godziny", bowiem wszechwiedzący głos zza kadru potrafi określić go co do sekundy. Z pomocą tych elementów twórca serwuje nam pięknie przystrojoną czarną komedię kryminalną podaną w dwóch sezonach.

[image-browser playlist="585723" suggest=""]

Bon appetit

Po wielu historiach opowiedzianych lekkim tonem przyszedł czas na poważniejsze przedsięwzięcie. Bryan zmiótł wszystko ze swojego stołu i na warsztat rzucił prawdziwie kultową postać. Mowa tu oczywiście o najinteligentniejszym kanibalu świata. Po premierze zawrzało, a telewizyjne społeczeństwo zostało podzielone – w gronie reprezentantów znaleźli się jak zwykle hejterzy, zwolennicy oraz liczne grono fandomowych wielbicieli nowej odsłony historii o Hannibalu Lecterze. Po Internecie szybko rozprzestrzeniły się hasła "Help Will Graham", a nowy Lecter kojarzony był przede wszystkim z jelenim porożem. Bryan Fuller znowu zamieszał…

Poprzez nieustanne parafrazowanie twórczości Harrisa scenarzysta stworzył najmroczniejszy serial w swoim emploi. Uniwersum, w którym do tej pory egzystował dr Lecter, w pełni zostało przeinaczone na potrzeby umysłu Fullera, który koniec końców okazał się jednym z najciemniejszych miejsc scenopisarskiego wszechświata. Autor tworzy zbrodnie, jakie nigdy jeszcze nie były przedstawiane na małym ekranie. Niewyczerpalność morza pomysłów udowadnia chociażby niedawnym odcinkiem, w którym z ludzkiego ciała zrobił ul. Kiedy sądzimy, że Fuller już niczym nas nie zaskoczy, po raz kolejny przecieramy oczy przed ekranem – ludzkie anioły ze skrzydłami stworzonymi z płatów ciała ludzkiego, indiański totem ze zmarłych czy ludzki ogród botaniczny. Fuller nie krępuje się i epatuje szczegółami swego umysłu w pełnym tego słowa znaczeniu. Wydawać by się mogło, że kamera potrafi przedrzeć się przez każdy centymetr ciała, docierając prosto do wnętrza człowieka, odsłaniając jego duszę. Kolorystyka Hannibala jest w pełni stonowana. Nie ma tu miejsca na bajkowe klimaty rodem z Gdzie pachną… czy zwyczajność świata przedstawionego w Trup jak ja. Królują granaty, fiolety, szarości, brązy i czernie, ciemna zieleń miesza się z beżem. Momentami doznajemy przebłysku czerwieni, światło natomiast zostaje przytłumione, przez co stanowi dopełnienie ponurej scenerii. Równie ważnym elementem obrazowania hannibalowej śmierci są potrawy przygotowywane przez tytułowego antybohatera. Głównym dostawcą wszelkich składników mięsnych jest oczywiście Kostucha. Jako jedyni mamy zaszczyt podglądać Hannibala w kuchni, gdzie swoją pasję do anatomii i zabijania przekuł w jeden z najwspanialszych talentów kulinarnych, jakich nie skrytykowałby nawet sam Gordon Ramsay. Twórcy serialu stworzyli wszystkie dania na ekranie z pomocą konsultanta żywieniowego José Andrésa, który czuwał nad realizmem "ludzkiego mięsa". Feeria dekoracji i zapachów umiejętnie skrywa sekret psychopaty i tylko uświadomiony widz jest w stanie wyłapać cierpki smaczek owych scen.

Wyobraźnia Fullera współmierna jest do jego niezwykłego talentu wydobywanego za pomocą współczesnej techniki oferowanej przez telewizyjne medium. Wykreował zgoła odmienny świat, w którym niektóre postacie swobodnie przemieszczają się między serialami, a wyszukiwanie owych epizodów jest prawdziwą ucztą dla fanów Fullerverse. Jego seriale wizualnie prezentują się równie pięknie jak dania przygotowywane przez Hannibala Lectera, a same w sobie są groteskowe i odrażające niczym główny składnik potraw socjopatycznego lekarza psychiatrii.

[image-browser playlist="585724" suggest=""]


Drugi sezon serialu Hannibal debiutuje w Polsce na antenie AXN 2 kwietnia o godzinie 23:00.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj